Coś się stało z dofinansowaniem Domów Pomocy Społecznej. W naszym regionie najostrzej widać to na przykładzie Chełmna, gdzie nasi związkowcy niemal rozpaczliwie walczą o zbliżone do godnego wynagrodzenie za trudną pracę (pisaliśmy), jednak po rekonesansie wychodzi, że i w wielu innych placówkach „nie jest fajnie”.
Dodatkowe środki na podwyżki dla pracowników ochrony zdrowia, gwarantowane przez ustawę o minimalnych wynagrodzeniach, dostaną tylko zakłady opiekuńczo-lecznicze i pielęgnacyjno-opiekuńcze, które mają kontrakty z NFZ, natomiast domy pomocy społecznej i inne ośrodki opieki długoterminowej, których działalność nadzoruje Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej, już nie. Dziwaczne? Gorzej, że to może załamać system opieki nad osobami starszymi i niepełnosprawnymi również dlatego, że pracę rzucą doświadczeni, wyszkoleni pracownicy.
W pierwszej kolejności pielęgniarki, ponieważ wielu DPS-ów zwyczajnie na nie nie stać. Ustawa o minimalnych wynagrodzeniach w opiece zdrowotnej, w wersji przyjętej przez Sejm zakłada ona, że od 1 lipca podstawowa pensja pielęgniarki z wyższym wykształceniem i specjalizacją wyniesie min. 7,3 tys. zł brutto. Pielęgniarka bez tytułu magistra zarobi min. 5,8 tys. zł, a opiekun medyczny – 4,9 tys. zł. W wersji, którą uchwalił Senat, przedstawiciele wszystkich zawodów medycznych mają otrzymać dodatkowo jeszcze po 1472 zł podwyżki.
Tymczasem w zakładach opiekuńczych jest ok. 60 tys. osób potrzebujących opieki długoterminowej, w domach pomocy społecznej – ponad 100 tys., ale potrzeby są znacznie większe, tylko brakuje dla nich miejsc. Wskazują na to choćby dane ZUS o liczbie osób pobierających zasiłek 500 plus dla niesamodzielnych. Pobiera go ok. 600 tys. osób!
Z punktu widzenia związkowego dostrzegamy powstające coraz to nowe komisje zakładowe w różnych DPS. Od dawna wiemy, że taki trend jest oznaką trudnej sytuacji branży ale też nadchodzącego wybuchu społecznego, którego skutki (straty) akurat tu są nieprzewidywalne.
Red.