Zarząd Regionu Toruńsko-Włocławskiego NSZZ "Solidarność", ul. Piekary 35/39, 87-100 Toruń
tel. 56 622 41 52, 56 622 45 75, e-mail: torun@solidarnosc.org.pl

DZIELNY DZIEDZIC Z UGOSZCZA

wtorek, 27 Sierpień, 2019

Antoni Borzewski – nieustraszony patriota

Czas bolszewickiej inwazji 1920 roku był wielką próbą postaw, swoistym sprawdzianem lojalności obywatelskiej (żeby nie mówić o miłości do ojczyzny). Nie wszyscy wówczas go zdali. Część obywateli Polski nie wykazała odporności na bolszewickie mrzonki i nie tylko przyjęła obojętną postawę wobec najazdu, lecz niestety czynnie go wsparła. Na szczęście nie brakło postaw wręcz heroicznych, do których niewątpliwie należy zaliczyć czyn Antoniego Borzewskiego herbu Lubicz, właściciela Ugoszcza w ziemi dobrzyńskiej wchodzącej w skład naszego Regionu.

     Antoni Borzewski (w młodości uczęszczał do gimnazjum w Brodnicy), w momencie inwazji miał 52 lata i zarządzał potężnym majątkiem ziemskim, szacowanym nawet na ponad 2000 hektarów (na samym Okoninie było ich 1500, do tego dobra Giżynek i parę innych). Jego rezydencją był – zachowany do dziś – eklektyczny pałac w Ugoszczu (na zdjęciu wyżej) zbudowany prawdopodobnie w latach 60 XIX wieku, na polecenie Julii z Piwnickich Borzewskiej. Był jednym z głównych założycieli słynnej Cukrowni Ostrowite, pełnił wiele funkcji społecznych i honorowych.

     Gdy latem 1920 roku bolszewicy zaczęli podchodzić do Kresów Pomorza i ziemi dobrzyńskiej, wywołując nieprawdopodobną panikę, wielu właścicieli majątków oraz dużych gospodarstw pakowało co mogło, po czym uchodziło spiesznie w głąb Polski. Tymczasem Borzewski ani myślał o ucieczce, przeciwnie – zgromadził w swoim pałacu spory zapas rozmaitej broni strzeleckiej: od myśliwskiego sztucera, przez karabiny wojskowe, po stare strzelby, zaś tak zaopatrzony wcale nie miał zamiaru zmykać. Jeszcze 16 sierpnia rano, gdy trwożne wieści raz po raz przynosili kolejni uciekinierzy z okolicznego towarzystwa, pan Antoni ze stoickim spokojem wsiadł na koń, by jak zawsze objechać po gospodarsku swoje majątki.

   Być może jego spokój brał się stąd, iż poprzedniego dnia dogadał się z dowódcą niewielkiego plutonu Wojska Polskiego, stacjonującego w pobliskim Ostrowitem, że w razie potrzeby armia przyjdzie dziedzicowi z pomocą, a skąd miał wiedzieć, że oddział dostał nagły rozkaz wymarszu na wschód…

   Gdy zobaczył pierwsze bolszewickie grupy tratujące jego pola natychmiast wrócił do pałacu, z którego już „ulotniła się” większość służby (z częścią wyposażenia pałacu). Został przy nim tylko wierny lokaj i od lat pracująca u Borzewskich służąca. Mimo beznadziejnej sytuacji dumny szlachcic postanowił, że bez walki nie odda komunistom tego skrawka Polski. W końcu była to też jego własność!

Pozostałej dwójce służby nakazał zaryglować i zabarykadować drzwi pałacu, a potem poprosił ich, że skro nie chcą go opuścić, to niech jedynie zajmą się ładowaniem kolejnych strzelb i karabinów.

   Wkrótce pod pałac dotarł pierwszy, niezbyt liczny podjazd bolszewickich obdartusów. Niemal z marszu, od razu wzięli się za rabunek dworskich stajni, ale Borzewski uzbrojony w swój znakomity myśliwski sztucer z miejsca ustrzelił dwóch gagatków, zaś reszta po oddaniu chaotycznej salwy czmychnęła w popłochu. Niestety wkrótce wrócili wraz ze… stuosobowym oddziałem.

  Przez dziewięć(!) długich godzin trwał szturm na pałac, którego bronił jeden zawzięty strzelec. Lokaj i służąca ledwo nadążali ładować kolejne strzelby, tak, aby pan Antoni mógł prowadzić ciągły ogień, racząc łaskawie rozwalać kolejne kudłate łby.

Wstyd, że znaleźli się w Ugoszczu folwarczne męty gotowe do współpracy z najeźdźcą. To przedstawiciele tej grupy wskazali bolszewikom tylne wejście do pałacu. Część obiektu stała już w ogniu, gdy dzielny Borzewski, odprawiwszy sługi zabarykadował się w wieży, skąd ranny, zakrwawiony nadal strzelał. Dopiero, gdy napastnicy na palącą się klatkę schodową rzucili dywany, powodując, że wydobywający się z tlącej wełny gęsty, gryzący dym wypełnił wieżę, ledwo przytomny pan Antoni wychylił się mocniej dla zaczerpnięcia powietrza i wówczas trafił go rosyjski pocisk w głowę.

Jest tez wersja, że po wyczerpaniu zapasu nabojów, widząc beznadziejność dalszej walki zabił się sam. Tego, tak napewno do końca nie wiadomo…

W czasie, gdy na dziedzińcu odpoczywali jeszcze bolszewicy, liżąc rany po walce, przed pałac zajechała dzielna właścicielka pobliskiego majątku Brzuze – Hanna Zembrzuska de domo Siemiątkowska herbu Jastrzębiec, po czym nie bacząc na śmiertelne niebezpieczeństwo osobiście podniosła i zabrała poranione, okrwawione, martwe ciało swojego sąsiada i przyjaciela. Pochowano go w podziemiach rodowej kaplicy grobowej na cmentarzu-Kalwarii w Oborach (przy słynnym klasztorze), wzniesionej jeszcze przez jego ojca, Zdzisława w 1863 r.

   Gdy będziesz tam pochyl głowę przed prochami nieustraszonego Polaka i wspomnij tę historię, bo warta jest miejsca wśród największych sag naszego Narodu.

Piotr Grążawski

Na fot niżej – grobowiec Borzewskich na cmentarzu w Oborach; tu złożono też naszego bohatera.