Kultura za byle jakie pieniądze
niedziela, 9 Grudzień, 2018
„Toruń kulturą stoi” – stwierdzenie- hasło absolutnie prawdziwe. Miasto rzeczywiście emanuje nią na spory obszar województwa, przyciągając do siebie różnorodną ofertą w tej dziedzinie. Statystycznie w ciągu miesiąca w Toruniu odbywa się średnio aż sto różnego formatu i wielkości imprez kulturalnych: festiwali, koncertów, wystaw, spektakli teatralnych, przeglądów poetyckich i fotograficznych oraz plenerowych pokazów historycznych. Pod tym względem jesteśmy w czołowej grupie na branżowej mapie Polski.
Samorządowy dokument (miasto) „Wizja strategiczna dla kultury w Toruniu do 2020 roku” deklaruje, że „kultura jest dla Torunia najważniejszym motorem rozwoju miasta w powiązaniu z rosnącym ruchem turystycznym powodowanym ciekawą i przyciągającą ofertą kulturalną”. Czytamy tam też, że „dziedzictwo kulturowe, zabytki, historia, wielcy Torunianie to najważniejsze atuty Miasta, wyznaczające pewne standardy wysokiej jakości oferty i aktywności kulturalnej”, a w związku z tym „Toruń stwarza sprzyjające warunki dla wysokiej sztuki oraz dla twórców debiutujących, staje się sceną dla nowych trendów, zjawisk w sztuce i nowych twórców i organizatorów”.
DWA MUZEA Z CZOŁÓWKI
Jednym z najsmaczniejszych kawałków tego wspaniałego kulturalnego tortu, który Toruń oferuje mieszkańcom i turystom są muzea. Kilkanaście i wciąż ich przybywa. Różny jest ich poziom, zbiory, tematyka, ceny, ale pewnie zgodzimy się, że dwie placówki są tu wiodące, już choćby ze wzglądu na swoją wielkość, ilość najcenniejszych eksponatów, sposób ekspozycji itd., są to Muzeum Etnograficzne im. Marii Znamierowskiej-Prüfferowej oraz Muzeum Okręgowe (kolejność można odwrócić, bo jest bez znaczenia). To ostatnie, jedno z najstarszych w Polsce (157 lat istnienia!), mające swoją siedzibę we wspaniałym, przesiaknietym historią gotyckim Ratuszu Staromiejskim jest prawdziwym gigantem zajmującym kilka nieruchomości (choćby znany w świecie Dom Kopernika), posiadającym wiele działów (w tym sztuki, archeologii, kultur pozaeuropejskich) podzielonych na „podgrupy” (sztuka gotyku, malarstwo polskie, specjalistyczna biblioteka i inne).
Muzeum Etnograficzne im. Marii Znamierowskiej-Prüfferowej w Toruniu zajmuje się różnorodnymi aspektami polskiej kultury ludowej. Powstało 1 stycznia 1959 r. z Działu Etnograficznego Muzeum Miejskiego, który zorganizowała w 1946 r. dr Maria Prüfferowa wspólnie z mgr Marią Polakiewicz oraz mgr Kaliną Antonowicz. Podstawowym zadaniem placówki jest gromadzenie, naukowe opracowywanie, przechowywanie, ochrona, konserwacja i udostępnianie dóbr kultury. Muzeum gromadzi także materiały dokumentacyjne dotyczące etnologii oraz nauk pokrewnych. Prowadzi również działalność edukacyjną i wydawniczą oraz współpracuje z organizacjami posiadającymi podobne cele w całej Polsce, ponieważ taki ma zasięg działania, choć „ze szczególnym uwzględnieniem terenów województwa kujawsko-pomorskiego”.
O ile Muzeum Okręgowe należy do miasta Torunia, to funkcje właścicielskie do Muzeum Etnograficznego sprawuje samorząd województwa.
BILETER Z WYŻSZYM I ANGIELSKIM ZA…
Teraz należy przejść do najważniejszego, wcale nie tak oczywistego jak to by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka; w obydwu muzeach pracują ludzie… Wielu z nich to wykształceni w wąskich specjalizacjach eksperci, ba! Naukowcy z tytułami za którymi stoją konkretne działa, konkretne osiągnięcia. Jednak należy zdawać sobie sprawę z tego, że dosłownie WSZYSCY pracownicy tego typu firm jak muzea stanowią integralny zespół, ponieważ razem zajmują się szczególną dziedziną jaką jest ratowanie i odpowiedzialna opieka nad skarbami (nierzadko – dosłownie) dziedzictwa człowieka.
W internecie „wisi” ogłoszenie o naborze do pracy w Muzeum Etnograficznym na stanowisko: „specjalista do spraw sprzedaży”. Co miałby robić taki „specjalista”? Ano przede wszystkim sprzedawać bilety wstępu, pamiątki i wydawnictwa Muzeum. Za tym sformułowaniem stoi także prowadzenie sklepiku muzealnego: zaopatrzenie w pamiątki i wydawnictwa, zamawianie towaru, wystawianie faktur, obsługa programu komputerowego Symfonia Handel. Nadto powinien udzielać informacji o wystawach oraz bieżącej ofercie i działalności Muzeum, przyjmować zgłoszenia zwiedzania, brać udział w pracach związanych z przygotowaniem imprez muzealnych i ich obsługą, montować i demontować wystawy, a wszystko to w obowiązującym czasie pracy według harmonogramu (także soboty, niedziele i święta)… Wszystko? A gdzie tam!
Otóż powinien władać co najmniej jednym językiem obcym (angielski lub niemiecki w stopniu komunikatywnym), legitymować się wyższym wykształceniem – w ostateczności co najmniej licencjatem, mieć pełną zdolność do czynności prawnych i korzystania z pełni praw publicznych oraz niekaralność za przestępstwa popełnione umyślnie, być dobrego zdrowia. Do tego winny go cechować (określone jako „wymagania dodatkowe”): uczciwość, obowiązkowość, odpowiedzialność, samodzielność na stanowisku pracy, komunikatywność, umiejętność pracy w zespole. Mile widziane doświadczenie w zakresie odpowiadającym charakterowi pracy na opisanym stanowisku. Tyle.
Bardzo dobrze, ponieważ Muzeum Etnograficzne to mocno prestiżowa, specjalistyczna placówka, stąd; dlaczego nie trzymać rekrutacyjnej poprzeczki wysoko? Słusznie.
Teraz pewnie zapytacie – no dobra, ale za ile to wszystko?!… Nie pytajcie… Nie warto. To pensja około dwóch tysięcy miesięcznie „na rękę”. Według pewnego źródła – przewodnik muzealny, co do którego kwalifikacji wymagania są – rzecz jasna – dużo większe niż biletera dostaje miesięcznej pensji netto całe 1875 zł! Adiunkt (pracownik naukowy z tytułem doktora) zarabia – 1921 zł, a przy odrobinie szczęścia nawet 2197 zł.
Tu dla wyostrzenia sytuacji przypomnijmy, że przeciętne wynagrodzenie w Polsce, w sierpniu 2018 wynosiło 4798,3 zł, czyli przy typowej umowie o pracę na rękę zostaje z tego około 3410 zł. Jasne, że wielu z nas też nie ma tej „przeciętnej”, ale akurat muzealników średnio to wzrusza.
„Świadomie godziłem się na to, że będę pracował w piątek, świątek, po południu; na to, że raz będę naukowcem, raz przewodnikiem, tragarzem, a raz nawet babką klouzetową, bo tak bardzo chciałem wykonywać wymarzoną pracę. Nie myślałem jednak, że za dobrą pracę będę klepał biedę” – mówi jeden z pracowników naukowych Muzeum Etnograficznego. Inny twierdzi, że aby móc pracować w muzeum jako konserwator zabytków, po prostu „trzaska fuchy” po południu (lub przed – zależy od dyżuru).
Takich i podobnych głosów jest więcej. Nie wszystkie dają się zacytować, tym niemniej ze wszystkich emanuje rozczarowanie. Objawem niezadowolenia jest wyraźne ożywienie działalności związkowej – zarówno w Muzeum Okręgowym, jak i w Etnograficznym, gdzie mamy komisje zakładowe. To zupełnie normalne, że w momentach trudnych związek przyspiesza. Szefowa Solidarności w Muzeum Etnograficznym Dorota Kunicka mówi o ewidentnym napięciu, jakie czuć w firmie na tle płacowym i jeżeli władze samorządowe województwa (sejmik, marszałek) szybko nie rozwiążą tej sprawy – po prostu przeznaczając więcej pieniędzy na wynagrodzenia – to związek oprócz negocjacji będzie musiał przejść do protestu w dziś trudnej do przewidzenia formie.
Podobnie przedstawia się w Muzeum Okręgowym (tu własność miasta), gdzie NSZZ „Solidarność” – zdaniem Leszka Kucharskiego – jest właściwie na etapie organizowania sporu zbiorowego na tle płacowym.
WESPRZEMY MUZEALNIKÓW…
Oboje przewodniczący mówili o problemie płacowym podczas spotkania toruńskich szefów komisji zakładowych w dniu 5 grudnia. Ich wystąpienie wywołało spore poruszenie, ponieważ mało kto z zebranych zdawał sobie sprawę ze skali problemu. Ważne, że muzealnicy od razu dostali deklaracje wsparcia w ewentualnych protestach, ale też w bieżących negocjacjach. To widać, że choć miejska struktura formalnie jeszcze nie powstała, a już przynosi dobre owoce.
Toruń każdego roku odwiedza co najmniej dwa miliony turystów. Ponad 300 tysięcy z nich zwiedza miejscowe muzea. Obydwie cyfry rosną z roku na rok, zwłaszcza udział toruńskich muzeów w absorbcji zainteresowania przyjezdnych lokalnymi atrakcjami rośnie, dlatego (również dlatego) władze nie powinny pozwalać sobie na eksperymenty z doświadczonymi, oddanymi pracownikami placówek; czy będą dalej pracowali za byle jakie pieniądze, czy rzucą to w diabły na rzecz jakiś prozaicznych, za to dobrze płatnych zajęć. W każdym razie pracowniczy muzealny tygielek dochodzi do stanu wrzenia i nie daj Boże, żeby wykipiał…
Piotr Grążawski