Zarząd Regionu Toruńsko-Włocławskiego NSZZ "Solidarność", ul. Piekary 35/39, 87-100 Toruń
tel. 56 622 41 52, 56 622 45 75, e-mail: torun@solidarnosc.org.pl

Wyklęty oddział Balli

środa, 13 Marzec, 2019

Z NASZYCH REGIONALNYCH TRADYCJI NIEPODLEGŁOŚCIOWYCH

ODDZIAŁ STANISŁAWA BALLI „SOWY”

   Gdy skończyła się niemiecka okupacja Pomorza, a pod osłoną pepesz zwycięskiej Armii Czerwonej zaczęto instalować nową władzę, której już pierwsze posunięcia rozwiały nadzieję na samodzielność Polski, oni postanowili walczyć dalej. Mieli zbyt rogate dusze aby po przegnaniu jednego okupanta kłaniać się drugiemu. Gdy legalnie nie dało się zapewnić spokoju swoim ziomkom, wówczas otwarcie chwycili za broń. Wkrótce partyzanci Stanisława Balli „Sowy” przejęli niemal całkowitą kontrolę nad sporym obszarem, o kształcie wielokąta wyznaczonego przez miejscowości: Lubawa, Górzno, Radoszki, Głęboczek, Mroczno, Grodziczno, Koszelewy, Płośnica, Dłutowo. Funkcjonowali na terenie powiatów: brodnickiego, działdowskiego, nowomiejskiego.

  Po przejściu frontu przez ziemię lubawską i michałowską (pod koniec stycznia 1945 roku) absolutną władzę na tym terenie przejęły Komendantury Wojenne podległe NKWD i radziecki wywiad wojskowy SMIERSZ. Niemal natychmiast rozpoczęli aresztowania ludzi, rekwizycje majątku, a także zwykłe rabunki, rozboje, gwałty. Ponieważ dowódcy okolicznych oddziałów Armii Krajowej nie mieli jasnych instrukcji jak zachować się wobec wojsk radzieckich, natomiast rozkaz komendanta Okulickiego z 19 stycznia o samo rozwiązaniu jeszcze tu nie dotarł, to większość z nich postanowiła dać podległym sobie partyzantom wolną rękę. Tak też postąpił kapitan Paweł Nowakowski „Leśnik” dowódca obwodu AK w Działdowie, którego plutony w czasie okupacji niemieckiej operowały na rozległym obszarze ziemi michałowskiej (Brodnica), lubawskiej (Lubawa), działdowskiej (Działdowo). Sam postanowił nie ujawniać się, natomiast części podległych sobie ludzi zezwolił na wstąpienie do miejscowych formacji … Milicji Obywatelskiej. Ten – z dzisiejszego punktu widzenia – nieco szokujący pomysł miał dość proste uzasadnienie; jeżeli my nie opanujemy organów tworzącej się władzy, to przywiozą nam tu swoich ludzi z Polski. Potem miało się okazać jak zbawienne skutki miała ta decyzja dla skuteczności wywiadu podziemnego ruchu oporu. Tymczasem pracę w Milicji rozpoczęło m.in. dwóch dowódców plutonów „Leśnika”; Stanisław Balla „Sowa” i Andrzej Różycki „Zjawa”. Dzięki temu doskonale rozpoznali jej struktury, funkcjonariuszy, zdobyli też listy UB-eckich konfidentów rozmieszczonych od Lubawy, po Brodnicę. Niestety, zdarzały się w tej „służbie” momenty ciężkie, gdy nie mogli ostrzec ludzi przed aresztowaniami. Najbardziej wstrząsającą akcję przeżyli w połowie lutego 1945 roku, gdy pod dowódczym nadzorem wojsk NKWD musieli wziąć udział w osłonie likwidacji bolszewickich obozów zbiorczych w Brodnicy, Jabłonowie i Lubawie. Z tych i innych miejsc, ciężarówkami, zarekwirowanymi furmankami, a także kolumnami pieszymi NKWDziści sprowadzili do obozu koncentracyjnego w Działdowie setki mieszkańców ziemi michałowskiej oraz lubawskiej (obóz urządzony w starych koszarach przez SS, po „wyzwoleniu” przejęli bolszewicy, ludzi tam więziono w potwornych warunkach). Niektórych od razu kierowano do Iławy, gdzie na szerokich torach (rosyjskich) oczekiwały bydlęce wagony (w tym Milicja już nie uczestniczyła), po czym wysłano w głąb ZSRR… Pod koniec marca 1945 roku sytuacja się zaostrzyła. Do komend Milicji i UB w Brodnicy, Nowym Mieście Lubawskim, Lidzbarku, Lubawie przysłano uzupełnienia po lubelskiej szkole NKWD. Jak wspominał Andrzej Różycki „Zjawa” (na zdjęciu) byli to funkcjonariusze napakowani powierzchowną ideologią koimunistyczną, prostaki, pełni nienawiści do AK. Mieli też zaletę; ponieważ  większość z nich potrafiła nawet nieźle czytać i niewmal wszyscy legitymowali się ukończeniem co najmniej dwóch – trzech klas przedwojennej podstawówki gdzieś na kresach…. Szybko zaczęło dochodzić do scysji między „lokalnymi” milicjantami, a „lubelskimi spadochroniarzami”, gdyż ci ostatni koniecznie chcieli zaostrzenia represji politycznych, podczas gdy „miejscowym” zależało jedynie na neutralizowaniu zjawisk kryminalnych. Poza tym o żadnej ich lojalności wobec „starych” nie było mowy, co mogli w każdej chwili wykorzystać bolszewiccy zwierzchnicy. W tej sytuacji inicjatywa b. dowódcy okręgu AK Pawła Nowakowskiego trafiła na podatny grunt. W kwietniu zwołał swoich byłych podkomendnych: Stanisława Ballę „Sowę”, Franciszka Wypycha „Wilka”, Andrzeja Różyckiego „Zjawę” i Mieczysława Karpińskiego „Kusocińskiego” by poinformować ich o formowaniu organizacji „Ruch Oporu Armii Krajowej”. Wszyscy bez zastrzeżeń podjęli decyzję o utworzeniu w ramach ROAK lokalnego oddziału, mającego operować na terenie ziemi lubawskiej i michałowskiej. Póki co, kapitan Nowakowski, który przybrał nowy pseudonim „Łysy”, wydał im polecenie trwania w strukturach MO, zbieranie broni, medykamentów, prowadzenie wielokierunkowego rozpoznania. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że NKWD i SMIERSZ (radziecki wywiad wojskowy) wpadł na ślad AKowskiej przeszłości milicjantów Balli i Rózyckiego. Ludzie UB aresztowali ich na początku lipca. Mieli zostać wydani w łapy śledczych z NKWD z łatwym do przewidzenia finałem, lecz wtedy, przy pomocy milicjantów – dawnych AKowców zorganizowano brawurową, sensacyjną wręcz ucieczkę z więzienia bezpieki. Ze względu na formę tego artykułu pominę teraz wiele kolejnych zdarzeń, dość, że w marcu 1946 roku w lasach między spaloną przez Rosjan Lubawą, Brodnicą, Działdowem, Lidzbarkiem Welskim (wszystkie te miasteczka zdemolowane, zrujnowane pożarami wywołanymi przez pijane bandy rosyjskich żołnierzy) operował uzbrojony po zęby oddział oznaczony jako II kompania Pomorskiej Brygady Ruchu Oporu Armii Krajowej „Znicz”, dowodzona przez Stanisława Ballę „Sowę” (używającego też pseudonimu „Sokół Leśny”). Jego dwa plutony (50 partyzantów pod bronią, 70 w stałej rezerwie) były dość oryginalnie podzielone, a mianowicie pierwszym dowodził Franciszek Wypych „Wilk” i ten miał pod komendą niemal samych ludzi z dawnej Kongresówki, uzbrojonych w radziecką broń, natomiast drugim komenderował Andrzej Różycki „Zjawa”, mający pod sobą wyłącznie żołnierzy pochodzących z Pomorza (niektórzy mieli za sobą dezercję z Wehrmachtu), uzbrojonych w niemieckie automaty, ciężkie karabiny maszynowe, pazerfausty, moździerze. Szybko opanowali rozległy teren powiatów działdowskiego, nowomiejskiego, zwłaszcza wschodnią część brodnickiego, północną rypińskiego i mławskiego, także zachodnią ostródzkiego. Ternowe placówki MO i UB regularnie „obierano” z broni automatycznej.  Szczególnym ulubieńcem oddziału był szef Lidzbarskiego komisariatu bezpieki – Żyd – Josek Schlenger. Tylko od stycznia do lipca 1946 oddziały Balli trzy razy zajęły mu komendę, po czym mimo jego lamentów, za każdym razem ogałacały ją z wszelkiej broni. Nikt przy tym nie zginął, bo Josek nie był taki głupi, żeby strzelać do „leśnych” i ryzykować swoją głowę. Zresztą nie ponosił za to żadnych konsekwencji, ponieważ władza ludowa nie mogła znaleźć chętnego do zastępstwa na takim niebezpiecznym terenie. Oddział szybko dorobił się swoistego „regulaminu postępowania”. Po zajęciu urzędów, natychmiast niszczono dokumentację, zwłaszcza dotyczącą obowiązkowych dostaw rolnych. Niemal kompletnie zatrzymano denuncjację „wrogów ludu”, bo kolaborantów nowej władzy tak zastraszono, że sami pilnowali, aby zwolennikom „leśnych” nic się nie stało. Nieliczne komórki PPR rozwiązywano w ten sposób, że przyłapanych działaczy, na oczach całej, zazwyczaj mocno rozbawionej sytuacją wsi zmuszano do …. zjadania legitymacji, czy innych dokumentów. Czasami „zezwalano” na popijanie ich osoloną wodą, lub … rozwodnioną gnojówką (co miało miejsce w Górznie, Mrocznie, Kiełpinach). Jednak akcje oddziałów „Sowy” nie zawsze kończyły się takimi pozornymi facecjami. Gdy późną wiosną 1946 roku schwytano na drodze z Lidzbarka do Brodnicy dwóch UB-owców, którzy w maju, w areszcie zamordowali dwóch młodych poruczników AK z oddziału „Łysego” – rozstrzelano ich na miejscu, podobnie jak porucznika Mioduskiego z Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Działdowie (tego za morderstwo dwóch zdemobilizowanych żołnierzy Andersa). Innego UB-eckiego zbrodniarza, niejakiego Piwkę (ten szubrawiec i bolszewicki bandzior jeszcze niedawno miał w Lidzbarku Welskim ulicę swojego imienia!) wystawił partyzantom pod lufy sam komendant MO z Kiełpin. Dzięki dobremu wywiadowi, o wielu planach bezpieki „Sowa” wiedział na tyle wcześnie, że mógł planować kontr posunięcia. Np. 20 marca dostał wiadomość, że bezpieka z Brodnicy, Nowego Miasta, Rypina, Lidzbarka i innych planuje wielką obławę na jego oddział. Postanowił wyprzedzić cios. Wysłał pierwszy pluton „Wilka”,  aby podlegli mu „Kongresiaki” zaatakowali posterunek w Mrocznie. Drugi pluton „Zjawy” zaczaił się na przedmieściach Nowego Miasta oraz przy drodze do Brodnicy. W zasadzkę wpadli najpierw milicjanci i ubecy z Nowego Miasta, potem plutony posiłkowe z Brodnicy. Ponieważ nie usłuchali wezwania do poddania się, sprowokowali bitwę, w której pomimo liczebnej przewagi ulegli, tracąc wielu zabitych i rannych, przy jednym lekko rannym żołnierzu „Zjawy”. Takiego szczęścia nie mieli partyzanci w dniu 2 sierpnia 1946 roku pod Górznem, gdzie żeby wyjść z okrążenia „Pomorzaki” „Zjawy”, na rozkaz Balli użyli całej siły ognia, z ciężkimi karabinami maszynowymi, panzerfaustami włącznie. W jednej chwili zrobili UB-kom prawdziwe piekło i choć stracili kilku ludzi – wyrwali się z kotła. Mimo przeprowadzenia ponad 50 akcji zbrojnych, mimo konieczności wymykania się licznym obławom bezpieki, bojców Armii Czerwonej, NKWD, nawet czołgów (pod Zieluniem), itp., oddział Stanisława Balli „Sowy” nigdy nie został rozbity. „Przeszli do cywila” z rozkazu dowódcy –kapitana Nowakowskiego „Łysego”. O ich wyczynach na ziemi michałowskiej i lubawskiej do dziś opowiada się wręcz legendy, tym bardziej, że cieszyli się wielką, autentyczną sympatią i zaufaniem miejscowych. Z nich, na wiosnę 1946 r wydzielił się oddział pochodzącego z pod Brodnicy Marcjana Sarnowskiego  pseudonim „Cichy”.  Ten w krótkim czasie stał się siejącym grozę wśród brodnickich i nowomiejskich UBeków – upiorem. Czasem wyolbrzymia się ich czyny, czasem zbyt wygładza, dodaje zabawne szczegóły. Stanisław Balla by się za to nie pogniewał, bo był człowiekiem pogodnym, wszak wolna, demokratyczna Polska, która mu się śniła taka pogodna miała być. Piotr Grążawski ODDZIAŁY NIEPODLEGŁOŚCIOWEGO PODZIEMIA OPERUJĄCE NA DZISIEJSZYCH PÓŁNOCNO-WSCHODNICH KRESACH WOJEWÓDZTWA KUJAWSKO-POMORSKIEGO
  1. Oddział Wiktora Stryjewskiego ps. „Cacko”, do 1947roku. Główna baza na terenie powiatu rypińskiego. Licząca przeciętnie 20 żołnierzy, doskonale uzbrojona grupa, która działała do 1949 roku. Sam „Cacko” był niesamowitym oryginałem; elegancko ubrany, z cygarem w zębach, czasem poruszał się amerykańską limuzyną, ale dla bolszewików bezwzględny.
  1. Oddział Franciszka Przysiężniaka ps. „Ojciec Jan”. Jego 40 osobowy oddział działał w trzech powiatach: brodnickim, wąbrzeskim, lipnowskim. Funkcjonował do maja 1946 roku.
  1. Oddział „Ruczaja” – Henryka Siwonia, liczący w najlepszym czasie 108 osób czasami zapędzał się za dawną granicę Kongresówki (lasy koło Wapna i Kominów przy Brodnicy). Głównym terenem jego działania były powiaty: lipnowski, rypiński, wąbrzeski, grudziądzki. Gdy w czerwcu 1946 roku, podczas potyczki z UB poległ Siwoń, zastąpił go Władysław Matyjek ps. „Biały”.  Wkrótce wpadł w łapy UB i 5 sierpnia 1946 r Wojskowy Sąd Rejonowy w Bydgoszczy podczas sesji wyjazdowej w Wąbrzeźnie (tzw. pokazówka) skazał Matyjka na karę śmierci.
  1. Oddział „Tobiasza”. Licząca ok. 40 żołnierzy grupa działała w latach 1945-46 na szerokim obszarze między województwami: pomorskim, olsztyńskim, warszawskim. Dowódca Czesław Tobiasz poległ w czasie akcji w połowie 1947 roku.
  1. Oddział Stanisława Gołaszewskiego „Groma” – równorzędnie – „Opaszki”. Zawiązany jesienią 1945 roku, liczył około 60 osób. Działał w powiatach brodnickim i wąbrzeskim. Rozwiązany na początku 1947 roku.
  1. Oddział, a pierwotnie organizacja Aleksandra Mościckiego ps. „Jacek”, działająca na terenie powiatów rypińskiego, brodnickiego, działdowskiego. W jego ramach operowało kilka grup zbrojnych, z których najaktywniejszą dowodził Jan Rydzyński ps. „Sokół” (głównie między Lubawą a Nowym Miastem).
  1. Oddział Stanisława Balli „Sowy”, „Sokoła Leśnego”. Najwięcej głośnych i skutecznych akcji na terenach powiatu brodnickiego i nowomiejskiego. Po dziś dzień o akcjach tego 60 osobowego oddziału opowiada się wręcz legendy! Częściowo rozbity w połowie 1947 roku – zakończył działalność. Stanisław Balla został aresztowany dopiero pod koniec lat 50. Przeżył kilka lat więzienia.
 
  1. Oddział „Żbika” Longina Zakrzewskiego. Po jego śmierci (zginął w czerwcu 1946 roku) grupa działała jeszcze do wiosny 1947 roku. Pierwotnie oddziałem dowodził Stefan Dzwonkowski ps. „Dzwonek”. 20 – osobowa grupa operowała na terenie powiatu brodnickiego, nowomiejskiego, rypińskiego.
text -Piotr Grążawski Zdjęcie tytułowe przedstawia partyzantów Balli. Dowódca – Stanisław Balla w  środku, w płaszczu.