Zarząd Regionu Toruńsko-Włocławskiego NSZZ "Solidarność", ul. Piekary 35/39, 87-100 Toruń
tel. 56 622 41 52, 56 622 45 75, e-mail: torun@solidarnosc.org.pl

IDĘ DO WAS Z OPŁATKIEM

środa, 21 Grudzień, 2022

W wigilię Bożego Narodzenia 1940 roku, do szpitala dla ciężko rannych jeńców polskich w Kutnie wszedł oficer gestapo w otoczeniu niemieckich żandarmów wojskowych i zaaresztował kapelana Witolda Kiedrowskiego. W pisemnym nakazie aresztowania była uwaga „bardzo niebezpieczny, wywieźć z najbliższym transportem” – to w praktyce oznaczało – zabić.

Ksiądz Witold Kiedrowski urodził się w Buku Pomorskim (Buchwalde) w powiecie brodnickim. Był kolejnym potomkiem starego – kaszubsko-pomorskiego, drobnoszlacheckiego rodu Loewe-Kiedrowskich, w momencie urodzin Witolda (16.IV.1912) osiadłego w powiecie brodnickim od kilku pokoleń. Po ukończeniu sławnego brodnickiego gimnazjum poszedł do Seminarium Duchownego w Pelplinie, które skończył w 1935 roku, zaś w 1939 został kapelanem w 16 DP Armii „Pomorze”, w składzie której walczył do końca (ranny pod Sannikami dostał się do niewoli).Wszystko, co wydarzyło się po tym to jedna wielka sensacyjna historia! Ksiądz kilka razy wywinął się śmierci (po aresztowaniu w wigilię 1940 roku też – uciekł z więzienia), brał udział w konspiracji, przeżył więzienie na Pawiaku, obozy zagłady na Majdanku, w Oświęcimiu, uciekł z Buchenwaldu… A wszędzie tam spiskował przeciwko Niemcom, wspierał rodaków, organizował kontrabandę.

Gdy po ucieczce z Buchenwaldu dostał się do armii amerykańskiej po wielu przygodach został… kanonikiem na terenie podległym XV Korpusowi III Armii Amerykańskiej i jakby „w międzyczasie” pomógł ok 2 tys. polskich rodzinom przenieść się i osiedlić w USA.

Tymczasem w Polsce, którą zagarnęła komuna ksiądz miał zakaz powrotu (za kontakty z Amerykanami), zarzut „szpiegostwa na rzecz imperialistów” i niemal pewny wyrok, toteż rozpoczął współpracę z sekcją Polską Radia France International. Od 1960 roku przez 30 lat(!) ksiądz Kiedrowski prowadził stałe pogadanki radiowe w Sekcji Polskiej Radia France International. Nagrał co najmniej 3500 audycji! Dla Polaków we Francji był żywą legendą, nigdy jednak nie przyjął obywatelstwa francuskiego, czekał na wolną Polskę.

Jego głos zza „żelaznej kurtyny” docierał na falach krótkich do kraju regularnie. Szczególnie, z wielką uwagą, ba – często ze wzruszeniem słuchano go w okolicach Jabłonowa Pomorskiego, gdzie żyli jego krewni, znajomi (mama księdza Kiedrowskiego zmarła we wrześniu 1956 r).

Do Polski przyjechał po raz pierwszy po wojnie w kwietniu 1991 roku (zresztą zaopatrzony w specjalny dokument, że jest pod opieką rządu Republiki Francuskiej) oczywiście prosto do Buku Pomorskiego i do końca urlopu nie mógł się nasycić rodzinną ziemią, ludźmi, jeziorami które uwielbiał. Zachwycony mówił do krewnych, że „na nowo uczy się Polski”. Przyjeżdżał tu co roku, chodził po kniejach pojezierza, po ulicach Jabłonowa, Brodnicy, Wąbrzeźna (przed wojną uczył tam w gimnazjum). Mając już 92 lata wciąż łowił ryby i pływał w jeziorach! Szybko też zauważył zmiany obyczajowe w Polsce, postępujący kryzys wiary, nie zawsze rozumiał postawy współczesnych Polaków. Martwił się. Bardzo przeżył tragedię smoleńską z 10 kwietnia 2010 roku. Miał wówczas lecieć z delegacją polską zmierzającą na uroczystości katyńskie, ostatecznie ze względu na stan zdrowia odstąpił miejsce w samolocie i do końca życia zastanawiał się, kto poleciał do Smoleńska zamiast niego. Po 10 kwietnia przeżył trzy zawały serca. Zmarł w Paryżu 20 stycznia 2012 roku.

Setki taśm z nagraniami jego audycji są obecnie w archiwum Polskiego Radia w Warszawie. Podobno czekają na „przetworzenie cyfrowe”, lecz szczerze wątpię aby to nastąpiło w jakimś przewidywalnym czasie. Jakaś (jak duża?) część jego dorobku publicystycznego w postaci maszynopisów znajduje się w archiwum jego najbliższej rodziny zamieszkującej powiat brodnicki. niedawno lokalni działacze część z nich wydali w formie książki pt. „Drodzy słuchacze. Pogadanki radiowe księdza Witolda Kiedrowskiego”. Stąd właśnie pochodzi niżej przytoczona pogawędka radiowego wystąpienia księdza z dnia 21 grudnia 1962 roku. Przeczytajcie, bo oprócz wielu innych walorów, to znakomita publicystyka.


TREŚĆ WIGILII

Drodzy słuchacze.

(pisownia oryginalna)

Idę do was z opłatkiem. Korzystam z tej ostatniej przedświąwiątecznej pogadanki, aby się z wami podzielić opłatkiem. Tak, – jak to kiedyś od lat, zawsze bywało. Dawne, – szczęśliwe lata, – gdy na ojczystej ziemi, może nawet jako dziecko, czekałem na pierwszą gwiazdę na niebie. Rokrocznie bowiem, jedno z dzieci, – dumne ze swej roli, wyglądało, kiedy to pierwsza gwiazda się pokaże. Długo przed tym wszystko było gotowe. Odświętnie ubrani czekaliśmy na znak, – tak jak to wtedy, w Betleem było. Bo przecież gwiazda nad Betleemską szopką zawisła – to był znak z nieba dany. Wszystkim ludziom zwiastujący radosną nowinę. Najuboższym pastuszkom powiedział, – że Zbawca się narodził. Wierzących mędrców i królów pouczył, że wybiła godzina miłosierdzia. Przyprowadził ich do Betleemskiej szopy, aby pouczyć, że nie srebrno ni złoto, nie królewskie komnaty ani cesarska moc, ale wiara, serca czyste i cnota – są zbawieniem świata.

Właśnie dlatego to betleemską gwiazdę zobaczyli ci, którzy nie tyko oczyma patrzyli, ale również i sercem czystym, – nie rozumem tylko, – ale i wiarą. Bez różnicy wykształcenia stanu: Królowie, uczeni i pasterze. Zobaczyli ją ubodzy czystego serca – i poszli za jej wezwaniem. Zobaczyli ją wierzący uczeni i zrozumieli jej znaczenie. Nie zawahali się złożyć hołd i dary dziecinie leżącej wśród nędzy. Jednak blasku betleemskiej gwiazdy nie zobaczyli i nie zrozumieli go inni uczeni, – ci z Betleem, mimo że blisko byli i wiedzieli, że on w Betleem się narodzi. Zabrakło im wiary. Nie zobaczył tej gwiazdy, ani nie pojął jej treści Herod. Mimo, że królem był. On nie znał pokory – ani czystości serca.

Jeżeli więc i wy, nie jako zarozumiali a ślepi mędrcy 20-go wieku, – nie jako pyszałkowie i rozpustnicy na wzór Heroda – wigilii czekacie, – to czekajcie pierwszej gwiazdy znaku z nieba. Z czystym sercem i wiarą czekajcie tej chwili. Aby nie tylko się najeść, ale przeżyć wigilijną wieczerzę i godnie się dzielić opłatkiem, najpierw oczyśćcie dusze i serca, a rozum wzbogaćcie wiarą.

Czy wiecie więc teraz, dlaczego to w Polsce, zawsze, aby rozpocząć wigilijną wieczerzę czekaliśmy na pierwszą gwiazdę: znak z nieba i jedno z dzieci ogłaszało ten znak!

I wtedy wszyscy szliśmy do stołu. Dla wszystkich bez wyjątku było miejsce przy stole. Oprócz tego – zawsze jeszcze było kilka wolnych miejsc. Mówią wam może, że to dla nieprzewidzianych gości. Tak mówią ci, którzy nie zrozumieli polskiej wigilii. Polska wigilia bowiem – to Betleemska noc. Czy wy pamiętacie jeszcze jaka to była tamta Betleemska noc? Czy wy wiecie, co to znaczy zimowa mroźna noc… w obcych stronach, bez domu… na drodze. Czy wy wiecie… Czy wiecie, co to znaczy właśnie w taką noc na próżno pukać do wszystkich bram! Czy wiecie, jak to boli: od bramy do bramy iść… prosić… i widzieć jak się brama zamyka, jak ci każą iść dalej, na zimno na noc. Czy wy wiecie, co to znaczy nosić nie tylko własny ból – ale również niepokój tej matki, która na środku ulicy stoi… dzieciątka czeka i drży, że w każdym momencie może nadejść jej chwila…, a ona nie wie, czy ją do domu przyjmą… do położnicy. Czy umiecie zgłębić ból i zawód św. Józefa. Przecież na nim spoczął cały obowiązek opieki – a on jedyne miejsce mógł wskazać Marii… jakiś kąt w ciemnej, zimnej kamiennej grocie, może trochę słomy i… zwierzęce towarzystwo na tę wielką, dziejową godzinę —

Gdy nazajutrz pasterze przynieśli do Betleem tę dziwną wieść o gwieździe o znaku z nieba… o jasności i anielskim śpiewie… o dziecinie w grocie… może niejeden sobie przypomniał, przez chwilę pożałował… gdyby wiedział! Może właściciel gospody, przypomniawszy sobie nocnego gościa stukającego u bramy… usprawiedliwiał siebie… że przecież oni pieniędzy nie mieli… Może ten, który przypomniał sobie – jak to podsłuchał stukanie wędrowca przy sąsiedniej bramie i odmowę sąsiada, – jak to sam wtedy szybko przymknął własne drzwi, nie odpowiedział na stukanie… udał, że nie słyszy, lub że go w domu nie ma, może przypomniał sobie i usprawiedliwiał się, że gdyby był wiedział…!

Czy wiecie, że właśnie taka była tamta Betleemska Noc… A jednak gdyby właściciel gospody wiedział, kto stukał do jego drzwi… gdyby ten, który udawał, że nie słyszy – wiedział, kto była ta niewielka czekająca na środku drogi – i kogo ona niosła… gdyby był wiedział…

Jednak on ani nie wiedział, ani nie rozumiał… Jednak my wiemy… I dlatego to przy naszym wigilijnym stole zawsze jest więcej miejsc. Gdyby do nas przyszedł Józef i Maria, gdyby do nas zastukali, niechaj by już zastali gotowe miejsca czekające na nich. Jednak i my jesteśmy mimo wszystko w sytuacji nieco podobnej do tej w jakiej byli mieszkańcy Betleem. Bo i my nie wiemy pod jaką postacią on zastuka do naszych bram. My tylko wiemy to, co on nam powiedział: Kogokolwiek przyjmiecie w imię moje… mieście przyjęli…I dlatego to w wigilijną noc zostawiamy miejsca wolne przy stole. Bo może pod postacią bliźniego On zastuka do naszych drzwi. Jednak – nie czekajcie, aby On was odszukał… Popatrzcie dokoła, pomyślcie: kto jest sam… kto biedny… kto domu nie ma… Idźcie na jego spotkanie. Powiedźcie mu, że przy waszym wigilijnym stole jest miejsce dla niego gotowe. Niechaj przynajmniej w ten jeden wieczór nie będzie sam. Ale nie zapomnijcie również, że nasza wigilia – to każdy dzień. Przecież on nam powiedział… nie wiecie dnia ani godziny… każdej chwili bądźcie gotowi. Zawsze, gdy ktoś potrzebujący, ktoś w biedzie staje przed nami – To on stuka do naszych drzwi…

Nasza wigilia to każdy dzień… to cały rok. Albowiem my wiemy, że On przyszedł i stale chodzi pośród nas. Dlatego – łamiąc się z wami opłatkiem – życzę wam silnej wiary, bo ona rozum wzbogaca i broni od błędu… życzę wam wielkiej miłości… bo ona serce rozszerza, rozgrzewa – Wiara i miłość zawsze go poznają, gdy przyjdzie… szczęściu otworzą wasze drzwi… bez stukania – samo wejdzie w wasz dom.