W prowadzenie stanu wojennego w małych miastach i miasteczkach nie było aż tak spektakularne jak w miastach tak dużych chociażby jak Toruń. Na prowincji zachodziły wydarzenia czasem wręcz kuriozalne (jak chociażby w naszym Lipnie, gdzie akurat 13 grudnia 1981 roku przeprowadzono święcenie sztandaru dużej komisji zakładowej – znana historia), lecz zdarzały się też bardzo dramatyczne sytuacje, jak te z Chełmży, gdzie aresztowano dwóch działaczy – Przemysława Zella z cukrowni oraz przewodniczącego NSZZ „Solidarność” RI Antoniego Łapczyńskiego.
Sam Przemysław Zell (niestety już nie żyje), który należał do „związkowych jastrzębi” tak wspominał ten dzień:
… Nadszedł grudzień. Działacze, szeregowi członkowie, słowem wszyscy dyskutowali, szczególnie po pamiętnym posiedzeniu KKP w Radomiu. W trakcie zebrania delegatów w Toruniu w dniach 10- 11XII nadchodziły telexy ze Słupska, Piły Szczytna i wielu innych miejscowości o ruchach kolumn milicyjnych. Stało się jasne, że coś wisi w powietrzu i to się musi stać już niedługo. Do mojego mieszkania wpadli o 120 w nocy 13 XII. Od razu kazali mi się ubierać…”
W mieszkaniu buszowało czterech milicjantów, zaś na zewnątrz stała „buda” z ZOMO-wcami. Odtransportowano Zella na posterunek w Chełmży. Tam zaproponowano mu podpisanie deklaracji lojalności w zamian za zwolnienie. Wobec odmowy, po krótkich groźbach skuto mu ręce z tyłu, wsadzono do samochodu, który następnie skierował się na chełmżyńską obwodnicę. Tu formował się już konwój z internowanymi z Chełmna, Grudziądza i innych miejscowości. Po uformowaniu kolumna ruszyła w kierunku Torunia i zatrzymała się na tamtejszym lotnisku.
„Różne myśli chodziły mi po głowie – wspomina Zell –
Wrażenie robiły sowieckie helikoptery gotowe do lotu”.
O 6
00 internowaniu dowiedzieli się o wprowadzeniu stanu wojennego. Kolumna pojazdów lasami ruszyła w kierunku Potulic, gdzie zwożono internowanych z Pomorza. Potulicki zakład karny, przemieniony teraz dodatkowo w obóz internowania składał się z kilkunastu parterowych i jednopiętrowych budynków oraz budynków gospodarczych i administracyjnych otoczonych wysokim betonowym ogrodzeniem, zwieńczonym drutem kolczastym. Wzdłuż ogrodzenia stały liczne wieże strażnicze. Samochody z internowanymi podjeżdżały pod stalową bramę więzienia. Po wyprowadzeniu z samochodów internowani nagle znajdowali się w środku betonowej, prostokątnej klatki, której węższe boki zamykały stalowe wrota. Ich wzrok napotykał stojących pod ścianami wyższych funkcjonariuszy służby więziennej i milicji. Oprócz tego wszędzie kręcili się funkcjonariusze MO i straży więziennej. Ci umundurowani uzbrojeni byli w pistolety maszynowe i długie bojowe pałki. Więźniom zdjęto z rąk kajdanki, po raz któryś tej nocy sprawdzono personalia i w końcu ustawiono pod ścianą. Potem prowadzono ich na więzienne podwórze poprzedzielane sektorami, stąd zaś do wyznaczonego bloku. Wzdłuż całej trasy przemarszu stali, rozstawieni co 5 kroków, funkcjonariusze więzienni uzbrojeni w pistolety maszynowe, a co drugi trzymał psa na smyczy.
Tymczasem w Chełmży Stefan Drajem i nieodżałowany śp. Tomasz Zieliński przedostali się do zapieczętowanych pomieszczeń „Solidarności” Cukrowni i wynieśli stamtąd związkowy sztandar, ukrywany najpierw u Zielińskiego. Ponieważ ten – jako znany działacz związkowy – mógł w każdej chwili spodziewać się rewizji, a nawet aresztowania to w porozumieniu z księdzem infułatem Alfonsem Groszkowskim ukryto sztandar ostatecznie u Sióstr Elżbietanek w Chełmży. Nastały ciężkie dni …
Red.