Górsk jest pierwszą stacją księdza Jerzego na terenie działania naszego Regionu Solidarności. To właśnie tu -19 października 1984 roku, w w lesie koło Górska, przy drodze krajowej nr 80 łączącej Toruń z Bydgoszczą Służba Bezpieczeństwa uprowadziła naszego kapelana.
To zdarzenie upamiętnia Pomnik, który odsłonięto 25 listopada 2000 roku, a 15 lat później odnowiono, stawiając w pobliżu parking.
Sam Górsk to dziś spora, licząca nieco mniej, niż 2 tysiące mieszkańców podmiejska wieś, o bardzo ciekawej i długiej historii. Lokowana jeszcze przez Zakon Krzyżacki, jako wieś czynszowa, należąca do parafii w Starym Toruniu (od XVI wieku do parafii św. Janów w Toruniu) przeszła wszystkie dziejowe burze, które nie omijały tego obszaru Pomorza Nadwiślańskiego.
W okresie Reformacji Górsk stał się wsią protestancką. Z tamtego okresu pochodzi, wybudowany przez ewangelickich mieszkańców, kościół, po II wojnie światowej przejęty przez Kościół rzymskokatolicki i troskliwie, bez uprzedzeń odrestaurowany.
Kilka lat temu, gdy w pobliskim kościołowi Centrum Edukacji Młodzieży (gdzie znajduje się też Muzeum ks. Jerzego Popiełuszki) obradował Zarząd naszego Regionu mieliśmy możliwość zwiedzenia i modlitwy w tej niedużej, choć pięknej świątyni.
Tuż przy szosie jest to tragiczne miejsce, gdzie nastąpiło porwanie kapłana (upamiętnione wspomnianym Krzyżem -pomnikiem) przez funkcjonariuszy Samodzielnej Grupy „D” Departamentu IV MSW przebranych w mundury Wydziału Ruchu Drogowego MO… I to wszystko, co wiemy z pewnością, zaś reszta to ustalenia śledztwa, dziennikarzy, rozmaitych dokumentalistów.
W wydanemu dzięki wsparciu naszego Zarządu Regionu ebooku pt. „Jak zginął naprawdę?” dr. Mirosław Pietrzyk opisał to tak:
„Według zeznań złożonych przez W. Chrostowskiego (kierowcę samochodu z ks. Popiełuszką) jadąc w stronę Torunia (z Bydgoszczy) poruszali się z szybkością niewiele ponad 100 km/h. Po przejechaniu około piętnastu kilometrów Waldemar Chrostowski zauważył, że jedzie za nimi Fiat 125 p, który oślepiał go używając długich świateł. W. Chrostowski początkowo zwiększył prędkość do 140 km/h i zgubił natręta, ale gdy zwolnił, ten dogonił go.
Gdy zwolnił, by go przepuścić, fiat zaczął go wyprzedzać. W momencie, gdy się zrównali siedzący na przednim siedzeniu milicjant ze służby ruchu drogowego latarką z czerwonym światłem dał znak do zatrzymania się. Ks. Jerzy nakazał W. Chrostowskiemu zwolnić. Wyprzedzający ich fiat stanął po prawej stronie szosy W. Chrostowski wyminął go.
Choć W. Chrostowski radził zignorować polecenie, ks. Jerzy ponownie nakazał zatrzymanie mówiąc ,,stan, bo możemy mieć kłopot”. W. Chrostowski wyminął fiata i stanął pięć metrów przed nim.
Milicjant wraz z osobą cywilną podeszli do golfa i zażądali od Chrostowskiego dokumentów. Po oddaleniu się na dwa kroki cywil zażądał, by wziął kluczyki i przyszedł do ich samochodu. Przy podawaniu kluczyków W. Chrostowski zawahał się, w tym momencie milicjant wyrwał mu kluczyki z ręki i nakazał mu przejść do fiata na test trzeźwości. Gdy W. Chrostowski siadał na przednie siedzenie fiata, został popchnięty przez milicjanta i zatrzasnęły się za nim drzwi. Siedzący obok cywil powiedział ,,dawaj rękę”. W. Chrostowski wyciągnął rękę po probierz i poczuł zaciskające się na rękach kajdanki. Napastnik z tyłu wepchnął mu w usta szmatę koloru jasnego. Następnie milicjant wraz z cywilem z tylnego siedzenia udali się ponownie w stronę ,,golfa”, w którym siedział ksiądz. Wychodząc z fiata rzucili do zostającego z W. Chrostowskim cywila ,,odbezpiecz spluwę”, której ten jednak nie widział. Wkrótce zobaczył ks. Jerzego idącego w stronę fiata w towarzystwie milicjanta i cywila.
W połowie drogi między samochodami ks. Jerzy przystanął i zawahał się. Wówczas mężczyźni ujęli go pod ręce, W. Chrostowski usłyszał jego pytanie: „Panowie, jak mnie traktujecie”?
Ksiądz został zaciągnięty na tył fiata, W. Chrostowski usłyszał głuche uderzenie ,,jakby pałką w worek mąki”.
Zaobserwował wtedy drgnięcie na twarzy kierowcy. Po tym uderzeniu poczuł, że wrzucono tam jakiś ciężar. Domyślił się tego na podstawie ugięcia się tyłu samochodu. Nie słyszał zachęty nakazu czy polecenia, żeby otworzyć bagażnik. Wynikało z tego, że ks. Jerzy został ogłuszony a następnie wrzucony do bagażnika samochodu. Mężczyźni z pośpiechem wsiedli do samochodu, który ruszył w kierunku Torunia.
Siedzący z tyłu porywacz zarzucił kilkakrotnie sznurek na głowę W. Chrostowskiego zawiązując go z tyłu i umocował knebel. Usłyszał wtedy, że to dostaje na ,,swoją ostatnią drogę”. Potem jeden z siedzących z tyłu poprosił kierowcę o pistolet i odbezpieczył go. Kierowca coś podał, ale W. Chrostowski znów nie widział co, bo w aucie było ciemno. Siedzący z tyłu wydał polecenie, by pędzić co sił i skręcić w najbliższą przecinkę leśną”.
Tyle dr. Pietrzyk, jednak w sprawie pojawiały się i inne, do dziś nie wyjaśnione wątki. Oto reporterzy „Interwencji” (Łukasz Kurtz, Wojciech Sumliński, Leszek Szymowski) w 2016 roku dotarli do funkcjonariusza MO Romana Nowaka, opiekuna psa tropiącego, który badał miejsce uprowadzenia kilkadziesiąt minut po porwaniu i przekazał im następujące wiadomości (https://interwencja.polsatnews.pl/reportaz/2011-02-15/morderstwo-ks-jerzego-nowe-fakty_876547/):
„– Szyba była uchylona z prawej strony drzwi pojazdu. Wiadomo, że najprawdopodobniej tam siedział ks. Popiełuszko. I po prostu, ten pies nawęszył z tego miejsca i po kilku ruchach podjął trop w kierunku Torunia – opowiada Roman Nowak.
Trop w kierunku Torunia. Czyli w przeciwnym kierunku niż do auta porywaczy! – Robiłem kolejne próby z psem. Po odpoczynku psa z tylnego siedzenia podjęto nową woń, bo my nie wiedzieliśmy, w którym miejscu ksiądz siedział, czy z przodu, czy na tylnym siedzeniu. Pies był trzy razy puszczany tą trasą i do tego samego miejsca doprowadził. To jest odległość 220-250 metrów do miejsca, do którego doprowadził pies, do drogi prowadzącej do Górska – mówi Roman Nowak, opiekun psa tropiącego. Próbę powtórzono trzykrotnie. Za każdym razem ślad zapachowy ks. Jerzego urywał się na bocznej drodze asfaltowej, ponad 200 metrów od opuszczonego samochodu. – Ksiądz mógł być prowadzony przez kogoś, a tu czekał na niego samochód – mówi Roman Nowak. Wyszkolenie policyjnych psów tropiących to osobna dziedzina kryminalistyki. Spytaliśmy o wiarygodność oględzin w Centrum Kynologii Policyjnej. – Kilkadziesiąt minut, które upłynęły było bardzo krótkim czasem i pies mógł świetnie wypracować ten ślad – twierdzi Mariusz Prokopczyk z Zakładu Kynologii Policyjnej w Sułkowicach. Oznacza to, że samochód księdza mogła zatrzymać trzyosobowa grupa Piotrkowskiego. Ale tylko po to, by wyciągnąć go z samochodu i przekazać drugiej ekipie porywaczy, którzy czekali w innym aucie – ponad 200 metrów dalej – w bocznej drodze prowadzącej do Górska.”Sprawę szczegółowo przebadano i wyszło, że w tym samym czasie, gdy porwano ks Popiełuszkę – przypadkowo w pobliżu operowała (i niedaleko mała chwilowy postój) inna grupa SB w zupełnie innej sprawie, podobno bez związku z księdzem Jerzym. Możliwe, że to ich ślady wyczuł pies tropiący… Prawdopodobnie…. I tylko tyle.
Ciąg dalszy w kolejnym odcinku pt. „Przysiek”piotrgrążawski