Zarząd Regionu Toruńsko-Włocławskiego NSZZ "Solidarność", ul. Piekary 35/39, 87-100 Toruń
tel. 56 622 41 52, 56 622 45 75, e-mail: torun@solidarnosc.org.pl

UŚMIECHNIĘTY JEZUS Z POMORZA

piątek, 17 Kwiecień, 2020

  Sanktuarium Maryjne w Rywałdzie – barokowy kościół i klasztor oo. kapucynów w Rywałdzie, ok. 3 km od Radzynia Chełmińskiego. Miejsce kultu Matki Bożej Rywałdzkiej znajduje się na terenie działania naszego Regionu NSZZ „Solidarność”.

Najstarsza wzmianka o kościele w Rywałdzie Królewskim pochodzi z 1319 roku. Obecna świątynia, czwarta z kolei wybudowana w tym miejscu, pochodzi z XVIII wieku i była poddawana licznym modyfikacjom architektonicznym. Obiektem szczególnego kultu jest drewniana figura Matki Bożej Rywałdzkiej, datowana na przełom XIV i XV wieku.

Zespół klasztorny składa się z jednonawowego kościoła z lat 1689–1733 i murowanego klasztoru z roku 1748. Całość otoczona jest murem z XVIII/XIX w. Prezbiterium kościoła kryte sklepieniem konchowym na gutrach, a nawa – sklepieniem kolebkowym. Wewnątrz wystrój późnobarokowy i rokokowo-klasycystyczny (2 poł. XVIII w.).

Klasztor i kościół oo. kapucynów są także celem pielgrzymek polskich Romów. W dniach 25 września 1953 – 12 października 1953 internowany w klasztorze był prymas – kardynał Stefan Wyszyński (o czym jeszcze będzie okazja napisać).  


 

Uśmiechnięty Jezus z Pomorza

Czas epidemii niespecjalnie obfituje w pogodne momenty i obrazy. Zasłonięci maskami, trudni do rozpoznania przemykamy ulicami naszych miast, uważając, żeby „niczego nie złapać”. Wielu pociechy szuka w wierze, a jeśli już jakimś cudem zmieści się w limicie ilości wiernych mogących wejść do kościoła, to dostrzega, że i tu otacza nas wystrój poważny, surowy, często wręcz smutny (co zrozumiałe). Ba, nawet nie wszystkie przedstawienia (malowane i rzeźbione) Bożego Narodzenia emanują pogodą, posągi świętych… W czterech kanonicznych ewangeliach też nie znajdziemy ani jednej wzmianki – takiej na wprost – mówiącej o tym, że Jezus kiedykolwiek bodaj się uśmiechał, a przecież to chyba nie jest możliwe!

 Możliwe, że ewangeliści pożałowali atramentu na wspominki o pogodnych chwilach Zbawiciela, bo uznali je za mało istotne i tak oczywiste, że nie warto było mieszać ich do biblijnego przekazu (choć zdaniem znajomego księdza, takich wzmianek jest sporo w apokryfach). Możliwe, że wynika to z postawy starożytnej filozofii, a nawet starotestamentowych zapisów, choćby takich, jak w Księdze Syracha: „Głupi przy śmiechu podnosi swój głos, natomiast człowiek mądry ledwie trochę się uśmiechnie”( Syr 21,20).  Przy takiej atmosferze może nie trzeba się dziwić ewangelistom, choć ich postawa miała daleko idące konsekwencje, ponieważ wpłynęła na sposób ukazywania Jezusa przez dziesiątki pokoleń malarzy i rzeźbiarzy. Nie znajdziemy uśmiechniętego Jezusa u niezrównanego Rafaela Santi, nie ma u Michała Anioła, Leonarda da Vinci, Veronese’a, Tintoretta ani mistrza nastroju Tycjana. Nie namalował go nawet Rembrandt – specjalista od wszelakich uczuć, ani żaden ze znanych Polaków.

O ile od biedy jeszcze można zrozumieć, że dorosły, nauczający Jezus prawdopodobnie rzeczywiście nie miał nadmiaru okazji do śmiechu, czy nawet uśmiechu (choć wątpię, aby garnące się do niego dzieci przyciągał kamienną miną), to Dzieciątko Jezus ukazane na setkach tysięcy bożonarodzeniowych i „świętofamilijnych” ilustracji, obrazów, rzeźb z nadzwyczaj poważnym wyrazem twarzy to już chyba przesada! Wytłumaczeniem jest jedynie trwająca do XX wieku atmosfera nie akceptowalności śmiechu w sztuce religijnej, a także odwoływanie się do symboliki, narracji ściśle religijnej, gdzie malutki Chrystus musiał przypominać o czekającej go w perspektywie kaźni.

Niemal w całej Polsce nie znajdziecie uznanego(!) dzieła z uśmiechniętym małym Chrystusem (dorosłym zresztą też). Dlaczego „niemal”? Ano dlatego, że znamy dwa wyjątki i oba są na naszym ukochanym Pomorzu Nadwiślańskim! Jeden w kociewskim Piasecznie, a drugi w Rywałdzie, tym za Jabłonowem Pomorskim.

Pomorskie sanktuarium

Dawno, dawno temu, a gdzieś tak w okolicach pierwszej połowy XII wieku ziemią, gdzie znajduje się dzisiejsze Piaseczno zawiadywali pobożni rycerze hiszpańscy z Zakonu Calatrava (Kalatrawensi), założonego wiek wcześniej w hiszpańskim zamku Calatrava. Ci zakonnicy-rycerze osadzeni zostali – prawdopodobnie przez Zakon Cystersów z Oliwy – ok. 1220 r. w pobliskiej wsi Tymawa. W 1305 r. ziemię przejęli Krzyżacy. W latach 1347-48 , czyli wówczas, gdy godność wielkiego mistrza sprawował były komtur Brodnicy (1340-43) Henryk IV Dusemer von Arfberg i prawdopodobnie z jego inicjatywy wybudowano w Piasecznie murowany z cegły, niewielki kościół pw. Najświętszej Maryi Panny (dziś stanowiący prezbiterium późniejszego – większego).

Stałby sobie spokojnie ten prowincjonalny kościółek może i do dnia dzisiejszego nietknięty przez historię, gdyby nie tamten pogodny koniec lata 1379 roku… Otóż przejeżdżał wówczas okolicą dzielny, a pobożny smolarz, wraz ze swym sparaliżowanym synem. Że kawał drogi mieli już za sobą postanowili odpocząć w cieniu kościółka, boć to przy otoczonej lipami świątyni zawsze jakoś tak bezpieczniej, raźniej, jakby bliżej Boga. Ukojony tym przeświadczeniem smolarz szybko zasnął, lecz jego syna opadło dziwne wzruszenie. Ponieważ nie mógł się ruszać więc wbił wzrok w gęstwinę liści najbliższej z lip i mruczał niespiesznie pacierze. Wtem uczuł obecność kogoś trzeciego. Zamknął oczy, a gdy je otworzył dostrzegł stojącą przy nim Piękną Panią. Podała mu na dłoni wodę ze źródła, którego przedtem ani on, ani ojciec nie zauważyli. Gdy przełknął, Pani z uśmiechem poleciła mu wstać i ugasić pragnienie samemu… Nie znamy dalszych szczegółów tego wydarzenia. Wydaje się, że i ojcu dane było widzieć niezwykłą postać Bogurodzicy z Dziecięciem na ręku, skoro na podstawie relacji obu świadków powstała później Cudowna Figurka. Jak długo trwało widzenie? Czy padły jeszcze jakieś słowa z ust Madonny? Te pytania pozostają bez odpowiedzi, wiadomo tylko, że chłopak natychmiast odzyskał zdrowie… Ojciec i syn zostawili po sobie materialne świadectwo owego niezwykłego objawienia. Jest nim piękna, lipowa figurka uśmiechniętej Matki Bożej z małym Jezusem także obdarzonym subtelnym uśmiechem. Całość ma około 110 cm wysokości.

Przez następne wieki działy się wokół figury rzeczy i cuda niepojęte, a ona sama przetrwała pożary, wojny, rabunki, szatańskie ataki (hitlerowca, który podniósł swoją parszywą rękę na sanktuarium w tej samej chwili, na oczach świadków zrzucił, a potem zatłukł kopytami jego własny koń), aż zasłużyła na dostojne miano Królowej Pomorza.

Tuż za Jabłonowem Pomorskim

Przed siedmioma wiekami, za kilkoma wzgórzami, podczas długiej i ciężkiej zimy pewien rycerz z krzyżackiego konwentu zamku w Radzyniu (20 kilka km od Grudziądza) wyrzeźbił z drewna lipowego 75 cm figurę Matki Bożej trzymającej na ramieniu uśmiechnięte Dzieciątko Jezus. Ponieważ dzieło wyglądało na zbyt swobodne jak na ówczesne standardy i jakoś nie można było znaleźć dla niego odpowiedniego miejsca w obrębie zamku, to rycerz postanowił umieścić ją w malutkiej kapliczce na rozstaju leśnych dróg, w miejscu zwanym Libenwald.

Wkrótce po tym przechodzący w pobliżu nowi osadnicy spostrzegli niezwykły blask, jaki bił od figury. Postanowili przenieść ją do kościoła w Radzyniu, jednak ta – w cudowny sposób powróciła na swoje poprzednie miejsce, gdzie znów otoczyła ją jasność. Ludzie zrozumieli, iż tu jej miejsce, a w 1312 roku krzyżacki komtur Radzynia wystawił dokument lokacyjny dla wsi Libenwald (późniejszy Rywałd), gdzie wzniesiono najpierw kaplicę, zaś wkrótce skromny kościół. Stał się on centralnym dla dość pospiesznie wydzielonej parafii, co może świadczyć, że już wówczas istniał kult cudownej figury, którą to słynny badacz Pomorza ks. Stanisław Kujot określił „piękniejszą od innych figur”. Nadto znawcy sztuki religijnej byli zachwyceni faktem, że zarówno Maria, jak i mały Jezus – po prostu –  uśmiechali się; tak po prostu, zwyczajnie jak to czasem robią ludzie, gdy ich coś cieszy, bawi, raduje…

  Sława miejsca rosła, a szczególnie zasłużyli się w szerzeniu kultu Madonny Rywałdzkiej ojcowie kapucyni, których w 1748 r. sprowadził biskup chełmiński Wojciech Leski.

W 1930 roku zaszło tu niezwykłe, zasługujące na osobny opis (kiedyś tam) wydarzenie. Tabor cygański jadący wozami z Brodnicy w kierunku Grudziądza, zatrzymał się tu aby pozwolić spokojnie umrzeć beznadziejnie choremu dziecku. Jednak zdesperowana matka ani myślała się poddać i gorąco prosiła Madonnę Rywałdzką o cud uzdrowienia. jej wiara, jej ufność, jej desperacja była tak wielka, tak absolutna, że…

Stało się! Dziecko doznało łaski uzdrowienia. Młoda Cyganka nie wiedząc co ma zrobić z wdzięczności – obcięła swój kruczoczarny warkocz i złożyła w ofierze na ołtarzu. Odtąd figurę nazwano Matką Bożą Cygańską, a do klasztoru zaczęli przybywać – ze swoimi wędrownymi taborami i licznymi rodzinami – Romowie. Cudowną Figurę adorował także ksiądz kardynał, prymas Stefan Wyszyński, więziony przez władze komunistyczne od 26 września do 12 października 1953 r. (jego obskurnej celi pilnowało 20 (!) funkcjonariuszy UB, zakazano odprawiania Mszy św. w kościele)…. Dziesiątki historii…. Na środkowym odcinku trasy z Grudziądza do Brodnicy. Byliście tam?…

text&foto Piotr Grążawski