Zarząd Regionu Toruńsko-Włocławskiego NSZZ "Solidarność", ul. Piekary 35/39, 87-100 Toruń
tel. 56 622 41 52, 56 622 45 75, e-mail: torun@solidarnosc.org.pl

4 WOLNE SŁOWA REDAKTORA CICHONIA

piątek, 10 Wrzesień, 2021

W lipcu 1990 roku ukazał się w kioskach ostatni numer „WOLNEGO SŁOWA” – tygodnika wydawanego przez Region Toruński NSZZ „Solidarność”. Tak zakończyło się marzenie o własnej rynkowej gazecie.

Wielu badaczy, a także zwykłych ludzi -również tych, którzy przeżyli świadomie lata od powstania poprzez funkcjonowanie Solidarności – zadziwia fenomen wydawniczy 1980-90.W tamtym czasie, tylko w regionie toruńskim wydano dziesiątki tytułów gazet, gazetek, biuletynów, druków ulotnych. Najczęściej nielegalnie, w wielu wypadkach bez rachunków za papier i tusz… Zresztą niebywałym cudem było ukazanie się samych tego rodzaju druków, skoro absolutny monopol na środki produkcji drukarskiej (w tym rozmaite powielarki) posiadały władze.

To była konsekwencja ogólnej polityki komunistów w całym bloku wschodnim, gdzie także dziennikarze i media byli elementem „własności ideologicznej” reżimu. Aby tak właśnie było funkcjonowało wiele struktur kontrolnych, od urzędu cenzury (trzepiącego nawet książeczki do nabożeństwa), poprzez wydziały prasowe, filmowe w Komitecie Centralnym PZPR i jego wojewódzkich agendach. Tylko około 10 procent tytułów prasy wychodziło poza partyjnym koncernem RSW Prasa-Książka-Ruch (mowa tu o gazetach zakładowych, branżowych, wyznaniowych itp. i tak podlegających cenzurze).

Trzeba przyznać, że system był dość szczelny (z wyjątkiem krótkiego okresu po październiku 1956, ale to mało kto już pamięta), ponieważ żaden niewygodny dla władzy news właściwie nie miał szans na zaistnienie. W ostateczności – krnąbrnym obcinano przydziały papieru uruchamiano armię ogrów ze Służby Bezpieczeństwa i ci najczęściej szybko ustalali który dziennikarz nie chce grać w bolszewickiej orkiestrze. O radiu i dwóch kanałach telewizji w ogóle nie ma co mówić…

Tak więc całą tą medialną służbę PRL słusznie nazywano „środkami masowego przekazu”, ponieważ miała służyć wyłącznie niemal prostej transmisji „z góry na dół” tego co władza uznała za dobre i słuszne. To była potężna broń, jak na tamte warunki dobrze skonstruowana. Wszystkie większe, znaczące redakcje miały w składzie swojego „opiekuna” z SB, zaś samych dziennikarzy obejmował system nagród za lojalność – zakamuflowany pod różnymi nazwami, jednak w istocie pełniący tę rolę (przydział mieszkania, talonu na samochód, wczasów, wycieczki, paszportu). O tekstach, choćby przypadkowo łamiących oficjalną linię partii (PZPR) nie mogło być mowy!

Oczywiście działacze opozycji (początkowo nielicznej) wiedzieli doskonale, że nie ma żadnych szans na wciśnięcie się w oficjalny rynek medialny i aby dotrzeć do ludzi pozostaje jedynie nielegalna, trudna w organizacji, mocno ryzykowna podziemna działalność wydawnicza. Mimo wszystko ta powoli rosła, bo jeszcze szybciej rosło zapotrzebowanie na prawdę, na niezależną informację, publicystykę.

Doskonale to wyczuwali kierujący wielkim strajkiem w sierpniu 1980 roku, bo przypomnę -już 3 postulat (z 21) mówił o wolności przekazu („Przestrzegać zagwarantowanej w Konstytucji PRL wolności słowa, druku, publikacji, a tym samym nie represjonować niezależnych wydawnictw oraz udostępnić środki masowego przekazu dla przedstawicieli wszystkich wyznań”). Jednocześnie dostrzegano, że właściwie każda, nawet najbardziej błaha seria ulotek schodziła błyskawicznie, wręcz wyrywano je sobie z rąk! Ten niemal bezkrytyczny zachwyt bibułą – gdy porywano, ba, kupowano wszystko – trwał do stanu wojennego. Świadczył jak bardzo potrzebne są alternatywne źródła informacji.

Przed Sierpniem 1980 Toruń nie stanowił przesadnie wielkiego środowiska opozycji czy grup niezależnych. Wprawdzie istniało kilka kręgów składających się głównie z ludzi związanych z Uniwersytetem Mikołaja Kopernika i Kościołem (zwłaszcza Klub Inteligencji Katolickiej), którzy od czasu do czasu spotykali się jako uczestnicy półlegalnych odczytów, lub prelekcji, jednak nie byli zorganizowani, a ich wpływ na otoczenie nie był wielki. Co prawda do dużych zakładów Torunia i Grudziądza (głównie) za sprawą takich ludzi jak chociażby Wiesław Cichoń docierało coraz więcej egzemplarzy podziemnego pisma „Robotnik” wydawanego przez Komitet Obrony Robotników, zaś w kołach akademickich krążyły druki Ruchu Młodej Polski (spontanicznie przekazywane potem do powiatów) jednak trudno mówić o sile i skupianiu tych, do których trafiała gazeta.

Część z przywożonych do Torunia książek (głównie) „drugiego obiegu wydawniczego” (termin ten na dobre przyjął się podczas tzw. „karnawału Solidarności”) trafiała do współtworzonej przez Antoniego Stawikowskiego w warunkach ścisłej konspiracji biblioteki społecznej (nigdy nie wpadła w łapy SB).

Dopiero od późnej wiosny 1979 roku, gdy miejscowi liderzy działań niezależnych tacy jak właśnie Cichoń, ale też Stanisław Śmigiel, Krystyna Kuta czy Edmund Zadrożyński (z Grudziądza) postanowili zintensyfikować swoje działania zaczęto bardziej spostrzegać te środowiska.

Tu koniecznie trzeba wspomnieć o kolportowanej przez KOR (za pomocą pisma ROBOTNIK) Karcie Praw Robotniczych, gdzie na 107 czytelnych podpisów popierających, aż 4 były z województwa Toruńskiego (S. Śmigiel, E. Zadrożyński, M. Moździński, M. Sędzikowska).

Na początku trzeciej dekady sierpnia fala strajków dotarła do województwa toruńskiego. „Zaraziły się” najpierw zakłady bezpośrednio kooperujące ze Stocznią Gdańsk; Towimor i grudziądzka Warma.

21 sierpnia, o 6 rano pracownicy Wydziału Obróbki Mechanicznej (P-1) w Towimorze zamiast przystąpić do pracy rozpoczęli gwałtowaną dyskusję o sytuacji w kraju. Wymiana zdań szybko przemieniła się w wiec, do którego dołączyli zatrudnieni na innych wydziałach. Chodziło głównie o niskie pensje, ale wielu domagało się czynnego wsparcia strajkujących w Gdańsku. Według kilku relacji tym, który oficjalnie ogłosił (podczas porannego wiecu) przystąpienie załogi Towimoru do strajku był mistrz z Wydziału Energetycznego – Edward Strzyżewski.

Aby uporządkować sytuację miał też zaproponować wybór reprezentantów załogi na poszczególnych wydziałach. Oczywiście propozycję przyjęto i w ekspresowym tempie powstał sześćdziesięcioosobowy Zakładowy Komitet Strajkowy, który – aby ułatwić rozmowy z dyrekcją – wyłonił spośród siebie osiemnastoosobowe Prezydium Komitetu Strajkowego. Do przewodniczenia nim wybrano Edwarda Strzyżewskiego. W ciągu kilku godzin ten człowiek wyrósł na niekwestionowanego lidera pracowników Towimoru. W trakcie drugiego, zwołanego około południa wiecu całej załogi oświadczył, że jest za tym, aby bezwzględnie wesprzeć strajkujących w Stoczni Gdańskiej i nie podejmować pracy, dopóki władza nie spełni ich postulatów. Odpowiedział mu niebywały aplauz…

Nieco wcześniej, bo 18 sierpnia do grudziądzkich do Zakładów Urządzeń Okrętowych Warma wrócił z krótkiego urlopu w Gdańsku Janusz Bucholc pracownik Gdańskiej Stoczni Remontowej. W torbie podróżnej zamiast ubrań czy pamiątek miał cały stos ulotek. Wszedł do firmy i obchodząc jej wydziały zebrał 39 delegatów, po czym poinformował dyrektora Henryka Ziuziakowskiego, że konieczna jest rozmowa w sprawach pracowniczych. Umówili się na drugi dzień. Do późnego wieczora grupa Bucholca uporządkowała postulaty (dotyczyły m.in podwyżki płac, poprawy sytuacji na rynku i likwidacji sklepów dla osób uprzywilejowanych) i rano przekazał je dyrekcji. Ten widząc, że większość z żądań dalece wykracza poza zakres zakładu wysłał postulaty do… komitetu PZPR. Odzew był taki, że przyjechało do Warmy paru „negocjatorów” bez jakichkolwiek pełnomocnictw. Próbowali zagadać sprawę „wicie rozumicie sytuacja w kraju jest trudna, mamy kryzys, jednak, gdy w ojczyźnie się poprawi to wiecie”… itp. Ich występ mocno zdenerwował załogę Pomorskich Zakładów Urządzeń Okrętowych Warma, zaś jedynym skutkiem był rozpoczęty 25 sierpnia strajk, do którego przystąpiło 75 procent zatrudnionych. Powołano Straż Robotniczą i Komitet Strajkowy z Januszem Bucholcem na czele….

Cichoń – jako współpracownik Komitetu Obrony Robotników (tak się – zgodnie z prawdą – przedstawiał) próbował nawiązać bliższe kontakty z przedstawicielami strajkujących załóg. Bez sukcesu, ponieważ robotnicze komitety strajkowe przejawiały zadziwiającą nieufność, a nawet niechęć do wszelkich objawów działań trącających polityką. Nie pomogły nawet propozycje druku ulotek- których treść im przedstawił – wspierających załogi. Czy to w Towimorze, czy w WARMIE przyjmowano go dość chłodno i poza zdawkowymi rozmowami niczego nie osiągnął.

Dziś, po wielu latach można by dodać, iż owa nieufność nosiła w sobie pierwiastek „metafizycznej ostrożności”, ponieważ Cichoń swoje wyprawy do strajkujących załóg odbywał w towarzystwie dobrego, zaufanego kolegi z konspiracji (o czym wówczas był przekonany) Andrzeja Olszewskiego, który okazał się zwykłą bolszewicką szują, szmatą SB-ckim agentem o pseudonimie „Karol”…

Owe „chłodne przyjęcia” nie zniechęciły Cichonia. Uznał, że gdy przeredaguje treść proponowanej ulotki dla strajkujących pracowników toruńskich zakładów tak, by ich zainteresowała, to wówczas być może odwróci sytuację. Nowa wersja powstała, a pod jej tekstem oprócz głównego twórcy podpisali się toruńscy opozycjoniści: Krystyna Antoniowska, Marek Berak, Stanisław Śmigiel, Konrad Turzyński i … Andrzej Olszewski, czyli szpicel tw. „Karol”. To musiało się źle skończyć i tak było.

BUDUJEMY ZWIĄZEK

Jeszcze tego samego dnia Cichonia, Antonowską , chwilę później Beraka i Śmigla zatrzymali SB-cy, osadzając w areszcie na 48 godzin. Gdy czas upłynął oświadczono im, że są wolni, po czym mężczyznom ogłoszono decyzję o.… ponownym zatrzymaniu (choć w innym areszcie). Potem powtórzono jeszcze trzy razy, aż wreszcie wiceprokurator toruński Paweł Ławniczak wydał postanowienia o ich tymczasowym aresztowaniu na dwa miesiące, w uzasadnieniu wpisując, że „do sierpnia 1980 r. w Toruniu brali udział w działalności związku KSS» KOR «, w szczególności przez gromadzenie i rozpowszechnianie literatury nie posiadającej debitu komunikacyjnego, zawierającej informacje szkodzące interesom PRL”.

Ciekawe, że już wcześniej, bo w kwietniu 1980 rozważano wyrzucenie Cichonia z pracy (PSS Społem) za jego działalność opozycyjną (tak sugerował porucznik Pierzkalski, radca prawny KW MO w Toruniu), jednak po jednodniowym namyśle nie zgodził się na to ważny oficer SB (prawdopodobnie ppłk Eugeniusz Gawroński) dopisując na kartce z opinią takie zdania: „Cichoń będzie nadal pracował w PSS „Społem”, co uzgodniono I sekretarzem KW PZPR, a o czym powiadomiono I sekretarza KM PZPR. Istnieje obawa, że w razie zwolnienia z pracy Cichoń podejmie działalność na pełną skalę przechodząc na utrzymanie „KOR-owskie”.

Dobre… Ewidentnie woleli, aby „chłop rozrabiał na półetatu”! Widać tu dużą nutę swoistego poważania dla obdarzonego wieloma talentami opozycjonisty (dobra prezencja, swada świetnego mówcy, ambicja itp.).

Decyzję prokuratora Ławniczaka niejako anulowała treść umów kończących wielki strajk na Wybrzeżu. W aneksie do Porozumienia Gdańskiego, gdzie strona społeczna wyszczególniła nazwiska opozycjonistów do zwolnienia z więzień i aresztów byli też torunianie. Wszyscy zatrzymani wyszli 2 września 1980 roku.

Dzień wcześniej, bo 1 września 1980 r. Edward Strzyżewski – już jako przewodniczący Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego (MKZ) w Toruniu podpisał z wojewodą toruńskim Janem Przytarskim porozumienie dotyczące utworzenia w regionie niezależnych samorządnych związków zawodowych. Był w tym pewien – wcale nie taki drobny hak, ponieważ rządzący PRLem zauważyli, że gdy we wszystkich województwach podpiszą zgody na powstanie niezależnych lokalnych związków zawodowych, to „buntownikom” będzie dużo trudniej zbudować jednolitą reprezentację w skali kraju.

Póki co, nawet MKZ w województwie miały swoją autonomię, a było ich 10: Brodnica, Chełmno, Chełmża, Golub-Dobrzyń, Grudziądz, Kowalewo Pomorskie, Łasin, Nowe Miasto Lubawskie, Toruń, Wąbrzeźno. Na przełomie 1980/1981 r. zrzeszały one ok. 360 zakładów i instytucji, łącznie 172 tys. członków wobec ogólnej liczby 195 tys. zatrudnionych w gospodarce uspołecznionej w skali całego województwa.

Ale to później, ponieważ we wrześniu dopiero zaczął się żmudny okres budowy struktur związkowych w zakładach pracy. Wkrótce dotychczasowy Międzyzakładowy Komitet Strajkowy (z którym władze województwa toruńskiego podjęły rokowania – w wyniku czego doszło do podpisania porozumienia dnia 1 IX 1980 r.) przekształcił się w Międzyzakładowy Komitet Założycielski (MKZ). W trakcie zebrania delegatów zakładowych komitetów założycielskich, które odbyło się w sali widowiskowej „Towimoru” dnia 15 X 1980 r., wybrano 17-osobowe Prezydium MKZ Toruń. Jego przewodniczącym został Edward Strzyżewski, a Wiesław Cichoń wszedł do Prezydium (jako reprezentant zakładu, w którym miał etat – PSS Społem).

Dwa dni później Strzyżewski zwołał pierwsze oficjalne posiedzenie Prezydium. Odbyło się siedzibie związku przy ul. Bydgoskiej 8. Podstawowym tematem był podział obowiązków wśród „prezydiantów”. Podczas obrad przyjęto wniosek Cichonia, że powstanie związkowa gazeta i konsekwentnie wyznaczono go jako jej organizatora i redaktora.

Po latach wspominał (Wiesław Cichoń na YouTube):

Wszedłem do Prezydium, ale po krótkim okresie zrezygnowałem, uznając, że najważniejsze jest wydawanie periodyku i że nie można być jednocześnie władzą związkową i redaktorem naczelnym „Wolnego Słowa”. Wymyśliłem nazwę, dobrałem ludzi i bardzo szybko utworzyłem pismo – moim zdaniem – jedno z lepszych w kraju.

To co w relacji Cichonia wygląda na wartką, bezproblemową akcję w rzeczywistości przebiegało dużo bardziej skomplikowanie. O ile zespół redagujący rzeczywiście mógł być dobrany dość szybko (choć kilka miesięcy nie była to grupa stała, bo naczelny – mimo ataków i żądań długo nie mógł wymienić ich nazwisk”), to od razu urosły przed nimi góry kłopotów w postaci braku sprzętu, technologii, a nawet papieru (mało kto pamięta, że za komuny to był jeden z najbardziej reglamentowanych towarów). Za to nie brakowało entuzjazmu i pomysłów, czego przykładem może być choćby unikatowa winieta „Wolnego Słowa”.

Podczas, gdy zdecydowana większość winiet pierwszych numerów pism solidarnościowych miała po prostu wypisane dużymi literami np. „Biuletyn Solidarności Olsztyn”, to toruński biuletyn dostał ją misternie, pracowicie wystukaną na maszynie znakami „X” (a właściwie wolne miejsce bez tych znaków utworzyło tytuł).

Co do rezygnacji Wiesława Cichonia z zasiadania w Prezydium, a stało się to w lutym 1981, to sprawa nie jest taka jednoznaczna, ponieważ niemal od samego początku wyszło, że redaktor na wiele spraw ma daleko inne poglądy (o czym dalej) niż przewodniczący Edward Strzyżewski i spora część składu Prezydium.

JEST PIERWSZY NUMER!

3 listopada 1980 roku ukazał się pierwszy numer „Wolnego Słowa”. Składał się z 21 stron formatu A4, jednostronnie skopiowanych na powielaczu, złączonych biurowym zszywaczem. Przy winiecie popełniono drobną dezinformację w dacie przez użycie złej czcionki, ponieważ zapisano ją jako 3.II.1980, a prawdopodobnie miało być 3.11.1980. Teksty „wystukane” na zwykłej maszynie do pisania, bez podziału na kolumny. Znaczną część miejsca zabrały artykuły publicystyczne i oficjalne komunikaty.

Przykładając elementarne wyobrażenie o tym jak edytorsko powinna wyglądać gazeta, to pierwszy numer tej był „podobny zupełnie do niczego”, choć w siermiężnej rzeczywistości PRL i wiedzy, że to początek ten fakt był raczej mało istotny. Najważniejsze, że wyszła, bez cenzury, nasza – to była jej siła i urok. W pierwszych numerach nawet nie zamieszczono zastrzeżenia, że jest „wyłącznie do użytku wewnątrzzwiązkowego”, bo i tak każdy sobie zdawał sprawę, że to w praktyce nic nie znaczy.

Jak przystało na początek – pierwsza strona zawierała „treści uroczyste”. Czytelników przywitał cytat z kazania ks. Józefa Tischnera, jakie 19 października wygłosił na Wawelu:

(…) Słowo „solidarność” przyłączyło się dziś do innych, najbardziej polskich słów, aby nadać nowy kształt naszym dniom. Jest takich słów kilka: wolność, niepodległość, godność człowieka – a dziś solidarność.”

Nieco niżej, za tytułem „Od Redakcji” pojawił się wstępniak Cichonia, w którym pierwsze zdanie ułożył tak:

Po raz pierwszy w powojennych dziejach Naszego Narodu mamy własną, demokratyczną i autentyczną reprezentację społeczna, poprzez którą będziemy bronili swoich praw, godności i sprawiedliwości (…)”.

Poszłooo! Biuletyn przywitano z sympatią w całym środowisku.

Drugi numer, który ukazał się 17 listopada liczył aż 30 stron tekstu! Trochę informacji, oficjalnych dokumentów, odezw. Reszta to głównie publicystyka, szeroka kultura, ale też wywiad, ba, nawet sarkastyczny humor. Na pierwszej stronie utwór literacki (może powinienem napisać – wiersz) autorstwa Jana Pietrzaka:

Zza morza bzdur zasadniczych

Zza Himalajów nonsensu

Wracają słowa, które się liczą

Dopóki mamy głowy i serca.

Dopóki w głowach myśli krążą

Niezrażone pogardą

Jest święte słowo – WOLNOŚĆ

Jest święte słowo – PRAWDA

(…)

Już po tym drugim numerze widać było, ze Cichoń nie zamierza redagować zwykłego biuletynu informacyjnego z „drewnianymi tekstami”, a jego ambicje sięgają znacznie wyżej, co najmniej w okolice dobrych magazynów społeczno-kulturalnych. Do tego wziął się za próbę kreacji rzeczywistości, bo 17 listopada zamieścił kontrowersyjny (wówczas) artykuł swojego autorstwa zatytułowany „Solidarność qo vadis”, gdzie apelował o … „zwolnienie szaleńczego tempa naszych słusznych żądań”.

Pisał dosłownie tak:

Ustawmy się jeszcze raz w kolejce (…) i zacznijmy załatwiać wszystko wolniej, lecz systematycznie. Nikt nie zostanie na pewno zapomniany. Będzie to najdłuższa kolejka, w jakiej kiedykolwiek staliśmy, ale ostatnia.”

Pamiętam, że ten tekst nieco wkurzył niektórych liderów. Jego wymowa była o tyle ciężka, że zamieszczona w oficjalnym biuletynie Regionu i kojarzono ją z niejawnym stanowiskiem, o które pomawiano kierownictwo związku i to w momencie apogeum zgłaszanych „spraw do załatwienia”, jakie wówczas każdy działacz miał wrzucone na grzbiet…

O tekstach Cichonia – ba o jego polityce informacyjnej potrzebny jest zupełnie osobny artykuł, a tymczasem odnotujmy, iż ten uparcie szedł do przodu i wkrótce znacznie zmienił sposób druku na offsetowy, zdobył lepszy papier, zastosował skład kolumnowy (wycinany z maszynopisu), co diametralnie podniosło jakość edytorską, wymyślił i zastosował proste, choć charakterystyczne logo. Wyglądało ono jak szablon do szybkich malunków na ścianie, w czym można dopatrywać się manifestacji ciągłości z czasami konspiracji.

W praktyce cały proces tworzenia gazety wyglądał tak, że na zwykłej ręcznej maszynie przepisywano teksty autorskie od razu pilnując szerokości kolumn (przy założeniu, że na A4 zmieszczą się trzy kolumny). Następnie owe kolumny wycinano nożyczkami i nakładano na szablon, gdzie też dokładano ilustracje. Wielkie tytuły wyklejano osobno. Z każdej takiej strony szablonowej już w drukarni sporządzano swoisty negatyw i „szło na maszynę”.

Ponieważ „Wolne Słowo” nie miało swojej maszyny offsetowej, więc Cichoń tułał się ze zleceniami druku po różnych placówkach; raz był to Zakład Poligraficzny UMK, innym razem dział poligrafii zakładów „Predom Romet”, „Elany” (tam najdłużej), lub inny, najczęściej „przyklejony” do dużych zakładów punkt.

Kolejne numery „Wolnego Słowa” ukazywały się w coraz lepszej szacie edytorskiej, w starannie przemyślanym składzie graficznym, co przy tamtych metodach musiało kosztować mnóstwo pracy koncepcyjnej i ręcznych wycinanek. Wśród publicystów pojawiali się ludzie o już wówczas coraz bardziej znanych nazwiskach jak choćby Andrzej Zybertowicz, Roman Bäcker, Jacek Taylor, Andrzej Sobkowiak… i to spowodowało pewien kłopot, ponieważ zdaniem krytyków pismo zaczęło coraz bardziej „odpływać”, w małym stopniu wypełniając zadanie informacyjne związku, zaś teksty były za długie, na dodatek oderwane od spraw dziejących się w toruńskim MKZ.

Coś było na rzeczy, gdy po uważnym przejrzeniu treści przyznamy, iż informacji z bieżących prac struktur regionalnych związku było istotnie niewiele, a sam przewodniczący Edward Strzyżewski prawie w nim nie istniał. Na taki stan rzeczy składało się więcej czynników niż tylko wzajemna niechęć przewodniczącego do redaktora i odwrotnie.

Na początku mało kogo w Prezydium MKZ tak na serio interesowało (w natłoku prac organizacyjnych), jaki kształt będzie miał biuletyn firmowany przez regionalne struktury, zadowalając się stwierdzeniem, że „będzie związkowy”. Cichoń właściwie sam pokonał dziesiątki przeszkód, aby go uruchomić, a gdy niespodziewanie zbudował wokół niego całkiem sporą grupę zwolenników było właściwie „po ptakach”. Najwyraźniej to pokazał „Apel” zamieszczony w podwójnym (6/7) numerze z lutego 1981.

Otóż na 30 stronie WS została zamieszczona „Odezwa do wszystkich członków NSZZ „Solidarność”. Chodziło o wsparcie starań, aby władze zwolniły więźniów politycznych. Sama jego treść była absolutnie poprawna i zasadna, ale kto podpisuje dokument?… Prezydium MKZ NSZZ „Solidarność” w Toruniu i … Redakcja „Wolnego Słowa”!

Wówczas, tak naprawdę redakcję biuletynu stanowił sam… Wiesław Cichoń (jako „techniczny” figurował Włodzimierz Trybus), on autorytatywnie decydował, „co pójdzie, a co nie”. Ktoś z zewnątrz mógłby odnieść wrażenie, że apel podpisały dwa niezależne podmioty, a to tylko było świadectwo tego, ze Strzyżewski nie panował nad strukturami, bo zresztą zachodziło w nich zjawisko dużo bardziej niepokojące niż tylko dziwaczna pozycja redaktora biuletynu. Oto duże komisje związkowe Torunia i okolic najwyraźniej zniecierpliwione przedłużającą się fazą organizacji firmowaną przez Prezydium zaczęły dogadywać się „w poziomie”.

Wraz z nr 8 Wolnego Słowa pojawił się dodatek specjalny wydrukowany w Zakładzie Poligraficznym UMK w nakładzie 10000 egzemplarzy. Zawierał całość sztokcholmskiego wykładu Czesława Miłosza wygłoszonego z okazji wręczenia mu Nagrody Nobla. Na czterech stronach A-4 oprócz wystąpienia noblisty znalazły się też trzy jego wiersze: „Veni Creator”, „Tak mało”, „Nigdy od ciebie miasto”.

To – jak na tamte czasy – był spory wyczyn wydawniczy i po raz kolejny ilustrował humanistyczne pasje Ciochonia.

Praktyka dziś oczywista, czyli rozpowszechnianie twórczości znakomitego pisarza wyróżnionego prestiżową nagrodą literacką wówczas łatwo mogła być uznana za działalność… wywrotową. Czesław Miłosz z władzą ludową miał od dawna na pieńku. W kraju obowiązywał zakaz druku jego twórczości, a nawet publiczne wymienianie nazwiska poety było ryzykowne.

Gdy 9 października 1980 r. komitet noblowski ogłaszał, że Czesław Miłosz otrzymał najważniejszą literacką nagrodę świata, niemal od razu pojawiły się zarzuty i opinie o politycznym geście szwedzkiej akademii. Niejako prowokował to sam poeta, ponieważ przybył na uroczystości wręczenia nagrody z wpiętym w klapę znaczkiem „Solidarności”. Aby ukręcić spekulacje Komitet Noblowski postanowił zrezygnować z tradycyjnej dyskrecji. Poinformował, że Miłosz nie pierwszy raz znalazł się na liście kandydatów do nagrody, a wybór dokonany został znacznie wcześniej, jeszcze przed wybuchem strajków na Wybrzeżu.

Oczywiście dodatek Wolnego Słowa błyskawicznie rozszedł się w Regionie i w wielu domach do dziś jest sentymentalną pamiątką „Karnawału”.

PISMO REGIONALNE, CZY MAKROREGIONALNE?

Pierwszymi którzy zareagowali oficjalnie na dziwny status gazety byli członkowie komisji zakładowej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Oni wytknęli Strzyżewskiemu, że nie ma wpływu na związkowy biuletyn, którego redaktor prowadzi jakąś równoległą politykę i co należy ograniczyć wprowadzeniem organizacyjnego porządku. Naciskali też na radyklane zwiększenie funkcji informacyjnej biuletynu.

Cichoń też o tym myślał, a jednocześnie nie bardzo chciał zrezygnować z publicystyki, toteż wpadł na pomysł, aby powołać do życia nowe pismo – „Wolne Słowo Serwis Informacyjny”, w którym miał zamiar umieszczać wszystkie drobne wieści z życia związku, zaś dziennikarską literaturę zostawić w „Wolnym Słowie”.

Szybko stworzył nowy szablon dostosowany do formatu A5 (połowa A4 „normalnej” kartki), zachował logo „dużego” WS (oczywiście proporcjonalnie je zmniejszając) i zrezygnował z podziału na pionowe kolumny. Wraz ze swoim współpracownikiem Zdzisławem Dumowskim założył, że w odróżnieniu do „Wolnego Słowa” (miesięcznika) jego informacyjna mutacja „Serwis” będzie wychodziła w cyklu „co kilka dni, a w razie potrzeby – każdego dnia”, zatem skład musi być prosty, nie zabierający czasu.

Pierwszy numer „Wolne Słowo Serwis Informacyjny” pojawił się w lokalach związku na terenie całego regionu 13 marca 1981 roku (i taką datą). Przyjęto go dobrze; miał poręczny format, sporo krótkich wiadomości, a jedyną niedogodnością była konieczność rozcinania ręcznie złożonego arkusza (drukowano je na dużym formacie arkusza – cztery strony od razu, a potem składano do A5).

Zrządzeniem losu „Serwis” ukazał się w niezwykłym dla kraju czasie. Oto 9 lutego1981 r. podczas VIII Plenum KC PZPR podjęto decyzję o powierzeniu gen. armii Wojciechowi Jaruzelskiemu stanowiska premiera. Dwa dni później, 11 lutego, Sejm dopełnił formalności, powołując ministra obrony narodowej na stanowisko szefa Rady Ministrów. Zrobiło się dziwnie, bo generał dostał de facto nieograniczoną władzę (był już I sekretarzem niepodzielnie rządzącej PZPR). W jego expose znalazło się m.in. Ostrzeżenie:

Władza ludowa dysponuje mocą, aby zagrodzić drogę tym ludziom, tym procesom, które zmierzają do cofnięcia koła historii„.

Dzień przed ukazaniem się Serwisu Informacyjnego doszło do ciekawego wydarzenia, które jednak mogło swymi konsekwencjami doprowadzić do likwidacji „Wolnego Słowa”. 12 marca zebrali się liderzy trzech MKZ: bydgoskiego, toruńskiego i włocławskiego, aby uzgodnić ramy projektu utworzenia „Makroregionu Pomorsko-Kujawskiego”.

W ówczesnych realiach była to dość fantastyczna idea, toteż nie spodziewano się konkretów, tymczasem rezultaty spotkania musiały zaskakiwać, bo Krzysztof Gotowski (MKZ Bydgoszcz wiceprzewodniczący), Edward Strzyżewski (MKZ Toruń), i Marian Nowicki (Włocławek) uchwalili, że do dnia 31 marca 1981 roku powstanie… Makroregion Kujawsko-Pomorski NSZZ „Solidarność” ze wspólną Komisją Makroregionu w skład której miało wejść po czterech przedstawicieli każdego województwa. Mało tego!

W pierwszym punkcie ustaleń po naradzie zapisano, że „powołuje się regionalne wydawnictwo z siedzibą w Bydgoszczy + miesięcznik o nakładzie co najmniej 15 000 egzemplarzy, a objętości minimum 12 stron, którego naczelnym zadaniem będzie integracja ruchu związkowego na terenie województwa bydgoskiego, toruńskiego i włocławskiego, a także działalność publicystyczna oraz odzwierciedlanie problemów i opinii członków związku według linii programowej”.

Ale to jeszcze nie koniec zaskoczenia, ponieważ zadeklarowano, że:

MKZ-ty NSZZ” Solidarność” zobowiązują się dostarczyć na potrzeby pisma po 60 ryz papieru formatu A-3. Sposób kolportażu pisma określą MKLZ-ty, podobnie jak zasady partycypowania w kosztach wydawania”.

Zastrzeżono, iż ma wychodzić każdego 109 dnia miesiąca a jego nazwa zostanie wyłoniona w specjalnym konkursie…

Kto wie jak by się potoczyły losy tej inicjatywy, gdyby w następnych dniach marca nie wydarzyło się nic specjalnego…

Tymczasem 16 marca ogłoszono początek gigantycznych manewrów wojsk Układu Warszawskiego (stugębna plotka mówiła, że przygotowują się do pacyfikacji Polski), zaś trzy dni później, czyli 19 marca 1981 r., w Bydgoszczy w siedzibie Wojewódzkiej Rady Narodowej doszło do pobicia działaczy NSZZ „Solidarność” i działaczy rolniczych domagających się legalizacji niezależnego od władz związku zawodowego rolników.

Wobec tego szokującego ówczesną opinię społeczną zajścia wszystkie bieżące sprawy zeszły na dalszy plan. Dosłownie w ciągu kilku godzin napięcie w całym kraju osiągnęło nieprawdopodobne rozmiary!

20 marca przybyła do Bydgoszczy Krajowa Komisja Porozumiewawcza NSZZ” S” i po zapoznaniu się z przebiegiem zdarzeń wydała specjalne oświadczenie stwierdzające, że „z powodu ataku na Związek, jego władze i obrazę godności Związku odwołuje się wszelkie rozmowy z władzami PRL i wprowadza stan gotowości strajkowej w całej „S”.

Na terenie toruńskich zakładów „Apator” powołano regionalny MKS. Oprócz NSZZ „Solidarność” – zasiedli w nim również przedstawiciele „Solidarności Rolników Indywidualnych” z województwa toruńskiego oraz Niezależnego Zrzeszenia Studentów działającego na UMK.

W powietrzu zawisła -jak nigdy – realna groźba paraliżującego strajku generalnego i nie wiadomo jakiej odpowiedzi nań ze strony rządzących

Krajówka” doskonale zdawała sobie sprawę, że wydarzenia bydgoskie były oczywistą prowokacją, a mimo to oficjalne stanowisko nie mogło być inne. Nieoficjalnie zdawano sobie sprawę, że związek nie jest gotowy do bezpośredniej konfrontacji z komunistami, toteż dążono do okiełznania coraz bardziej gorących nastrojów.

Jednym z „wentyli bezpieczeństwa” stał się czterogodzinny strajk ostrzegawczy zorganizowany dnia 27 III 1981 r. Na terenie województwa toruńskiego wzięło w nim udział aż 235 zakładów i instytucji.

Tymczasem w Toruniu trwała wytężona praca przy produkcji „Wolnego Słowa Serwisu Informacyjnego”. W okresie kryzysu wychodził codziennie i to z oznaczeniem „Wydanie nadzwyczajne”. 23 marca wypuszczono nawet dwa numery; 6 i 7, ale to był szczególny dzień, w którym wiele się działo, przy tym tak spektakularne wydarzenie jak przyjęcie przez Prezydium MKS w Toruniu do swojego składu NZS studentów UMK (ci wydali oświadczenie, że w swych działaniach absolutnie podporządkowują się uchwałom Solidarności).

Niejako „przy okazji” ktoś przywiózł do redakcji „Wolnego Słowa” zdjęcia wykonane podczas pierwszego wkroczenia milicjantów na salę obrad bydgoskiej WRN. Szybko wykonano ich kopie, po czym zaczęto je…. Sprzedawać.

Przez cały kryzys, aż do 30 marca ani Cichoń ani Dumowski praktycznie nie wychodzili z redakcji (Toruń, ul. Bydgoska 8), jednak nie poprzestawali na zbieraniu wiadomości i komunikatów oraz ich przepisywaniu, bo redagowali także własne komentarze – coraz ostrzejsze w tonie.

Na przykład do numeru 8 z 24 marca wrzucili autorski tekst pt. „Granice kompromisu” gdzie m.in. stwierdzili:

Krajowa Komisja Porozumiewawcza reprezentuje ostatnio stanowisko zbyt ugodowe wobec poczynań czynników sprawujących w naszym kraju władzę. (…) Powinniśmy jasno zdać sobie sprawę z tego, że walczymy nie z konkretnymi ludźmi; malwersantami, złodziejami, czy pospolitymi bandziorami, ale z systemem, który taka patologię rodzi w skali społecznej, a im wyższy stopień w skali służbowej zajmuje przestępca, tym lepszą ma ochronę bez-prawną. Widzimy również, że aktywa 6 miesięcznej działalności „Solidarności” są stosunkowo mizerne. Prócz własnej rejestracji, godzinnej mszy niedzielnej w radiu, problematycznych podwyżek płac i równie problematycznego załatwienia sprawy wolnych sobót nie możemy poszczycić się żadnymi innymi istotnymi osiągnięciami.”

Do 30 marca, gdy władza ludowa zawarła ze stroną Solidarności porozumienie (związek wycofał się z organizacji strajku generalnego, a rząd zobowiązał się wyjaśnić sprawę pobicia związkowców, wskazać i ukarać winnych, a także wydać zgodę na rejestrację rolniczej „Solidarności”) zdecydowana większość komentarzy Wolnego Słowa była mniej więcej w tym tonie.

Część związkowców bezpośredni język i dosadne zwroty uznała za adekwatne, lecz inni popadli w konsternację, a nawet złość. Mało kto znał stanowisko MKS w Toruniu, Prezydium, czy samego Strzyżewskiego, natomiast prawie wszyscy wiedzieli co pisze o kryzysie Serwis Informacyjny WS. Dopiero po rozmowach telefonicznych i bezpośrednich rozmowach wyszło, że rozdźwięk był olbrzymi.

Wielu nie akceptowało ostrego – co tu dużo gadać – konfrontacyjnego tonu pisma. Komisja zakładowa (tu zwana Komisja Uczelnianą) UMK wręcz domagała się ograniczenia samowoli redakcji i zaniechania przez nią umieszczania swoich komentarzy.

Wreszcie 25 kwietnia 1981 roku, po wymianie rozmaitych dość stanowczych w tonie pism, telefonów doszło do bezpośredniego spotkania Cichonia i Dumowskiego z Prezydium komisji UMK, zakończonego wspólnym „drewnianym” komunikatem, z którego niewiele wynikało, poza tym, iż „wymieniono poglądy na temat treści zamieszczanych do tej pory w serwisie, zwłaszcza w okresie pogotowia strajkowego”.

Ostatecznie można by ten komunikat pominąć, gdyby nie fakt, iż właśnie w nim po raz pierwszy oficjalnie podniesiono („S” UMK) potrzebę powołania Rady Programowej, jednak niczego konkretnego nie ustalono.

Ciekawe, że w ferworze gorących sporów kompletnie zapomniano, że przy „Wolnym Słowie” (zanim jeszcze wyszedł pierwszy numer) powinno funkcjonować coś w rodzaju Rady Programowej. Skąd? … Ano na wspomnianym pierwszym posiedzeniu toruńskiego MKZ w dniu 17 października powołano „Zespół oceny merytorycznej biuletynu” w którego skład weszli: Jerzy Wieczorek, Gerard Piechocki, Leszek Zaleski. Nie ma śladów pracy tego zespołu, więc albo Cichoń ich uwiódł, albo się panom nie chciało…

WOLNE SŁOWO – ZBYT WOLNE?

5 maja był dość pechowy dla toruńskiej Solidarności. Zwołane na ten dzień obrady związkowców – przedstawicieli lokalnych zakładów – mające ostatecznie ustalić zasady nadchodzących wyborów do władz Podregionu Toruń zakończyły się klęską. Spora była w tym wina nieudolnego prowadzenia, ponieważ zgromadzenie niemal od razu przerodziło się w nerwowy wiec, momentami wręcz w awanturę gdzie krzykliwa część zebranych zakwestionowała nawet wcześniejsze wybory do Regionalnej Komisji Wyborczej. To z kolei strasznie zdenerwowało jej przewodniczącego, a zarazem najbliższego współpracownika przewodniczacego MKZ Strzyżewskiego – Bartłomieja Karabina, który w proteście złożył rezygnację z funkcji.

Nie dość tego, delegaci małych zakładów zaatakowali tych z dużych za tworzenie „kontaktów poziomych” (jednym z liderów takich „kontaktów” był Ryszard Musielak) wtedy pracownik Zakładów Unitra Toral. Bodaj delegat Elany odpalił, że samo pojawienie się takiej tendencji świadczy o nieskuteczności poczynań kierownictwa związku… Zmarnowano czas, nie uchwalono niczego, nie podjęto żadnej decyzji, to był istny „czarny dzień”.

Konkretów spodziewano się po zwołanym na 8 maja posiedzeniu Prezydium MKZ-u w Toruniu poszerzonym (nie wiadomo na jakiej zasadzie) o przedstawicieli „większych zakładów pracy” (elitę lokalnych struktur poziomych związku). Temat był jeden: co dalej z „Wolnym Słowem” i „Serwisem Informacyjnym WS”.

Przez bite 6 godzin(!) trwała właściwie awantura, a nie dyskusja. Zarzucano redakcji samowolę, dezinformację, prowadzenie własnej, z nikim nie uzgadnianej polityki i to w momencie dramatycznego kryzysu bydgoskiego, gdzie dla utrzymania jedności działania z ośrodka władzy związkowej powinien wychodzić jeden sygnał.

Sam Strzyżewski i jego najbliżsi współpracownicy żądali zgody na absolutne podporządkowanie redakcji decyzjom i nadzorowi Prezydium MKZ, na co jednak pozostali nie chcieli się zgodzić, z grubsza dowodząc, że biuletyn musi być niezależny od władzy wykonawczej. W końcu, po 6 godzinach wrzasków zgłoszono konkretny wniosek:

Redakcja Wolnego Słowa ma pracować w niezmienionym składzie do wyborów regionalnych i powołania rady programowej”.

Do samego faktu zgłoszenia(!) tego wniosku zdenerwowany Strzyżewski i 8 członków Prezydium złożyło… votum separatum. Jednak, ponieważ całe towarzystwo obradowało na przedziwnych zasadach, gdzie prawem kaduka każdy miał głos, to dramatyczny gest niczego nie zmienił i do głosowania doszło. 18 zebranych wniosek poparło, 5 było przeciwnych, 5 się wstrzymało, a więc wniosek przeszedł!

W międzyczasie (5 maja) ukazał się nr 30 „Wolnego Słowa Serwis Informacyjny”. Zamieszczono w nim dość długi list podpisany jako J.S. Kwiatkowski Instytut Fizyki UMK. Autor zgłosił kilka ciekawych uwag, propozycji. Generalna była ta, że „wydawnictwa związkowe z nadrukiem NSZZ „Solidarność” muszą podlegać kontroli MKZ, który powinien wiedzieć kto i co wydaje”. Zauważył, iż „redakcji nie może stanowić jedna, czy też dwie osoby” (a tak właśnie było), zatem powinno się powołać kilkuosobowe Kolegium Redakcyjne, a także kilkunastoosobową(!) Radę Programową”. Padło też stanowcze stwierdzeniem, że w czasie sytuacji nadzwyczajnych (gotowość strajkowa, strajk) prasa związkowa „powinna być podporządkowana i cenzurowania prewencyjnie przez Prezydium MKS”.

Cichoń opublikował list w całości, słowem nie odnosząc się do zawartych tam tez. Podobnie postąpił z innymi wnioskami.

Tymczasem i bez tego wokół Wolnego Słowa rozpętała się dyskusja. Głos w niej zabrali związkowcy z komisji Zakładowej Polskiej Akademii Nauk w Toruniu przysyłając do MKZ pismo w tej sprawie pełne spokojnych, merytorycznych uwag. Chyba najważniejszą z nich była ta zauważająca, że „Pismo powinno być adresowane do wszystkich związkowców regionu, tzn.: zarówno do robotnika niewykwalifikowanego, jak i do pracownika naukowego. Powinno dostarczać pełnej informacji o racy regionalnych władz związkowych, omawiać działalność komisji zakładowych, a także informować o wydarzeniach dotyczących związku w skali całego kraju”.

Dalej związkowcy z PAN przyznając konieczność „istnienia mechanizmu kontroli” wyrazili soją niechęć wobec prób ustanowienia kontroli prewencyjnej.

To był Wersal, bo zupełnie inną opcję dyskusji przyjął prominentny działacz związku Bogdan Major, który redaktorów Wolnego Słowa nazwał … „chłopcami w gorącej wodzie kąpanymi”. Zdenerwował go krytyczny komentarz redakcji zamieszczony w „Serwisie Informacyjnym” nr 18 (31 marzec 81), podważający sens zawarcia porozumienia z władzami PRL. Tu akurat Cichoń odpowiedział, dość przewrotnie zapraszając Majora do… współpracy z pismem.

Rzecz jasna nie jest tak, że wszyscy związkowcy pasjonowali się wówczas kontrowersjami wokół „Wolnego Słowa”, bo tą przykrywały często wydarzenia bieżących dni – choćby zwycięstwo Solidarności w „wojnie smalcowej” – coś, co dziś nawet trudno wytłumaczyć pokoleniu XXI wieku. Z grubsza chodziło o to, że związkowcy z Zakładów Mięsnych w Toruniu zatrzymali ciężarówkę załadowaną ponad 9 tonami smalcu przeznaczonego na eksport do Kuby (powiadomili przy tym związkowe Biuro Interwencji Toruń). Mało tego – dogadano się z „Solidarnością” Portu w Gdyni, a ci odmówili nie tylko załadunku rzeczonego smalcu, lecz w ogóle jakiejkolwiek żywności z Polski na eksport drogą morską!

W jednej chwili kierownik toruńskiego Biura Interwencji NSZZ „Solidarność”– Ewa Łozińska-Małkiewicz stała się znaną nawet na kresach województwa (mogę potwierdzić Brodnicę i Nowe Miasto) i to tym bardziej, że chwilę po wygranej w „wojnie smalcowej” komisja zakładowa „Solidarność” ZPO Torpo, wraz z Komisją Interwencyjną wstrzymała wywóz z firmy około 174 metrów deficytowego welwetu. Urządzono po tym otwarte spotkanie informacyjne.

Tymczasem Cichoń z Dumowskim właśnie skończyli skład nowego numeru „Wolnego Słowa” (tego publicystycznego), ale nie mogli zdobyć odpowiedniego papieru, aby je wydrukować, a potrzeba było aż 1400 kilogramów. Był też jakiś kłopot aby „wbić” się z produkcją do jakiejś drukarni. Mogła w tym pomóc interwencja MKZ ale między redakcją a ludźmi z otoczenia Strzyżewskiego trwał tak ostry konflikt (jeszcze zaogniony w okresie kryzysu bydgoskiego), że coś podobnego obydwu stronom nie przychodziło do głowy.

Wreszcie pod koniec maja Wiesław Cichoń przy pomocy znajomych załatwił i papier i druk (w Poligrafii Zakładów Rowerowych Predom-Romet Bydgoszcz). Część zebranych wcześniej tekstów zdążyła się zdezaktualizować, więc trzeba je było naprędce zastąpić innymi, jednak sam magazyn o podwójnym numerze 9 i 10 edytorsko oraz co do treści wypadł bardzo porządnie.

Zamieszczono długi stenogram z dramatycznego posiedzenia Krajowej Komisji Porozumiewawczej jakie odbyło się w nocy z 31 marca na 1 kwietnia 1981 roku, a dotyczyło strajku generalnego po prowokacji bydgoskiej. Dołożono do tego całość niezwykle mocnego wystąpienia rzecznika prasowego KKP Karola Mozelewskiego, który uzasadniał swoją rezygnację z funkcji. Zwłaszcza ciekawy jest wątek o roli ekspertów w związku, bo Mozelewski mówi tak:

Była uchwała KKP, że nikomu prócz niej strajku odwołać nie wolno (tego ogłoszonego po prowokacji bydgoskiej – dopisek PG). Stało się faktycznie inaczej. Był wybrany w tajnym głosowaniu Krajowy Komitet Strajkowy. Ten Komitet tej decyzji, jak żadnej w gruncie rzeczy, nie podejmował w pełnym składzie. Nie podjęła jej – jak wiedzieliśmy – również grupa negocjująca. Mechanizm jest dość jasny i Bronku nie gniewaj się – mówię do prof. Geremka – mówiłeś, że eksperci mają prawo przemawiać, przekonywać i przedstawiać swoje racje. To są święte słowa. Zawsze powinni mieć to prawo. Dopóki są to wystąpienia w dyskusji, wszystko jest z punktu widzenia demokracji związkowej w porządku. Natomiast z punktu widzenia tej demokracji jest niedopuszczalne, żeby eksperci przy pomocy manipulacji decydowali za związek”…

Dalej w „Wolnym Słowie” zamieszczono – jak to ujęto – „rozmowę” Wiesława Cichonia z będącym u szczytu sławy Janem Rulewskim. Rulewski zaskakująco swobodnie i otwarcie opowiada m.in. o kulisach funkcjonowania władz związkowych – już wówczas – 10. milionowej organizacji.

Zaskakujące treści przynosi też inna rozmowa prowadzona przez Cichonia, a mianowicie ze Zbigniewem Iwanowem (twórcą struktur poziomych w PZPR i działaczem Solidarności z Towimoru) oraz Adamem Michnikiem (doradcą struktur Regionu Mazowsze).

Świetny numer, bo właściwie każdy tekst w nim opublikowany mógł przykuć uwagę kogoś, kto wówczas, choć średnio interesował się sprawami społecznymi, a osobliwie – problemami wciąż formującego się związku. Emanuje z niego też atmosfera czasów po przełomie. Związek jeszcze dymi po wielkiej mobilizacji, zaś wielu nie wie; czy to dobrze, czy źle, że wielki strajk rozszedł się po kościach.

Jak sporą wartość historyczną dla badaczy i historyków końcówki XX wieku mają dziś treści kwietniowo-majowego „Wolnego Słowa” – myślę, że nie trzeba udowadniać. Wówczas, gdy pismo wyszło, chyba nawet Cichoń nie myślał o tym, iż będzie to ostatni numer publicystyki…

14 maja w Torpo spotkali się przedstawiciele 14 największych toruńskich komisji zakładowych i 3 mniejszych. Było to kolejne dziwne, nieformalne posiedzenie na zasadzie „spotkań poziomych”, które jednak przełamało dotychczasowy impas i doprowadziło do uzgodnień sposobu wyborów do władz regionalnych. Toteż następnego dnia walnemu zebraniu delegatów wszystkich komisji zakładowych Torunia po prostu przekazano to, co ustalono z wnioskiem o przegłosowanie. Po krótkiej dyskusji rzeczywiście do tego doszło i olbrzymią większością głosów przyjęto uchwałę o sposobie przeprowadzenia wyborów.

Co ciekawe – jedynie przewodniczący MKZ Edward Strzyżewski zgłosił do tego votum separatum.

W połowie maja, socjolog Anna Śliwińska (UMK) przeprowadziła ankietę wśród członków związku. Były tam też zapytania związane z postrzeganiem „Wolnego Słowa”. Z odpowiedzi wynikało, że aż 54 procent respondentów oceniało pismo i serwis informacyjny zdecydowanie pozytywnie, a około 10 procent negatywnie. Przy okazji wyszło, że do około 20 procent ankietowanych „Wolne Słowo” nie docierało.

9 czerwca wyszedł 44 numer „WS Serwis Informacyjny”, którego aż 4 i pół strony zajął wywiad ze słynnym twórcą „struktur poziomych” w rządzącej partii PZPR Zbigniewem Iwanowem I sekretarzem PZPR w TZUO Towimor i jednocześnie aktywnym członkiem NSZZ „Solidarność”. To po raz kolejny zdenerwowało dużą część liderów związkowych (tak było po „rozmowie” z nim i Michnikiem w ostatnim numerze Wolnego Słowa dwa miesiące wcześniej). Zarzucano „promowanie komuchów”, niepotrzebne zabieranie miejsca w Serwisie, dwulicowość itp.

Spokojnie patrząc – było w tym co najmniej trochę racji, ponieważ panowie poświęcili 3 strony (z 4 i pół) związkowego biuletynu na omawianie problemów… PZPR i dylematy jej członków. Oryginalne jak na tamte czasy.

CICHOŃ ZAWIESZONY

Jeszcze pod koniec maja redakcja „Wolnego Słowa” przeniosła się z siedziby MKZ-tu przy ul. Bydgoskiej do biura w budynku Ośrodka Sportu i Rekreacji, przy Bulwarze Filadelfijskim 12 (przy dawnym „Wodniku”). Ten adres podano już w ostatnim, podwójnym numerze magazynu WS. W przeprowadzce pomogli zaprzyjaźnieni związkowcy, a bezcenny transport zapewniła Spółdzielnia Transportowiec. Żartobliwie komentowano, że Cichoń zszedł z linii strzału. Niekoniecznie…

W trakcie zebrania przedwyborczego, jakie odbyło się 15 czerwca w kinie „Echo” przewodniczący MKZ Edward Strzyżewski – tu występujący jako kandydat do przyszłego Zarządu Regionu – trochę sprowokowany pytaniami z sali zaatakował Cichonia, sugerując, że to demagog, ekstremista, człowiek nielojalny, a nawet „o wątpliwym morale”. Wykluczył jakąkolwiek dalszą współpracę.

Słowa przewodniczącego spotkały się z mieszaną reakcją sali. Część związkowców nie bardzo zorientowanych w sytuacji (wszak wzajemna niechęć obu nie była zbyt popularnym tematem w szeregach) przyjęła je z zaskoczeniem. Spora grupa miała to gdzieś, traktując jako swoisty folklor wyborczy, lecz jeszcze inni – zwłaszcza ci, którzy znali dłużej redaktora, jego postawę w przedsierpniowej konspiracji wysłuchali emocjonalnych zarzutów z niesmakiem, wręcz oburzeniem.

Sam pamiętam, że w tamtej atmosferze dość często zdarzały się emocjonalne wystąpienia, niekoniecznie sensowne popisy oratorskie, a czasem rozmaite „akty strzeliste” bez dalszego ciągu, więc pewnie spodziewano się i tym razem tak będzie. Jednak Strzyżewski postanowił zakończyć sprawę radykalnie.

19 czerwca zwołał otwarte posiedzenie MKZ i już w pierwszym punkcie postawił wniosek o zawieszenie Wiesława Cichonia w obowiązkach redaktora naczelnego „Wolnego Słowa”. Uzasadnił to krótkim wywodem jakoby pismo rozbijało związkową jedność, a sam naczelny nie reagował na żadne uwagi, wnioski – ergo – „nie spełnia należycie swych obowiązków”.

W ogólnym zaskoczeniu pierwszy ocknął się po czym poprosił o głos Cichoń. Zdążył wygłosić parę zdań, gdy przewodniczący gwałtownie przerwał mu wypowiedź stwierdzając, że musi wyjść, gdyż ma umówione spotkanie z … delegacją francuskich związkowców, dlatego głosowanie trzeba podjąć zaraz.

Mimo protestu Krystyny Sienkiewicz tak się stało. Przeprowadzono je w trybie jawnym. Za wnioskiem byli: Strzyżewski, Stankiewicz, Karabin, Sobkowiak, Wiskirski, Wieczorek, Szwechowicz. Przeciwko: Majewski, Piechocki, Zaleski, Sienkiewicz (Krystyna), Zell. Wniosek przeszedł stosunkiem głosów 7 do 5. Posiedzenie zakończono, a jednak nie sprawę, ponieważ tego samego dnia wieczorem, w siedzibie MKZ zebrała się 7 -osobowa frakcja Strzyżewskiego (oraz L. Kuczyńska nie będąca członkiem Prezydium) i dopiero wówczas postanowiono ją dokończyć.

W trakcie owych wieczorno-nocnych obrad – prawem Kaduka – uchwalono, iż odsunięcie Cichonia ma być natychmiastowe, a do kierowania sprawami wydawania Wolnego Słowa powołano… „komisarycznych redaktorów” w osobach A. Wiskirskiego i J. Wieczorka.

Mimo tego, że jeszcze 19 czerwca, więc zaraz po „pierwszej części” obrad troje członków Prezydium MKZ: Krystyna Sienkiewicz, Gerard Piechocki, Leszek Zaleski wydali „Oświadczenie”, że „przyjęta decyzja jest bezprawna i szkodliwa dla interesów naszego związku” to jednak o sprawa pozostawała szerzej nieznana do wczesnych godzin południowych 20 czerwca, czyli do momentu kolejnych obrad Prezydium. Tu, po zakończeniu prezentacji kandydatów do Zarządu Regionu przewodniczący MKZ wygłosił komunikat informujący o podjętych decyzjach, po czym w towarzystwie B. Karabina niemal demonstracyjnie opuścił salę, pozostawiając zebranych w małym osłupieniu. Na wiszące w powietrzu pytania (zwłaszcza o legalność nocnego posiedzenia) nie było komu odpowiedzieć….

Do redakcji przy Bulwarze Filadelfijskim złe wieści dotarły za pomocą Krystyny Sienkiewicz (członka Prezydium MKZ) i z miejsca wywołały nie tylko mocno rubaszne uwagi, lecz także postanowienie nieprzyjmowania do wiadomości w takim zadziwiająco niedemokratycznym trybie podjętych decyzji. Od ręki zredagowano stanowisko redakcji „w sprawie”, podpisane przez Zdzisława Dumowskiego. Jego najważniejsze zdania umieszczono na końcu:

(…) Prezydium nie miało prawa arbitralnie zawieszać kol. Wiesława Cichonia tuż przed wyborami w jego obowiązkach. Dla zachowania jednak dyscypliny związkowej uchwałę Prezydium respektujemy, ale w sposób następujący: niżej podpisany do czasu wyjaśnienia sprawy kol. Cichonia pełni funkcję redaktora naczelnego, na takich samych prawach, jak to było dotąd, to jest nie uznając cenzury w postaci uchwalonej przez Prezydium (nadzwyczajne kierownictwo redakcji w osobach Wiskirskiego, Wieczorka), a kolega Cichoń pozostaje w składzie redakcyjnym.”

O dziwo, to przewrotne oświadczenie o podporządkowaniu się a de facto pozostawiające wszystko po staremu uspokoiło atmosferę wokół redakcji. Prawie wszyscy uważali, że jest ok, a tak… nie było. Na szczęście wciąż trwająca kampania w toruńskich strukturach i zbliżający się zjazd Regionu przykryły problem, zapobiegając jego „roztrzepaniu”.

23 czerwca toruński dziennik „Nowości” (wówczas jeszcze „organ PZPR”) zamieścił notatkę o kampanii wybiorczej w lokalnej „ Solidarności” i podał informację o zawieszeniu redaktora naczelnego „Wolnego Słowa”.

W 53 numerze Wolnego Słowa Serwis Informacyjny (25 czerwca) ukazały się aż dwa całostronicowe artykuły Cichonia zawierające parę uszczypliwych, choć zakamuflowanych uwag o złej pracy dotychczasowych władz Podregionu Toruń. Nie zamieszczono stopki redakcyjnej. W poprzednim – 52. informowano, że redaktorem naczelnym jest Zdzisław Dumowski, zaś w składzie redakcji Hieronima Pawelska, Leszek Różański i Wiesław Cichoń.

27 czerwca, po trwających prawie 30 godzin obradach (zakończono o 4 nad ranem) Walne Zebranie Wyborcze Podregionu Toruńskiego, w czterech turach wybrało 43 związkowców do Zarządu Regionu Toruńskiego. Owe 43 miejsca to była pula przypadająca na Podregion Toruń. Jeszcze przed samymi wyborami dotychczasowy przewodniczący Podregionu Edward Strzyżewski złożył rezygnację z kandydowania. Potem wyszło, iż większość jego dotychczasowych najbliższych współpracowników przepadła w głosowaniu. Pierwszą turę przeszło (50%+1) dwudziestu delegatów, a najwięcej głosów otrzymał Antoni Stawikowski (238). Razem z nim weszli m.in. Błażej Wierzbowski (210), Zbigniew Iwanow (176), Wiesław Jankowski (205), Roman Pietrzak (194), Gertruda Przybylska (168), Ryszard Musielak (163). Dwóch głosów do wejścia w pierwszej turze zabrakła Władysławowi Kryplowi (wszedł w drugiej).

Na Walnym Zebraniu Podregionu zdarzyła się też znamienna uchwała i to druga w numeracji przyjętych(!), a mianowicie o treści:

Walne Zebranie Podregionu uchyla decyzję Zarządu MKZ w sprawie zawieszenia w obowiązkach redaktora naczelnego Wolnego Słowa i Biuletynu Informacyjnego Wolne Słowo kolegi Wiesława Cichonia (…)”

Drugą częścią tej uchwały jest decyzja o powołaniu i składzie osobowym komisji do zbadania sprawy kolegi Cichonia.

54 numer WS Serwis Informacyjny (z 29 czerwca) donosi o tym spokojnie, bez triumfalizmu, choć nie bez satysfakcji, która wychyla się z felietonu Zdzisława Dumowskiego zatytułowanego „Jeszcze o Prezydium”. Autor podjął się w nim udanej próby analizy błędów jakie popełniła ekipa Strzyżewskiego.

Błąd byłego Prezydium MKZ Toruń polegała na tym, że dość szybko poczęło ono działać w izolacji, bez odwoływania się do zdania plenum (…) Zebrania poczęły ograniczać się do roli spotkań informacyjnych, straciły znaczenie ustawodawcze. Od sprawy bydgoskiej plena nie były zwoływane. W praktyce więc zabrakło więzi organizacyjnej między władzą wykonawczą, a ustawodawczą. Ten chorobliwy stan ujawnił się najdobitniej w blokadzie informacyjnej (…) Naturalną reakcją związkowców było stworzenie struktur poziomych. Spotykało się to z dezaprobatą Prezydium, ale nie stanowiło dla niego bodźca, by zrozumieć swoją właściwą rolę i miejsce w strukturze związku. (…) Z tego błędnego koła Prezydium nie wydobyło się do samych wyborów. Mówiąc „Prezydium” popełniamy nieścisłość, ponieważ kilkunastoosobowa grupa stojąca na czele związku w Toruniu była skłócona (…)”

W stopce redakcyjnej jeszcze nie podano kto jest naczelnym, jednak Cichoń jest wymieniany na pierwszym miejscu składu zespołu (zastosowano kolejność alfabetyczną). Dopiero w 64 numerze (23 lipca) znów zostanie dopisana jego funkcja.

Zebranie wyborcze w Toruniu nie wyłoniło szefa Podregionu, jednak zgodnie z propozycją Ryszarda Musielaka – na kilka dni, do czasu Walnego Zebrania Delegatów Regionu – toruńskimi strukturami kierował wybrany „triumwirat” (tak to określił Musielak): Wiesław Jankowski, Krystyna Sienkiewicz, Zbigniew Iwanow.

Napięcie wyraźnie spadło, a pracownicy MKZ-tu zdobyli się na świetny gest, a mianowicie 1 lipca wydali „Oświadczenie” (wydrukowane w 55 numerze WSSI), gdzie m.in. Napisali:

(…) Przede wszystkim pragniemy podziękować naszemu Przewodniczącemu Koledze Edwardowi Strzyżewskiemu za to, że był dla nas życzliwy, sprawiedliwy i swą postawą kształtował w nas poczucie odpowiedzialności, pracowitość i rozwagę. Nie jeden z nas otrzymał od niego krytyczne uwagi, ale przyjął je z całą dobrą wolą, z jaka były wypowiadane.

Kolega Strzyżewski spotkał się z wieloma atakami z którymi nie sposób dyskutować, ponieważ nie są poparte faktami i argumentami. Sądzimy, iż atakujący nie zauważyli, że mają do czynienia z człowiekiem autentycznym, uczciwym i mądrym. Może wtedy okazaliby powściągliwość i szacunek.

My chcemy w ten skromny sposób wyrazić nasz szacunek i uznanie zarówno dla jego postawy moralnej, jak i ogromu pracy, którą wykonał dla nas, a często za nas.

Kolega Strzyżewski nie jest już przewodniczącym, ale ma u nas mandat przywództwa duchowego, który nie ustaje po wyborach.”

Podpisało 14 pracowników MKZ Toruń.

Powyższe „Oświadczenie” na ogół przyjęto z sympatią, a tu i ówdzie żałowano, że zebranie wyborcze nie zdobyło się na gest podziękowania Strzyżewskiemu za pionierską pracę. Jedynie Komisja Uczelniana NSZZ „Solidarność” przy Uniwersytecie Mikołaja Kopernika wystosowała specjalne, imienne Stanowisko, w którym napisano m.in.:

(…) Składamy Koledze serdeczne podziękowanie za wkład pracy i ofiarną służbę na rzecz Związku na stanowisku przewodniczącego MKZ w naszym mieście. Podjął się Kolega pełnienia tej funkcji (przewodniczącego MKZ – przypis PG) w najtrudniejszym momencie powstania naszej organizacji, gdy wielu aktualnych członków bało się nawet myśleć w taki sposób, którzy obecnie jest naturalną płaszczyzną działania (…).

Były przewodniczący wrócił do Towimoru rezygnując z wszelkiej działalności publicznej. Wkrótce, w natłoku codziennych zdarzeń postać Edwarda Strzyżewskiego zeszła na tak daleki plan, że kiedy w 1989 roku Solidarność odbudowywała się z klęski stanu wojennego już mało kto o nim pamiętał, że w ogóle istniał i działał…

1 lipca, w toruńskich „Nowościach” ukazał się list Bartłomieja Karabina (uważanego za jednego z najbliższych współpracowników Strzyżewskiego) mocno krytykujący przebieg i rezultaty wyborów do toruńskiego Podregionu. Redakcja Wolnego Słowa SI zareagowała na to jednym zdaniem – „Każda broń raz w roku sama strzela” …

3 lipca specjalna komisja do wyjaśnienia „sprawy Cichonia” zakończyła pracę wydając „Orzeczenie Komisji”. Stwierdzono w nim, że „uchwała Prezydium MKZ w Toruniu z 19 czerwca 1981 roku w sprawie zawieszenia w czynnościach Naczelnego Redaktora Serwisu Informacyjnego nie była zasadna.”

Oczywiście do „Orzeczenia” dołączono dość długie, wyczerpujące „Uzasadnienie”, zaś w nim zawarto wyszczególnienie błędów proceduralnych i merytorycznych popełnionych przez Prezydium, lecz wytknięto parę uchybień samego Cichonia. Zarzucono mu m.in., że „mimo uprawnień nie brał udziału w posiedzeniach Prezydium MKZ”, że „w Serwisie Informacyjnym” zamieszczał zbyt mało informacji o pracy Prezydium „i komisji zakładowych”. Uznano, że część materiałów o niektórych działaczach jednak mogła być uznana za tendencyjne. Na koniec pisma wysunięto trzy postulaty: o powołanie Rady Konsultacyjno-Programowej, o ustanowienie regulaminu co do sposobu powoływania i odwoływania członków redakcji, oraz o zapewnieniu przez Zarząd Regionu odpowiednich warunków technicznych redakcji.

W sumie wyszło… całkiem nieźle i redakcja ocalała, a Cichoń już szykował się do obsługi prasowej zjazdu, który miał tak naprawdę urodzić Region Toruński NSZZ „Solidarność”, wraz z jego wszystkimi strukturami. W województwie do związku wówczas należało już 150 tysięcy pracowników!

ROZKRĘCANIE WSSI

4 i 5 lipca odbyło się Walne zebranie Delegatów Regionu Toruńskiego, podczas którego wybrano statutowe władze Regionu Toruńskiego NSZZ „Solidarność”. Przewodniczącym Zarządu Regionu wybrano związkowca z PAN Antoniego Stawikowskiego – doktora habilitowanego, kierownika Pracowni Astrofizyki Centrum Astronomicznego Mikołaja Kopernika PAN w Toruniu.

Samo zebranie, mimo że miało dość burzliwy przebieg właściwie załatwiło wszystkie istotne sprawy, dla których je zwołano, czyli uchwalono struktury, zasady finansowania oraz wybrano ludzi do obsady wszystkich funkcji. Mimo to Cichoń z Dumowskim postanowili po swojemu – trochę „dołożyć” delegatom.

W 57 numerze WSSI zamieścili wspólny artykuł zatytułowany „Refleksje nie-wesołe”, gdzie wytknięto 3 uwagi generalne. W pierwszym zaatakowali tych delegatów, którzy nie stawili się na WZD, a tych było aż 218! Nazwali ich „niedojrzałymi i nieodpowiedzialnymi”, oraz że „ich postępowanie oburza i budzi wzgardę”.

Punkt drugi krytykował „gadulstwo, pieniactwo i nieumiejętność słuchania drugiego” przez część delegatów. Nie wymieniając nazwisk obwinionych autorzy artykułu wytknęli im, że gadali, byle gadać, byle zaistnieć, bez woli powiedzenia czegoś istotnego.

Trzecia uwaga do delegatów WZD to „nie-mądrość, czyli brak odpowiedniej hierarchii problemów”. Tu piętnowano zabieranie głosu w sprawach oczywistych i dawno rozstrzygniętych albo leżących poza kompetencjami WZD. To ględzenie miało zabrać cenny czas, zaś ten mógłby być przeznaczony np. na omówienie i uchwalenie programu działania…

Tym razem kąśliwe uwagi przeszły bez specjalnego echa. Ci którzy uczestniczyli w walnym wiedzieli, jak było, natomiast pozostałych najwidoczniej zadowalał rezultat.

W tym samym numerze „Wolnego Słowa Serwis Informacyjny”, na ostatniej stronie redakcja zamieściła „Podziękowania i życzenia”. Pogratulowano wybranemu przewodniczącemu i członkom Zarządu Regionu wyrażając nadzieję, że „nowo wybrany Zarząd doceni w swej działalności potrzebę istnienia niezależnej prasy związkowej”.

Trochę dziwnie zabrzmiało „Podziękowanie”. Miało taką treść:

Przewodniczącemu, jak i pozostałym Członkom Prezydium Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ „Solidarność” w Toruniu za pracę w trudnych, pierwszych miesiącach istnienia Związku serdecznie dziękuje – redakcja.

Po wyborach atmosfera wokół redakcji stała się zdecydowanie dobra. Ukazywało się więcej informacji o pracy struktur, a także z zakresu ogólnej ochrony pracy, organizacji związków zawodowych, samorządu pracowniczego (świetnie i wyczerpująco relacjonowano konflikt pomiędzy komisją zakładową Solidarności a dyrekcją Metronu Toruń).

Jak szybko się okazało, taki stan nie oznaczał, że Cichoń zardzewiał, a gdzie tam!

Od czasu do czasu dalej wrzucał „szczypiące felietony” wprost odnoszące się do polityki – zwłaszcza przed IX nadzwyczajnym zjazdem PZPR. W 61. numerze WSSI wrzuca dwa mocne artykuły Krzysztofa Borysa i Piotra Borka, a na ostatniej stronie grafikę przedstawiającą … byłego I sekretarza PZPR Edwarda Gierka, co wielu odbiorców biuletynu nie tylko zaskoczyło, ale i wkurzyło. Gierek na tej grafice jest „taki ładny” jak z propagandowego plakatu i nawet umieszczony pod jego wizerunkiem napis „ku przestrodze” niczego tu nie załatwił.

Generalnie jednak kolejne numery Wolnego Słowa SI w 90 procentach poruszały sprawy pracownicze i związkowe.

Pod koniec lipca Cichoń zdecydował o upublicznieniu kosztów produkcji „Wolnego Słowa”. Kształtowały się wówczas tak:

Płace redakcji, czyli sześć i pół x 7500zł = 48750zł (przeciętne wynagrodzenie w Polsce wynosiło wówczas 7689 zł)

Narzut płacowy 36,6% (ZUS 25%, fundusz nagród 8,5%, socjalny 2%, mieszkaniowy 1% = 17794zł

Koszty druku serwisu 8×12680 = 1014040zł

Koszty składania 8 x 4000 = 32000zł

Koszt papieru = 52000zł

Transport i kolportaż = 13000zł

Pozostałe koszty redakcji = 8000zł

Koszty miesięczne razem = 272984zł

Łączny nakład w miesiącu 560000 egzemplarzy

Koszt jednego egzemplarza 4,87zł

Koszt w zaokrągleniu – 5zł i przeważnie za taką cenę można było kupić w MKZ jeden egzemplarz WS (poza przydziałem zamawianym wcześniej przez komisje zakładowe – te rozliczały się osobno z 5% rabatem).

Na początku sierpnia wróciła sprawa utworzenia makroregionu. W czasach, gdy toruńskim związkiem kierował Edward Strzyżewski planowane było zjednoczenie trzech ośrodków:” Bydgoszczy, Torunia, Włocławka, a teraz doszedł jeszcze Płock.

3 sierpnia, do Torunia zjechali przedstawiciele zarządów regionalnych. Ze strony Zarządu Regionu Toruńskiego w obradach uczestniczyli przewodniczący Antoni Stawikowski, wiceprzewodniczący Zbigniew Iwanow oraz Wiesław Jankowski. Płock reprezentował przewodniczący ZR Wojciech Wiślicki, Włocławek wiceprzewodniczący Wiesław Świątkiewicz. Z Bydgoszczy przybyło aż trzech wiceprzewodniczących: Antoni Tokarczuk, Ryszard Helak, Jan Perejczuk.

Oprócz rozmaitych kwestii związanych z przygotowaniami do integracji, jednym z głównych tematów była sprawa powołania tygodnika związkowego obejmującego swym zasięgiem cztery województwa i funkcjonującego niezależnie od wydawanych w Zarządach Regionów serwisach informacyjnych. Ustalono wówczas, że to dokładnie omówią przedstawiciele związkowej prasy, którzy powinni się spotkać jeszcze przed nadchodzącym Krajowym Zjazdem Delegatów w Gdańsku.

Ciekawe, że przedstawiciele czterech ZR dogadali się, iż na tym zjeździe będą prezentowali wspólne stanowisko w najważniejszych sprawach, co jednak wyszło „tak sobie”.

Krótko po tym ukazały się trzy kolejne numery WSSI: 74, 75, 76. Oprócz informacji bieżących zawierały m.in. teksty wystąpień Mozelewskiego, Kurowskiego, Kuronia wygłoszonych podczas słynnych obrad Krajowej Komisji Porozumiewawczej, jaka miała miejsce w dniach 10-12 sierpnia. Zamieszczono też Oświadczenia i Komunikaty KKP.

Nagromadzenie ilości bardzo ważnych tekstów – paradoksalnie – spowodowało, że w swoim czasie … niewielu je przeczytało (co wyszło podczas spotkań przed zjazdowych). Zresztą wówczas tyle się działo!

Tymczasem przewodniczący Zarządu Regionu Antoni Stawikowski wynegocjował od wojewody toruńskiego nową siedzibę dla związku – kamienicę przy Mickiewicza 81. Dotychczasowa obejmująca kilka pokoi domu przy ul. Bydgoskiej 8 już od listopada 1980 była za ciasna, niefunkcjonalna. Na początku rozmów sprawa przeprowadzki na Mickiewicza nie wyglądała dobrze, ponieważ władze województwa zamierzały przekazać kamienicę na potrzeby Uniwersytetu Mikołaja Kopernika (UMK). Okazało się jednak, iż nie spełniała ona wymagań uczelni i tym sposobem otrzymał ją związek.

22 sierpnia, w Toruniu, o godzinie 9 czterech funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa zatrzymało Krystynę Kutę i Andrzeja Sobkowiaka udających się z polecenia służbowego Zarządu Regionu do Warszawy, na Zjazd Regionalnych Komitetów Obrony Więzionych za przekonania. Przetrzymano ich w komendzie Milicji przy ul. Słowackiego przez około 6 godzin, w czasie których przeszli rewizję osobistą i przesłuchania. Skonfiskowano im notatki osobiste, delegacje wystawione przez toruński Zarząd Regionu NSZZ” S”, a także egzemplarze niezależnych wydawnictw. To był skandal, toteż Wolne Słowo SI już na pierwszej stronie 78 numeru zamieściło pod wielkim tytułem „Przeciw prowokacyjnym działaniom SB” „Oświadczenie” Prezydium Zarządu Regionu uznającą SB-cką akcję za „Ordynarną prowokację wymierzoną w przedstawicieli związku, wypełniających polecenia służbowe”.”

W tym samym numerze uwagę zwraca prześmiewczy tekst pt. „Rezolucja”, zaczynający się od słów „My, członkowie Autonomicznego Związku Zawodowego Doliniarzy i Mistrzów Wytrycha stanowczo protestujemy przeciwko przekazaniu nowo budowanej Komendy MO wraz z aresztem na Rubinkowie na potrzeby lecznictwa specjalistycznego (…)”

Dalej jest w tym tonie. Mało podobnych tekstów zamieszczano wówczas w Serwisie (no może Piotr Borek poprawiał statystykę). Nawet grafiki satyryczne czasem „wlepiane” na ostatnią stronę prezentowały raczej wisielczy humor.

Im było bliżej Krajowego Zjazdu Delegatów, tym atmosfera w kraju się zagęszczała. Biuletyny związkowe donosiły o fali SB-ckich prowokacji, zatrzymaniach, a nawet konfiskatach. Oto na teren Huty Katowice weszła silna grupa funkcjonariuszy MO i SB, po czym legitymując się nakazem prokuratorskim zaplombowała pomieszczenia tamtejszej „Solidarności” i właściwie zdemolowała związkową drukarnię, gdzie produkowano „Wolnego Związkowca”, czyli biuletyn związkowców Huty. Była to odpowiedz władz PRL na ostre teksty, ba! Nawet „antysocjalistyczne i antyradzieckie” zamieszczane w gazecie. Dowiedziawszy się o wydarzeniu Cichoń natychmiast jeden z takich artykułów zamieścił w WS Serwis Informacyjny (nr 81).

Już ciekawy i sugerujący jest sam tytuł wraz z mottem:

Uprzywilejowanie czy szmacenie” Motto „Dobrze jest przy mamie, dobrze jest przy tacie, lecz najlepiej – chłopcy, jest nam w aparacie!”

O tym, że idzie o „aparat” partyjny (PZPR) wspomnę jedynie dla porządku. Tekst porusza sprawę przekrętów, jakich bezkarnie dopuszczali się partyjni dygnitarze na Śląsku. Tu przytoczę jedno z bardziej humorystycznych zdarzeń:

Któregoś wiosennego dnia 1978 roku ówczesny dyrektor naczelny „Metalchemu” otrzymał telegraficzne polecenie z KW PZPR w Opolu, aby w związku ze zbliżającymi się urodzinami Andrzeja Żabińskiego (I sekretarz KW PZPR w Opolu, członek Komitetu Centralnego PZPR) zakład kupił mu prezent. Dyrektor znając obowiązujące przepisy nieśmiało oponował. Usłyszał wówczas, że Komitet Wojewódzki ma na to zgodę Komitetu Centralnego. Jednocześnie jego rozmówca sugerował, że tym prezentem ma być biała broń, albo obraz o tematyce myśliwskiej.

Ponieważ w Opolu nie można było owego prezentu kupić, wydelegowano pracownika do Gliwic, gdzie miejscowa Pracownia Sztuk Plastycznych specjalizowała się w produkcji m.in. Tego typu przedmiotów. Na składzie jednak nie było ani obrazów myśliwskich ani szabli. Zdecydowano się więc na kupno… miecza (wykonanego dla potrzeb jakiegoś filmu).

Kolejna trudność pojawiła się podczas regulowania należności. Pracownik nie miał gotówki, lecz czek, którym można było płacić do kwoty 5000 zł. Miecz kosztował 6200zł. Wówczas znaleziono sprytne rozwiązanie. Sporządzono dwa rachunki na … kufle ozdobne. Przeszło”.

Takie i podobne opisy kombinacji ówczesnych bolszewickich kacyków, w ocenie Służby Bezpieczeństwa nosiły ewidentne cechy działań antysocjalistycznych!

Artykuł spodobał się czytelnikom „Wolnego Słowa Serwis Informacyjny”, toteż Cichoń poszedł za ciosem. Do kolejnego numeru biuletynu przygotował oryginalne wystąpienie niejakiego Mariana Rajskiego delegata na … miejską konferencję partyjną w Gdyni. Ten towarzysz poruszył sprawę tzw. „rubla transferowego”, a naprawdę tego jak handel ze Związkiem Radzieckim mnoży straty gospodarcze Polski. W prostych, popartych konkretnymi przykładami i statystycznymi danymi zdaniach ów Rajski udowadniał, że nieudolna, przesiąknięta polityką wymiana handlowa to jedno wielkie oszustwo. Tu przytoczę jedynie fragmencik:

Statki sprzedajemy na kredyt 10-15 lat, sami kupujemy za gotówkę i drożej. W latach 1981-85 roczny eksport Bumaru do Związku Radzieckiego wyniesie 1000 sztuk koparek, samozałodawarek, 15 tysięcy skrzyń przekładniowych. Razem 62 typy maszyn budowlanych. Według analizy cały ten eksport posiada bardzo duży wsad zespołów i elementów kupowanych za dewizy, a sprzedajemy je za ruble transferowe (…)”.

Tak, to były jak na tamte czasy i stronę, z której padły słowa wręcz niebywałe, dlatego Cichoń poświęcił im z widoczną satysfakcją kilka stron dwóch numerów „Wolnego Słowa SI”.

ZJAZD I PO ZJEŹDZIE

Tymczasem nadeszły gorące dni I Krajowego Zjazdu Delegatów i redakcja postanowiła, że na czas jego trwania gazeta będzie wydawana codziennie(!). To dopiero było wyzwanie, ponieważ sposób tworzenia pisma właściwie nie zmienił się od pierwszego numeru. Po opracowaniu tekstów należało je przepisać bez błędów na zwykłej biurowej maszynie, a potem przemyśleć co, gdzie ma być i przeprowadzić wycinanki do szablonu. Żadnego porównania z dniem dzisiejszym!

W każdym razie przedsięwzięcie udało się znakomicie. Na ostatniej stronie 87 numeru zamieszczono uproszczoną mapę Polski z podziałem na regiony Solidarności. Było 38 regionów, zrzeszających 9 100 000 członków związku!

Zarząd Regionu Toruńskiego reprezentował 150 000 związkowców, ZR Kujawsko-Dobrzyński – 70 000, ZR Bydgoskiego – 280 000. Najmniejszym regionem był Sieradzki – 30 000, a największym Śląsko-Dąbrowski – 1 110 000 członków.

Każdy numer przynosił mnóstwo materiałów zjazdowych, uchwał, stanowisk, opisów, cytatów (wszak jednym z delegatów Regionu Toruńskiego był Wiesław Cichoń), jednak redaktorzy nie spuszczają z oka tego co dzieje się poza halą Olivia, gdzie odbywa się I KZDS. Oto w numerze 88 Zdzisław Dumowski bez litości słownie wychłostał komentatora „Trybuny Ludu” za głupkowaty komentarz na temat polityki związku, a Andrzej Chórski włączył się do dyskusji o „przewodniej roli partii, a zapisy statutu NSZZ” S” twierdząc, że należy w ogóle nie odnosić się do tego. Zaraz obok świetny felieton Henryka Kułaka pt. „Monopoliści i siódme dziecko Baby Jagi” o dopuszczeniu związku do środków informacji…

9 września, w trakcie obrad KZD wszedł na mównicę Wiesław Cichoń i w imieniu delegacji toruńskiej wystąpił z propozycją dopisania do Statutu Solidarności zastrzeżenia o niełączeniu funkcji związkowych m. Chodziło przede wszystkim o uniemożliwienie łączenia funkcji przewodniczącego Zarządu Regionu z funkcją członka Prezydium Krajowej Komisji Porozumiewawczej. Propozycja wywołała wiele zamieszania, bo w pierwszych głosowaniach wniosek poparła zdecydowana większość, aż 598 delegatów i wówczas wkroczył do akcji Wałęsa pokrętną gadaniną w jego stylu zdecydowanie krytykując propozycję. Tyle, że jeszcze wówczas miał sprawczy autorytet, co w sumie spowodowało, że podczas ostatecznego głosowania za wnioskiem Cichonia było tylko 343 delegatów (około 40%) i sprawa upadła – jak to podsumował Wiesław Cichoń – „ze szkodą dla demokracji w związku”.

Ale dziennikarzy związkowych dotknęło coś innego, ponieważ gdy trwały spory na temat łączenia stanowisk w strukturach, całkowicie bez rozgłosu i problemów przepchnięto poprawkę do Statutu, zgodnie z którą o statusie prasy związkowej decydują władze związku odpowiednich szczebli. Zanim dziennikarze się połapali było już „po ptakach”. Pozostało im jedynie wydać „Oświadczenie”, gdzie zawarto m.in.;

Związek nasz stanowczo stawał przy zasadzie niecenzurowania biuletynów związkowych i walczy o uniezależnienie środków masowego przekazu od bezpośredniej ingerencji władz państwowych i partyjnych. Brak zapisu zasady niezależności w Statucie stworzyć może wrażenie, że związek wobec swojej prasy tej zasady nie ma zamiaru stosować (…)”.

Oczywiście Wolne Słowo SI zamiesiło tekst „Oświadczenia” w całości. Przeszło bez specjalnego echa, pewnie także dlatego, iż niespecjalnie wierzono, że we wrześniu 1981 roku znajdzie się taki działacz, który odważy się cenzurować biuletyn swojego regionu.

Relacje z drugiej tury I Krajowego Zjazdu Delegatów zawierają nieco o mniej emocji, choć „Wolne Słowo SI” znów wychodziło codziennie – do 3 października. Wyjątkiem od tego stwierdzenia jest znakomity, Ba, powiedzieć można – proroczy artykuł Zdzisława Dumowskiego w 99 numerze pt. „Jedno przemówienie wodza”.

Autor ewidentnie rozmyślnie –przytacza wystąpienie Lecha Wałęsy (dosłownie spisane z taśmy), wygłoszone 26 września na I KZD w sprawie inicjatywy związkowej utworzenia autentycznych samorządów pracowniczych w przedsiębiorstwach. Wałęsa niemal to wyśmiewa, pokrętnymi słowy zniechęcając związkowców do działań w tej sprawie.

Uderza prostactwo języka, dziwaczne skróty myślowe i brak tego całego czaru, który czasem przesuwa treść wystąpienia na drugi plan. Czysta treść…

Dumowski oczywiście skomentował jego wystąpienie (bez sympatii dla wodza) a kończąc podsumował:

Wydaje mi się, że fenomen Wałęsy polega na owym ofensywnym praktycyzmie, który mu każe wciąż w dużym pośpiechu stosować wobec rzesz związkowych i wobec swych współpracowników metodę stwarzania faktów dokonanych. Teoria pobita przez praktykę. Działać szybciej niż myśleć, brać co dają, bo mogą zabrać., jest niezrównanym mistrzem w dorabianiu uzasadnień do poczynionych już kroków. Motywacje, przesłanki, działania wódz ukazuje w pewnym zawoalowaniu. Wódz domaga się wiary w siebie, w swój instynkt przewodnika stada. Lubi grzać dobrego czarnoksiężnika, a mu lubimy dobrych czarnoksiężników, którzy nigdy nie pozwalają nam zmądrzeć.”

Mocne, pamiętajmy, iż napisane w apogeum popularności Wałęsy, gdy zachwycali się nim prawie wszyscy. Rzecz jasna Dumowskiemu nie uszło to na sucho, ponieważ momentalnie dostał list podpisany przez „szeregowych członków Solidarności”, gdzie mu nieźle nawtykano (wraz z pytaniem: „czy pan chce krwi bratobójczej?”) ale nie przejął się tym za bardzo… Zresztą z późniejszych wpiosów innych autorów na łamach Wolnego Słowa SI wynika, że wśród toruńskich liderów NSZZ”S” postać Wałęsy nie budziła entuzjazmu…

Setny numer Wolnego Słowa Serwisu Informacyjnego, to pomimo świątecznego anturażu (dodano kolor- czerwony) przyniósł nadal większość informacji zjazdowych, choć na ostatniej stronie po raz pierwszy „puszczono” foty pięciu redaktorów wlepionych… w banknoty 100. dolarowe i przy każdym zamieszczono krótką, chyba dowcipną notę.

Skład redakcji to: Wiesław Cichoń, Anna Czerwińska, Zdzisław Dumowski, Hieronima Pawelska, Leszek Różański.

Cichonia opisano tak:

Na jego życiorysie odcisnęła swe niezatarte piętno atmosfera starego polskiego miasta Legnicy, od kiedy stało się ono uosobieniem internacjonalizmu naszych przywódców. Wychowanej Uniwersytetu w P. I kilku krzykaczy ćwiczących na starość samoobronę społeczną. / Trybun ludowy. Posiada dar upłynniania każdej ilości gotówki. Kiedy śpi, nie grzeszy.

Anna Czerwińska.

Wywodzi się z terenów nieosuszonych, stąd w jej życiorysie wiele momentów płynnych i zamazanych. Wielokrotnie poszukiwana przez zainteresowanych. Umie się zachować. Niekiedy wzrusza najgorszych twardzieli. Lubi bywać. Jeszcze niewinna.

Zdzisław Dumowski.

Od urodzenia podejrzewany o koligacje ze swym pradziadkiem, który po 1864 roku roztrwonił majątek. Spadkobierca tradycji katolickich w b. Królestwie Kongresowym. Z krajów zachodnich zna NRD; przekroczył nielegalnie granicę z CSRS (Czechosłowacją), ale wrócił po przejściu 800 metrów. Dwukrotnie bezrobotny. Anarchosyndykalista. Lubi zjeść. Manipulował.

Hieronima Pawelska.

Na co dzień chodzi w stroku PUNK-ów. Maluje. Wisi w galeriach. Kosztuje dużo. Dla redakcji odrzuciła przeszłość, przekreśliła przyszłość. Jest nasza nadzieją.

Leszek Różański

Znawca problemów Wschodu, na które reszcie redakcji szkoda zachodu. Pasjonował się od dzieciństwa wyklejankami. Ma na koncie wiele zdjęć różnych osób w dziwnych sytuacjach. Twórca Doktryny Ograniczonego Zaufania. Wciąż uczciwy.

Między rozmaitymi tekstami uchwał, przemówień, ocen zjazdowych – 28 września, na ostatniej stronie wciśnięto skromny „Komunikat” o treści:

Na zebraniu w dniu 27 września 1981 zawiązało się w Toruniu Koło Konfederacji Polski Niepodległej. Podlega ono kierownictwu Akcji Bieżącej Region VI Warmińsko-Pomorski. Członkowie koła przyjęli program KPN zakładający walkę o Polskę niepodległą metodami wyłącznie politycznymi.”

WSSI było jedynym medium w województwie, które mogło podać taki komunikat.

108 numer z 8 października ostatecznie kończy zjazdowy maraton z oficjalnymi pismami pozjazdowymi. Wydano go z olbrzymim trudem, ponieważ poza wszystkimi trudnościami, do których już przywykł cały zespół, to zwyczajnie nie można był znikąd wydobyć potrzebnego papieru. Nadto 30- września wojewoda toruński Stanisław Paczkowski rozesłał pismo do „Obywateli Dyrektorów Przedsiębiorstw Państwowych i Prezesów Organizacji Spółdzielczych województwa toruńskiego”, które zaczął tak:

Od dłuższego czasu w oficjalnych wydawnictwach zarówno Zarządu Regionu jak i komisji zakładowych NSZZ „Solidarność” pojawiają się artykuły i informacje w któr5ych zawarte są treści sprzeczne z socjalistycznymi założeniami ustroju PRL oraz z podpisanymi układami i sojuszami z krajami socjalistycznymi, szcze3gólnie ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich. Coraz częściej spotykam się też z zawartymi w tych materiałach atakami na władze państwowe i organizacje polityczne zarówno w układzie centralnym jak i terenowym, na kierownictwa przedsiębiorstw i instytucji, organizacje partyjne, milicję i wymiar sprawiedliwości (…)”.

Dalej wojewoda Paczkowski przypomina, że dyrektorzy firm, gdzie drukowane są takie antysocjalistyczne paszkwile, w dodatku z pominięciem ustawy o cenzurze mogą za to odpowiadać. Przypomniał o konieczności ścisłego nadzoru nad wykorzystaniem zakładowych urządzeń poligraficznych….

To dziś może wydawać się nieco humorystyczne, ale wówczas było zwyczajną groźbą i to wcale nie czczą, o czym dobrze wiedzieli szefowie firm. Skutek był natychmiastowy, bo nagle wszystkie zakłady i przyzakładowe punkty poligraficzne w Toruniu okazały się „tak zawalone zleceniami”, że nie mogły przyjmować zlecenia na druk Wolnego Słowa z „brakuj mocy przerobowych”. Do połowy października związkową gazetę produkowano w zakładowej poligrafii „Elany” (3 razy w tygodniu w nakładzie 8 000 egzemplarzy) i nagle zrobiło się za ciasno, skończył się też przydział papieru.

Po intensywnych poszukiwaniach Cichoń załatwił druk w punkcie poligraficznym, Wojewódzkiego Ośrodka Postępu Rolniczego w Przysieku. Ktoś usłużny powiadomił o tym administrację wojewody, co spowodowało, że wspomniany okólnik „Do obywateli Dyrektorów…” natychmiast dotarł i tu. Spanikowany dyrektor WOPR zinterpretował pismo wojewody jednoznacznie i nakazał swoim pracownikom natychmiast wstrzymać druk. A na maszynach leżał numer 112 Wolnego Słowa Serwis Informacyjny.

Wiadomość o tym dotarła do obradujących 20 października w „Toralu” członków Prezydium Zarządu Regionu Toruńskiego NSZZ” S”. W zebraniu uczestniczyli też szefowie toruńskich komisji zakładowych i sam wojewoda Paczkowski. Natychmiast zagadnięty o sprawę, po dłuższej dyskusji zgodził się cofnąć zarządzenie, czyli w praktyce zezwolić WOPR na druk związkowego pisma, ale dopiero na drugi dzień.

Tymczasem Zarząd Regionu opracował projekt budżetu na IV kwartał 1981 roku. Wpływy ze sprzedaży SI „Wolne Słowo” zaplanowano na 1400 000zł, co stanowiło 1/3 kwoty wpływów ze składek członkowskich!…

W tym miesiącu najważniejszą sprawą okazał się kryzys w toruńskim „Pol chemie”, gdzie pracownicy domagali się dodatkowych, płatnych urlopów profilaktycznych. Nie koniec na tym, bo naciskane z wszystkich stron Prezydium ZR przyjęło stanowisko, że od dnia 19 października postawi cały Region w stan gotowości strajkowej. Powiodę był katastrofalny stan zaopatrzenia właściwie we wszystkie produkty rynkowe. W sklepach nie było dosłownie niczego, bo nieregularne, symboliczne, przypadkowe dostawy towarów nie były w stanie zrekompensować choćby minimalnego zapotrzebowania, czy tego niby gwarantowanego w systemie kartkowym.

Okładka 114 numeru, z dnia 25 października emanuje wielkim napisem „Strajk”. Chodzi o powszechny strajk ostrzegawczy zaplanowany na 28 października 1981 roku. Z treści wynika, że „Solidarność” w ustępstwach wobec władz PRL dochodzi do ściany. Zarząd Regionu Toruńskiego wydał dramatyczną uchwałę (nr 30), gdzie m.in. czytamy:

Tragiczna sytuacja zaopatrzeniowa w artykuły żywnościowe pozbawia nas ostatnich sił do pracy, zaś brak środków higieny osobistej zagraża zdrowiu i życiu nas i naszych rodzin (…)”.

Są doniesienia o nasileniu rozmaitych incydentów, min. SB, pod Łysomicami zatrzymało delegację związkowców Stoczni Gdańskiej, która wracała z poświęcenia sztandaru „S” PKP Toruń Kluczyki. Poszło o ostre przemówienie szefa tej delegacji Józefa Rzeszutka.

Napięcie plonowanie wzrosło, lecz pod jego płaszczem toczyło się życie. Oto środowisko dziennikarzy związkowych „podkręciła” wiadomość, że w listopadzie ukaże się pierwszy numer tygodnika „Samorządność”, którego wydawcą będzie związek. Redakcję umieszczono w Gdańsku, a założono, że większość olbrzymiego nakładu (250 tysięcy egzemplarzy, w formacie A-3) będzie rozpowszechniana w województwach: bydgoskim, elbląskim, gdańskim, olsztyńskim, słupskim, toruńskim. Otwierała się szansa na wydatne zwiększenie związkowej „broni masowego rażenia”.

Bardziej przyziemne sprawy nurtują związkowców placówek handlowych. Alicja Kuczkowska przewodnicząca komisji zakładowej NSZZ” S” w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Handlu Wewnętrznego w Toruniu podpisała apel do „wszystkich i kupujących i sprzedających” aby… nie bić sprzedawców, nie wyzywać ich, oraz nie wybijać szyb w sklepach. „Sprzedajemy tylko tyle, ile dostajemy z zakładów produkcyjnych” pisze Kuczkowska.

1 listopada redakcja „Wolnego Słowa” przeniosła się z pomieszczeń przy Bulwarze Filadelfijskim 12 do siedziby Zarządu Regionu przy ul. Miśkiewicza 81 i zajęła pokoje na drugim piętrze. Ma swój telefon, dostęp do dalekopisów, a przede wszystkim zdecydowanie lepsze warunki do składania gazety.

Przez cały miesiąc pismo wychodzi regularnie co dwa dni. Do dotychczasowego składu dochodzi stały współpracownik Jan Budryk. Powoli zbliżał się koniec roku, więc redakcja kreśliła rozmaite plany, związane głównie z zapleczem technicznym. Jako najpilniejsze uznano skompletowanie własnego zaplecza drukarskiego, a więc konieczność zakupu kilku podstawowych maszyn. To miał być postulat do budżetu Zarządu Regionu na 1982 rok…

W środę 9 grudnia 1981 roku ukazał się 131 numer. Niesamowitym zbiegiem okoliczności witał czytelników dużym, stylizowanym tytułem „WYTRWAMY I ZWYCIĘŻYMY”. To przewodniczący Zarządu Regionu Toruńskiego – Antoni Stawikowski po raz pierwszy zamieścił swój artykuł w „Wolnym Słowie Serwisie Informacyjnym” i nadał mu właśnie taki tytuł. Odniósł się w nim do prowokacyjnych manipulacji w Polskim Radiu, na którego falach 7 grudnia wyemitowano „pociętą relację” z obrad Prezydium Komisji Krajowej. Kończąc Stawikowski pisze tak:

Ogłoszenie bez zgody związku” odpowiednio wybranych” i spreparowanych fragmentów radomskich obrad, dobytych droga nielegalnego SB-ckiego podsłuchu budzi po prostu odrazę, stanowi kolejne jawne naruszenie prawa.

Zwracam się do wszystkich członków NSZZ „Solidarność” Regionu Toruńskiego z apelem o zachowanie pełnej mobilizacji organizacyjnej i psychicznej. Wierzę, że najbliższe tygodnie przyniosą decydujące rozstrzygnięcie. WYTRWAMY I ZWYCIĘŻYMY!

Toruń, dnia 7 grudnia 1981.

Przewodniczący Zarządu Regionu Toruńskiego Antoni Stawikowski.”

Nikt jeszcze nie wiedział, że to ostatni numer biuletynu „Wolne Słowo Serwis Informacyjny”, a tytuł z jedynego artykułu Antoniego Stawikowskiego „WYTRWAMY I ZWYCIĘŻYMY” stanie się dla wielu ludzi NSZZ „Solidarność” mottem i hasłem na nadchodzące dni, miesiące, lata…

…A JEDNAK WOJNA

Cichonia namierzyli jeszcze przed północą z 12 na 13 grudnia, w pobliżu hoteli asystenckich na Bielanach. Kilkuosobowy patrol milicjantów i SB-manów próbował go zatrzymać w momencie, gdy właściwie już nie było na ulicach przechodniów, ale ta w zasadzie dramatyczna choć prosta czynność tu mocno się skomplikowała, ponieważ redaktor stawił opór i to jaki! Żadnych tam pokojowych protestów, Cichoń, krzycząc na całe osiedle – Jestem Cichoń, biorą mnie ubole! (słyszał to A. Zybertowicz wówczas mieszkaniec hotelu asystenckiego i kilku studentów) – stoczył z kundlami Jaruzelskiego zażartą walkę wręcz! Jednego z funkcjonariuszy tak urządził, że nieborak potrzebował poważnej pomocy lekarskiej, a potem długo przebywał na zwolnieniu.

Wiadomość o dzielnej postawie redaktora „Wolnego Słowa” rozeszła się błyskawicznie. Została przytoczona na jednej z pierwszych toruńskich ulotek w stanie wojennym, która (dzięki Joannie Perkowskiej) pojawiła się już o 6 rano, 13 grudnia!

Rzecz jasna walka była nierówna i Wiesław musiał ją przegrać. W końcu go powalili, skuli kajdanami, wrzucili do „suki”, po czym zawieźli do komisariatu na Wały gen. Sikorskiego, gdzie zamknęli w malutkiej celi. Gdy tylko zatrzasnęli za nim drzwi celi Cichoń natychmiast zaczął raban między innymi wrzeszcząc swoje nazwisko i zachęcając osadzonych w innych celach, aby robili to samo. Gdy już w ten oryginalny sposób wszyscy „się poznali”, to rozpoczęli wspólne śpiewy. Rano wywieziono ich do więzienia w Potulicach.

Cichoń wcale nie spokorniał i już 4 stycznia „za złe zachowanie” dostał tydzień karceru a w trzy dni po wyjściu zapracował na kolejny tydzień karnej celi. Był nie do opanowania.

Jaruzelski sprawił”, że po 13 grudnia 1981 w potulickim więzieniu znalazło się naprawdę doborowe towarzystwo, któremu rozmaite zakazy, więzienny rygor bardzo podnosiły poziom kreatywności.

Już 16 grudnia osadzony w Potulicach Robert Ziemkiewicz, wraz ze Stanisławem Śmiglem napisali (rzecz jasna – ręcznie) pierwszy numer „Serwisu Informacyjnego Potulickiej Agencji Prasowej”, a wkrótce potem podobnie uczynił zamknięty tam dziennikarz „Nowości” Stanisław Świątek, który wymyślił „Nowości Potulickie”.

Do grupy „wydawców” szybko dołączył Wiesław Cichoń redagując „Wolne Słowo”.

Początkowo informacje do swoich oryginalnych „gazet” (kolportowanych „z ręki do ręki” czerpali głównie z grypsów i wieści przekazywanych przez odwiedzających przedstawicieli rodzin, ale gdzieś na przełomie stycznia i lutego żona Stanisława Śmigla – Krystyna zdołała przemycić do więzienia małe radio i podczas widzenia przekazała je małżonkowi. Okazało się niezwykle użyteczne, ponieważ ściągało nawet „Radio Wolna Europa”, a zatem „redakcje” miały świetne źródło niecenzurowanej informacji.

Wiesław Cichoń, podczas swojego uwięzienia w Potulicach zredagował i własnoręcznie napisał pięć numerów „Wolnego Słowa”. Kartki krążyły z ręki do ręki, z celi do celi – przekazywane na spacerniaku lub podczas zgromadzeń np. mszy.

Odsiedział niemal równo rok, ponieważ zwolniono go dopiero 10 grudnia 1982 roku. Od razu, nie zrażony represjami włączył się w prace konspiracyjną. Przez trzy lata (1983-1986) był członkiem podziemnej Regionalnej Komisji Wykonawczej „S” Toruń, gdzie zajmował się m.in. organizacją transportu i lokali, koordynował kontakty w Regionie, bywał szefem grup ulotkowych RKW, a nawet wykładowcą Wszechnicy Związkowej. Pisał też teksty dla pierwszego w Toruniu Radia „Solidarność” (ekipa Jana Hanasza).

Ten czas zamknięty w kilku zdaniach pełen był dynamicznych, momentami dramatycznych zdarzeń zasługujących na wiele osobnych artykułów, natomiast dla naszych potrzeb musimy jedynie uzupełnić, iż Cichoń, aby mieć za co żyć zatrudnił się w prywatnej firmie budowlanej, a przez jakiś czas w magazynie RSW Prasa-Książka-Ruch, gdzie w obydwu firmach był zwykłym robotnikiem.

Przez kilka lat, do 1988 roku działalność Cichonia na rzecz solidarnościowej konspiracji nieco przygasła, choć nigdy nie tracił z nią kontaktów. W 1985 zgodził się zostać pełnomocnikiem tajnego RKW ds. niezależnego badania frekwencji wyborczej w wyborach do Sejmu PRL. Współtworzył program RKW „Budować gotowość”.

Wiosną 1988 roku Wiesław pełną parą wrócił do działalności związkowej, wchodząc do składu jawnej RKK „S” Toruń, gdzie stanowił jej „bardziej radykalne skrzydło” (opowiadał się za przystąpieniem Regionu do strajków).

W kwietniu 1989 roku (po dość znanych wydarzeniach i ustaleniach Okrągłego Stołu) rozpoczęła się kampania wyborcza. Do 10 maja trzeba było zebrać co najmniej 3000 podpisów popierających każdą kandydaturę Komitetu Obywatelskiego.

Cichoń włączył się w akcję po swojemu – postanowił reaktywować „Wolne Słowo”.

15 maja 1989 roku, po prawie ośmiu latach ukazało się pierwsze wydanie „Wolnego Słowa”, z podtytułem „Tygodnik NSZSZ „Solidarność” Regionu Toruńskiego”. Gazeta dostała oryginalną numerację 1/134. Dlaczego akurat 134, a nie 132, skoro ostatni nakład wypuszczony przed stanem wojennym nosił numer 131?…

Wyłożył mi to znany toruński kolekcjoner wydawnictw niezależnych Marcin Orłowski, który swego czasu zapytał o to samego Redaktora. Otóż Wiesław Cichoń miał stwierdzić, iż kolejne numery 132 i 133 miał już złożone (132 częściowo nawet wydrukowany), lecz w noc stanu wojennego zarekwirowała i zniszczyła je SB! Niejako dla zwrócenia uwagi na to naczelny biuletynu postanowił, że wznowienie wydawania zacznie od numeru 134.

Tak, czy inaczej gazeta ukazała się ponownie, tyle, że w zupełnie innej rzeczywistości, ponieważ w Regionie Toruńskim żyły już inne związkowe biuletyny, choćby wychodzący od maja 1987 roku „Przegląd Pomorski” (pierwotnie jako „Inicjatywy”), czy słusznie owiany legendą i sławą gazety konspiracyjnej „Toruński Informator Solidarności”.

Trzy numery „Wolnego Słowa” wydane do wyborów 4 czerwca 1989 roku zostały niemal zupełnie poświęcone potrzebom kampanii kandydatów Komitetu Obywatelskiego. Ich edytorska szata jedynie winietą przypominała dawne wydania. To był nowy czas – wydawało się nowe – możliwości, bardziej prawdopodobny dostęp do techniki, polityczne wsparcie nowych – naszych(!) elit.

W Polsce, od 8 maja rekordy sprzedaży biła „Gazeta Wyborcza” – dziennik powstały pod auspicjami Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” którego formalnymi założycielami były autorytety opozycyjne, którego redakcję oparto na dziennikarzach prasy podziemnej lat 80., przede wszystkim „Tygodnika Mazowsze”…

W głowie Cichonia zaświtał inny, ekscytujący pomysł; a gdyby tak wbić się w stary lokalny rynek prasowy z nową gazetą…

OSTATNIE „WOLNE SŁOWO”

W „Sprawozdaniu z działalności struktur jawnych NSZZ” Solidarność” Regionu Toruńskiego w okresie od 1 stycznia 1988 do 16 listopada 1989 roku” – między innymi – zapisano takie zdania:

Istnieje potrzeba założenia w naszym Regionie tygodnika o szerokiej formule, który byłby pismem związku i wszystkich niezależnych sił społecznych, drukowanego techniką profesjonalną. Starania o wydanie tego tygodnika są daleko zaawansowane. Pełnomocnikiem Prezydium do spraw wydawnictwa został Ignacy Dudojć. Redaktorem naczelnym nowego tygodnika mianowano Wiesława Cichonia”.

Rzeczywiście – w momencie, gdy ogłoszono cytowane sprawozdanie pierwszy numer był już w przygotowaniu. Skład i druk tekstów powierzono profesjonalistom – Zakładom Graficznym w Toruniu. Jakiś czas zastanawiano się nad winietą gazety. Cichoń miał w ręku kilka projektów; od zachowawczego po jakieś nowoczesne rozwiązania i chyba nie bardzo był zdecydowany który wybrać.

Jesienią 1989 roku Marcin Orłowski wraz z grupką zapaleńców tworzył „Pismo młodzieży Torunia POCHOP”.

Mieliśmy wówczas użyczone nam przez „Solidarność” pomieszczenie w siedzibie Zarządu Regionu przy ul. Mickiewicza, a piętro wyżej znajdowało się biuro Wiesława Cichonia. Pewnego dnia wpadł do nas trzymając w ręku kilka kartek z projektami winiety do nowej gazety Zarządu Regionu. Rozłożył je na blacie stołu, gdzie czasem składaliśmy wydrukowane egzemplarze TIS-a i zapytał który projekt naszym zdaniem jest najfajniejszy. Prawie wszyscy wskazaliśmy ten najbardziej przypominający dawną winietę. Chyba nie był zadowolony z naszego wyboru, bo odniosłem wrażenie, że jemu podobało się coś bardziej nowoczesnego”.

Wyszło, że nie tylko młodym spodobała się konserwatywna winieta, dlatego – mimo wahań – właśnie ona przeszła.

Pierwszy numer nowego „Wolnego Słowa” (poprzedzony skromną kampanią reklamową – na kartach-ulotkach A-4 wydrukowano logo, wraz z info, że będzie) pojawił się w kioskach 14 grudnia 1989 roku, choć z datą …13 grudnia.

Rzecz jasna trudno tu nie dopatrywać się pewnej logiki, symboliki. Dla większości związkowców biuletyn „Wolne Słowo” zamordował stan wojenny, natomiast te kilka numerów wydanych od 15 maja 1989 roku przyjęto sympatycznie, lecz potraktowano po trosze jako „dodatek do propagandy wyborczej” (w czym niewiele było przesady). Ten 13 grudnia, zaistniały już w nowej, obiecującej rzeczywistości politycznej miał otworzyć nowy rozdział regionalnej prasy związkowej, a jednocześnie miał być pomostem, czy nawet klamrą spinającą czas i ciągłość. W związku jeszcze nie było zbyt wielu nowych liderów. Właściwie odbudowywali go w większości ci sami, których dopadł stan wojenny, wielu już otaczała dyskretna, słuszna gloria zwycięzcy, ba, bohatera pracy w konspiracji. Za kilka lat paru z nich – ewidentnie rozczarowanych – zacznie opowiadać o „pierwszej i drugiej Solidarności”, ale póki co wszyscy byliśmy kontynuatorami Wielkiej Idei….

We wstępniaku do pierwszego numeru opatrzonym familiarnym tytułem „Drodzy Czytelnicy” wyłożono myśl przewodnią:

(…) Pragnęlibyśmy, aby Wolne Słowo w pełni zasługiwało na swoją dumna nazwę, było pismem agresywnym, ale i odpowiedzialnym, piętnującym zło, którego tak dużo jeszcze w naszym życiu, wspierającym dobro, które się dopiero rodzi; by było pismem naprawdę niezależnym od wszelkiego rodzaju układów i układzików, nie płacącym komukolwiek zbędnych serwitutów (…)”.

Edytorsko, graficznie pismo wywoływało mieszane uczucia, ponieważ skład był świetnie utrzymany, przejrzysty, ale przy szarym papierze i grubych, czarnych czcionkach tytułów sprawiał wrażenie „ciężkiego”. W środku podobnie, a do tego na każdej stronie tematyczna mieszanina, poza Toruniem prawie bez regionaliów.

Z tego numeru trudno jeszcze było zgadnąć do kogo ten „Tygodnik Pomorski” (jak stało w nadtytule) był adresowany. W stopce redakcyjnej wyszczególniono, że:

Wydaje Regionalna Komisja Koordynacyjna NSZZ” Solidarność” w Toruniu. Redaktor Naczelny – Wiesław Cichoń, Sekretarz Redakcji – Andrzej Churski, opracowanie graficzne – Mirosław Wangin i Jan K. Wiślicki.”. Gazeta kosztowała 200 złotych, co nie było jakąś zbyt wygórowana kwotą, przy informacji, że średnia płaca w IV kwartale 1989 roku wynosiła 437 506 złotych.

Mimo (chyba wówczas nieuniknionych) mankamentów pierworództwa na profesjonalnym rynku, w końcu jednak zadziałała magia nowości i nakład sprzedano w ilości 7668 egzemplarzy, co na 10 000 wydrukowanych było całkiem niezłym wynikiem, pozwalającym z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Drugi, podwójny numer (2/3 za 400zł) był merytorycznie znacznie lepszy. Sporo w nim ciekawych artykułów, zwykłych „czytadeł”, choć jak na wydanie przedświąteczne (22 grudnia, tuż przed Bożym Narodzeniem) zdecydowanie za mało świąteczny. Malutka graficzka z przodu i choinka-krzyżówka na ostatniej stronie absolutnie niczego nie załatwiały, w sytuacji, gdy okładki innych, nawet tych „jeszcze wczoraj komuszych” tygodników aż iskrzyły tematami świątecznymi, ba, religijnymi. To trochę zaskakuje, ponieważ redakcja WS doskonale wiedziała, że jej docelowa, „żelazna” grupa odbiorców ma raczej konserwatywne poglądy. Pomijając wszystkie inne względy – niewykorzystanie komercyjne takiej okazji było dużym błędem.

Sprzedaż poleciała „na łeb”. Nie poszła nawet połowa z 10 tysięcznego nakładu!

Kolejny numer – 4. przeszedł właściwie bez echa, za to z gigantycznym zwrotem – 7212 egzemplarzy! To był przysłowiowy „kubeł ziemnej wody”. Na razie postanowiono obniżyć nakład do 7 tysięcy.

Niestety katastrofa miała dopiero nadejść, bo kolejne dwa numery sprzedały się w niemal identycznej wysokości, mianowicie po nieco ponad 1600 egzemplarzy. Dopiero słabiutki numer 7., z tematycznie nieciekawą pierwszą stroną podbił stawkę na trochę ponad 3 tysiące (3117).

Od 10 numeru ponownie zmniejszono nakład. Drukowano teraz 6 tysięcy, a sprzedawano zazwyczaj poniżej 4 tysięcy egzemplarzy. Papier dalej był fatalny (jasnoszary), lecz poprawiono układ tekstów w środku. Piszę „w środku” ponieważ pierwsza strona – po staremu pozostawała fatalna (najczęściej jedynie dwa „ciężkie” tytuły). Zdecydowanie jasną stroną gazety byli jej rysownicy: Jan K. Wiślicki i Mirosław Wangin, których grafiki znakomicie i ozdabiały i ilustrowały, nadając pewną lekkość.

Rzecz jasna – gazeta zaczęła przynosić straty, zaś te trzeba było pokryć ze środków Zarządu Regionu. Początkowo złe wyniki finansowe „Wolnego Słowa” budziły jedynie niezadowolenie wśród członków Zarządu Regionu, lecz od kwietnia stały się przyczynkiem – nazwijmy to – „burzliwych obrad”. Nawet wśród Prezydium ZR trudno było o wypracowanie jakiegoś rozsądnego stanowiska w sprawie. 10 maja, w trakcie posiedzenia tej struktury wywołała ona prawdziwą kłótnię o skalę cierpliwości w oczekiwaniu na „lepsze czasy” dla gazety. Część członków Prezydium już wtedy podniosła, że tygodnik trzeba po prostu zamknąć, zanim wywoła większe straty. Dość przytoczyć, iż Zarząd Regionu w swym planie finansowym na II kwartał 1990 roku założył, że gazeta przyniesie 30 milionów strat! Na całą działalność związkową przeznaczono w osobnej rubryce 83 miliony złotych.

Mimo wszystko chyba jeszcze jakaś nadzieja była w głowach, skoro 12 maja Zarząd Regionu większością głosów podjął uchwałę „w sprawie Tygodnika Wolne Słowo” w brzmieniu:

Uznając konieczność dalszego wydawania „Wolnego Słowa Zarząd Regionu zobowiązuje Prezydium ZR do niezwłocznego podjęcia działań zmierzających do pozyskania w terminie do końca III kwartału – środków finansowych w celu stworzenia stałej bazy materialnej dla pisma.”

Tyle, że to były tylko zaklęcia, bo tygodnik nadal sprzedawał się słabo, jedynie w porywach przekraczając pułap sprzedaży 3,5 tysiąca egzemplarzy.

31 maja przewodniczący Zarządu Regionu Ryszard Musielak zwołał posiedzenie Prezydium z udziałem Wiesława Cichonia. Po wysłuchaniu jego kolejnego raportu finansowego i dyskusji właściwie oświadczono mu, że „dotychczasowe zabiegi Prezydium Zarządu Regionu o zapewnienie pismu podstaw finansowania nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, w związku z czym nie ma pomysłu na zdobycie niezbędnych pieniędzy, zaś dalsze finansowanie z funduszy związkowych budzi coraz większe zniecierpliwienie i opór związkowców”.

Uznano, że taki stan (poszukiwanie rozwiązania) może potrwać najwyżej do nieprzekraczalnego terminu 30 czerwca.

23 czerwca, w Auli UMK, w trakcie III Walnego Zebrania Delegatów Regionu Toruńskiego, gdy doszło do punktu „dyskusja nad sprawozdaniem ZR” kilku delegatów ostro skrytykowało Zarząd za dopuszczenie do wysokich kosztów wydawania „Wolnego Słowa”. Wtedy do mównicy podszedł Michał Wojtczak i wyjaśnił, że gazeta – decyzją prezydium została właśnie zawieszona. To jednak nie przekonało jednego z delegatów, a mianowicie Wincentego Fiołka z Merinotexu, który po gromkim, choć niezbyt błyskotliwym przemówieniu złożył wniosek o „natychmiastowe zamknięcie tygodnika”. Przepadł w głosowaniu.

Co łatwe do przewidzenia, do 30 czerwca nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło i zgodnie z decyzją Prezydium ZR postanowiono zawiesić druk „Wolnego Słowa” pod pretekstem … wysłania redakcji na urlop.

Jak na ironię, ostatni 30 numer gazety (z datą 6 lipca) był najlepiej złożonym numerem ze wszystkich dotychczasowych. Zmniejszono wielkość czcionek tytułowych co dało gazecie wizualnej lekkości, poukładano logicznie publicystykę, pozostałe rubryki, wreszcie nieco zmieniła się pierwsza strona – całość wyglądała bardzo profesjonalnie…

Na drugiej stronie pojawił się wmontowany skromnie na boku karty komunikat zatytułowany nie wyróżniająca się czcionką – „Wolne Słowo” zawieszone! Przytoczmy go w całości;

Z żalem informujemy naszych Czytelników, że regionalne kierownictwo Związku podjęło decyzję o zawieszeniu wydawania „Wolnego Słowa” w okresie sezonu urlopowego. Nie owijając niczego w przysłowiową bawełnę musimy przyznać, że jedynym powodem tej decyzji jest brak środków finansowych na tak kosztowne i w obecnej sytuacji ekonomicznej, głęboko deficytowe przedsięwzięcie. A i my sami przyznać musimy, że dalej w tak spartańskich warunkach (tylko 3 osoby na pełnych etatach), myśląc o podniesieniu poziomu i atrakcyjności pisma, pracować niepodobna.

Zawieszenie wydawania naszego tygodnika w praktyce sprowadza się do tego, że jeszcze raz będziemy musieli wszystko zaczynać od początku. A jak trudno w aktualnych warunkach zaczynać, wie każdy profesjonalista w branży dziennikarskiej.

Wierzymy jednak, że zabiegając o sensowny sponsorat dla „WS” i drukując go w oparciu o bazę poligraficzną NSZZ „Solidarność” (m.in. w tym celu przedsiębiorstwo związkowe „Soltor” zakupuje komputer IBM z oprzyrządowaniem w postaci skanera i drukarki laserowej), już we wrześniu ponownie zaistniejemy na rynku prasowym województwa.

Pozostawiając ocenę tego etapu naszej pracy Czytelnikom, życzymy u-danego wakacyjnego wypoczynku.

Ponownie też serdecznie dziękujemy za okazaną nam pomoc Załodze i Dyrekcji Zakładów Graficznych w Toruniu. To m.in. dzięki taniemu papierowi i relatywnie niskim kosztom składu i druku (co zapewniały nam te Zakłady) mogliśmy wydawać nasz tygodnik przez przeszło pół roku.

REDAKCJA”

To był niestety definitywny koniec. Doczekała go redakcja w składzie: redaktor naczelny – Wiesław Cichoń, sekretarz – Andrzej Churski, redaktor techniczny – Dariusz Żulewski, współpraca graficzna – Mirosław Wangin i Janusz Iciak.

Potem, na przestrzeni kilku miesięcy jeszcze kilka razy próbowano wrócić do pomysłu wznowienia wydawania „Wolnego Słowa”. W październiku 1990 roku pytań było tak dużo, że Zarząd Regionu postanowił opracować i „puścić” między związkowców specjalna ankietę, która by miała odpowiedzieć na pytanie jakie jest rzeczywiste zainteresowanie.

Wyszło, że jest! W związku z tym w listopadzie powstały dwie koncepcje tygodnika; jedna opracowana przez Michała Wojtczaka, a druga przez ostatni zespół redakcyjny WS pod przewodnictwem Wiesława Cichonia.

10 listopada, podczas obrad Zarządu Regionu obie koncepcje miały być przedstawione. Gdy zebrani doszli do tego punktu, z miejsca wywiązała się gwałtowna dyskusja, która ewidentnie pokazała, że już na etapie ogółów są przepastne różnice zdań. W pewnym momencie do głosu doszedł Antoni Barcikowski (prywatnie dobry prawnik) i stwierdził, że ponieważ opinie członków Zarządu Regionu są tak rozbieżne, to w pierwszym rzędzie należy rozstrzygnąć sprawę zasadniczą, a mianowicie czy w ogóle pismo ma być wznowione, czy nie. Wniósł o przeprowadzenie głosowania, a prowadzący wniosek przyjął.

Podliczono głosy i ku zaskoczeniu wielu okazało się, iż nieznaczna większość głosów zdecydowała o ostatecznym zamknięciu tematu „Wolnego Słowa”. Gazeta przeszła do lokalnej legendy, wspomnień wiarusów. Było to w sobotę 10 listopada 1990 roku, we wczesnych godzinach popołudniowych…

Piotr Grążawski

A Cichoń? Ten zaangażował się w politykę. Był nawet szefem wojewódzkiego sztabu wyborczego Tadeusza Mazowieckiego w wyborach prezydenckich. W 1995 współorganizował kampanię prezydencką Jacka Kuronia w Toruniu. Po 1991 pracował w prywatnych firmach poligraficznych i konsultingowych. Dziś odpoczywa sobie na emeryturze, w małej miejscowości niedaleko Torunia. Na zjazdach solidarnościowych kombatantów nie widują go…