Zarząd Regionu Toruńsko-Włocławskiego NSZZ "Solidarność", ul. Piekary 35/39, 87-100 Toruń
tel. 56 622 41 52, 56 622 45 75, e-mail: torun@solidarnosc.org.pl

W IMIENIU RZECZPOSPOLITEJ

środa, 11 Styczeń, 2023

11 stycznia 1945 roku, w samym centrum Torunia miała miejsce ostatnia, za to bardzo brutalna i krwawa spektakularna akcja Armii Krajowej Inspektoratu Toruń.

A wszystko zaczęło się w styczniu 1940 roku, gdy podoficerowie garnizonu toruńskiego biorący przed wojną udział w pracach dywersji pozafrontowej, działając w warunkach konspiracji powołali do życia tajną organizację pod nazwą Polska Armia Powstania, która bardzo szybko stała się – obok Tajnej Organizacji Wojskowej „Gryf Pomorski”- jedną z największych regionalnych zgrupowań konspiracyjnych funkcjonujących na Pomorzu. W bieżącej walce z okupantem PAP koncentrowała się przede wszystkim na: akcjach sabotażowo-dywersyjnych, wywiadzie, pomocy jeńcom wojennym i aresztowanym, upowszechnianiu informacji z nasłuchów radiowych itp. Prowadzili także walkę partyzancką kierując kilkoma oddziałami operującymi w lasach od Torunmia do Chojnic. Jednak głównym celem PAP było przygotowanie struktur, które w odpowiednim momencie miały wziąć udział w powstaniu zbrojnym na Pomorzu Nadwiślańskim w ramach ogólnopolskiego wystąpienia.

Kolejni dowódcy PAP, a także ich sztaby, pomimo poprawnej, momentami przyjaznej, choć raczej incydentalnej współpracy, silnych nacisków politycznych nie godziły się na włączenie do struktur Armii Krajowej do końca wojny pozostając niezależnymi. Sztab PAP znajdował się w Toruniu, zaś pierwszym dowódcą był chorąży Jan Stachowiak ps. „Franciszek”, zaś po jego dość nagłej śmierci (5 kwietnia1943) schedę po nim objął Edward Słowikowski ps. „Biały Grot”, „Edward”.

Niemal od początku istnienia Polską Armię Powstania prześladował dziwny pech, ponieważ co jakiś czas następowały spore „wsypy”. Zwłaszcza, gdy dowództwo objął E. Słowikowski „Biały Grot” niektóre z aresztowań „zgarniały” po kilkudziesięciu, a latem w 1944 zdarzyło się nawet kilkuset(!) konspiratorów zatrzymanych przez Gestapo naraz.

Najdziwniejsze było to, że pomimo tragicznych „wsyp” ewidentnie znamionujących, że z bezpieczeństwem, szczelnością konspiracji jest coś nie tak – cały czas trwał skuteczny… nabór nowych członków.

W końcu stało się jasne, że w organizacji działa szpicel – zdrajca. Sytuacja była bardzo groźna dla całego środowiska toruńskich niepodległościowców również ze względu na słabe ale jednak powiązania między PAP, a toruńską komendą Armii Krajowej. To skłoniło kierujących kontrwywiadem AK do wszczęcia energicznego śledztwa w celu wykrycia szpicla.

Zwrócono wówczas uwagę na osobę Słowikowskiego, chociaż toruńscy wywiadowcy AK mieli na początku ogromne trudności z ustaleniem, kto właściwie jest komendantem Polskiej Armii Powstania kryjącym się pod pseudonimem „Biały Grot”, ponieważ co kilka dni „ujawniano” kogoś innego. Musiało minąć nieco czasu, nim ustalono bez wątpliwości, że pod nazwiskami: Edward Słowikowski, Rudzki, Podhalański, Burchardt, Jastrzębski, Lewandowski i Jan Trzebiatowski, występuje jedna osoba i że właśnie ona jest „Białym Grotem”.

Wówczas wyszło też, że szef PAP po swoim aresztowaniu w początkach 1944 roku został w podejrzanych okolicznościach zwolniony z więzienia bydgoskiego gestapo (choć on sam twierdził, że uciekł). Powiązano liczne przypadki wpadek rozmaitych ludzi konspiracji z osobą i działalnością podejrzanego. Nadzór nad rozpracowaniem szpicla wziął na siebie sam komendant Toruńskiego Inspektoratu porucznik Bolesław Pietkiewicz.

Objęto stałą obserwacją mieszkanie (wynajmowane) Słowikowskiego przy ul. Podmurnej. Do śledztwa włączyła się Komenda Okręgu Pomorskiego AK, która wydała rozkaz szczegółowego rozpracowania; łącznie ze sporządzeniem rysopisów przywódców PAP, ich fotografii, szkiców itp. Dowódcą specjalnej grupy „obserwatorów” został członek kontrwywiadu toruńskiego Inspektoratu AK Leszek Stankiewicz „Ketling”.

W stosunkowo krótkim czasie zebrano mnóstwo dowodów na wrogą działalność Słowikowskiego (a także jego najbliższych współpracowników) i na podstawie ich analizy 27 listopada Komenda Okręgu Pomorskiego AK wydała rozkaz o przystąpieniu do likwidacji zdrajcy. Potrzebny był oficjalny wyrok, ponieważ nawet pomijając sprawy formalne, to przecież Słowikowski wciąż był komendantem sporej, konspiracyjnej, polskiej organizacji podziemnej. Wystąpiono (rzecz jasna dołączając materiały śledztwa) do tajnego Wojskowego Sądu Specjalnego o wydanie wyroku, zaś ten, po wnikliwej rozprawie (przewodził sędzia występujący pod pseudonimem „Dąb”, natomiast oskarżał prokurator „Wala”) na początku grudnia 1944 roku sprecyzował orzeczenie.

Na „Białego Grota” i jego najbliższych współpracowników; Bolesławę Kalińską, Franciszka Brzeskiego, wydano wyrok śmierci.

Od tego momentu zajęto się „techniczną stroną” wykonania wyroku, tym bardziej, iż dotyczył aż trojga osób.

Początkowo rozważano możliwość ściągnięcia do Torunia grupy egzekutorów z zewnątrz, jednak komendant Pietkiewicz uznał, że wyrok wykonają sami. Rozkazem powołał specjalny zespół, zaś jako bezpośredniego wykonawcę wyznaczył zaufanego żołnierza Armii Krajowej Józefa Śliwowskiego „Skrzata”.

Był to człowiek absolutnie oddany sprawie. Szczupły, przeciętnego wzrostu, niczym specjalnym nie wyróżniający się z tłumu. Dotąd nie wypełniał podobnych zadań, ponieważ w Armii Krajowej zajmował się kwestiami kontrwywiadu, propagandy, łączności (min. miał stały kontakt z Inspektoratem Brodnica).

11 stycznia 1945 roku Pietkiewicz osobiście wręczył Śliwowskiemu wyrok, wraz z poleceniem udania się po godz. 21 na ulicę Prostą 15, gdzie w podwórzu od nieznanej wcześniej kobiety, po podaniu hasła otrzymał paczkę z pistoletem.

Ciekawe, że była to broń produkcji radzieckiej – prawdopodobnie TT 7.63– z pięcioma nabojami w magazynku.

W tym czasie ludzie z grupy specjalnej obserwowali lokale, gdzie przebywał Słowikowski. Ten, mniej więcej około godz. 21.30, w towarzystwie swoich współpracownic Kalińskiej i Cieszyńskiej wyszedł z mieszkania przy ul. Jęczmiennej.

Całą akcję świetnie opisał żołnierz AK Tadeusz Zalewski ps. „Nałęcz” (relacja w archiwum Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej Toruń)

.

Ulica Podmurna pustoszeje. U jej wylotu, od strony teatru stoi Leszek, w pobliżu skrzyżowania Podmurnej z Szewską stoi Julia;. Mimo znacznej odległości widzą się nawzajem, a to jest konieczne. Stoją dość długo, już tak długo, że można odczuć mróz. Skręcają w ulicę Most Pauliński. Julia zdążyła dać znak „Skrzatowi”. Kiedy go minęli ruszył za nimi, a w znacznej odległości za „Skrzatem”- Julia i Leszek.

Stają nagle przy ulicy Jęczmiennej, kiedy kobieta i mężczyzna wchodzą do kamieniczki pod nr 17. Zajmują swe stanowiska – Julia u wylotu ul. Sukienniczej i Nowomiejskiego Rynku, Leszek u wylotu ulicy Sukienniczej i Wysokiej, Znowu czekają. Dość długo. Ochłonęli już, czekają- zaczyna być coraz zimniej, ale „oni” wychodzą z brany, z nimi jeszcze jedna kobieta.

Mężczyzna bierze je pod rękę i wchodzą w ulicę Sukienniczą. Rozweseleni zdążają na prywatkę odbywającą się u gestapowców przy ul. Warszawskiej nr 13.

„Skrzat” zza węgła ul, Zaszpitalnej idzie za nimi, przyspiesza kroku, chwilami podbiega. Jest już bardzo blisko. Z prawej kieszeni płaszcza wyciąga broń. Strzela dwa razy do mężczyzny. Wymierzony strzał trafia pod lewą łopatkę, drugi – ugodził w głowę. Konfident runął na chodnik staczając się do rynsztoku. Do kobiety – tej z lewej strony – Heleny von Cieszyńskiej strzela raz, pocisk trafia w serce i konfidentka pada martwa na chodnik. Następna konfidentka Bolesława Kalińska ucieka przez jezdnię, .”Skrzat” strzela, ta chwyta się za krwawiące ramię, ale ucieka jeszcze szybciej.

„Skrzat” zawahał się — nie wolno mu wystrzelić ostatniego naboju z pięciu jakie miał. Mężczyzna i kobieta leżą martwi przed domem z numerem 8. „Skrzat” wycofuje się ul. Szpitalną i dalej (dzisiejszymi) Wałami Gen Sikorskiego. Obserwatorzy Julia i Leszek także spełnili swoje zadania, już ich nie ma. Natychmiast nadjeżdża patrol niemieckiej policji, zaczyna się bieganina”…

Tak skończyli zdrajcy.

Dodajmy, iż Kalińska, wkrótce po zamachu została aresztowana przez gestapo i odtąd wszelki ślad po niej zaginął.

Zastrzelona Cieszyńska wprawdzie nie była objęta wyrokiem, tym niemniej należała do najbliższych współpracowników zdrajcy.

Zwłoki Słowikowskiego i Cieszyńskiej gestapo dopiero około 4 rano pozwoliło przewieźć do szpitalnej kostnicy (dotąd leżeli na ulicy, gdy funkcjonariusze zbierali ślady). Na szczęście dyżur w kostnicy miał powiązany z AK przedwojenny oficer rezerwy Józef Siekierkowski, który skrycie przeszukał kieszenie Słowikowskiego i znalazł rozmaite dokumenty mogące mocno zaszkodzić polskiemu podziemiu. Chwilę po tym wpadli gestapowcy, by dokonać rewizji zwłok. Niczego nie znaleźli.

Wychodząca w okresie okupacji toruńska gazeta „Thorner Freiheit” w numerze z 13/14 stycznia 1945 doniosła o zamachu „na kupca Jastrzębskiego” (jedno z nazwisk Słowikowskiego) i jego towarzyszkę, a jednak za informację o zabójcach obiecano sporą kwotę, bo aż 5 000 marek. Trzy dni później podwyższono do 10 000 marek, ale nikt się nie zgłosił…

Franciszek Brzeski uniknął śmierci z rąk egzekutora AK. W 1945 roku poszedł na współpracę z nową władzą ludową, a nawet wstąpił do Polskiej Partii Robotniczej. W lutym 1946 r aresztowali go funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa i wszelki ślad po nim przepadł.

Skrzat” Józef Śliwowski po wojnie dostał medal i dożył w zdrowiu 85 lat, zmarł 10 kwietnia 1983 roku.


Niżej na mapie Torunia zaznaczona ul. Sukiennicza – samo centrum miasta….

txtPiotrGrążawski