Zarząd Regionu Toruńsko-Włocławskiego NSZZ "Solidarność", ul. Piekary 35/39, 87-100 Toruń
tel. 56 622 41 52, 56 622 45 75, e-mail: torun@solidarnosc.org.pl

30 lat temu wybrali bandziora na prezydenta

piątek, 19 Lipiec, 2019

Od 2 lipca dzień i noc przed gmachem Sejmu trwała pikieta KPN ( na zdjęciu) protestująca przeciwko ewentualnemu wyborowi Jaruzelskiego na Prezydenta. Pikietujący zachowywali się spokojnie, nie tamowali ruchu, nie powodowali żadnych utrudnień. Późnym wieczorem ok. godz. 23.30, nadjechały nieoznakowane samochody milicyjne, z których wysiadło kilkudziesięciu funkcjonariuszy ubranych po cywilnemu. Zaatakowali oni pikietujących i zaczęli ich bić, chociaż ci nie stawiali żadnego oporu.

Atak był b. brutalny, gdyż Markowi Miszczakowi złamano kość nosa. Następnie pojawili się funkcjonariusze w mundurach i przewieźli pikietujących do dwóch komisariatów. Po nieudanej próbie przesłuchania wszyscy zostali zwolnieni. Miszczakowi nie udzielono pomocy lekarskiej. Nie podano powodów zatrzymania. W związku z tą napaścią troje posłów OKP (Janusz Rożek, Tadeusz Kowalczyk i Anna Urbanowicz) złożyło interpelację do ministra spraw wewnętrznych Kiszczaka: Czy akcja ta odbyła się za jego wiedzą i zgodą. W razie przeczącej odpowiedzi – jakie działania podjęto w celu ustalenia sprawców napaści?

Dyskusja w Sejmie

Na trzecim posiedzeniu Sejmu (10 lipca) odpowiedzi udzielił wiceminister Pudysz: „W dniu inauguracyjnego posiedzenia parlamentu pod jego gmachem KPN zorganizowała nielegalne zgromadzenie, a więc bez odpowiedniego zezwolenia organów administracji. Uczestnicy zgromadzili się już w godzinach przedpołudniowych, wznosząc okrzyki i eksponując transparenty z różnymi hasłami protestacyjnymi […]. Milicja Obywatelska kilkakrotnie podejmowała uprzednio perswazyjne próby skłonienia uczestników zgromadzenia do rozejścia się i nie zakłócania porządku publicznego w pobliżu parlamentu […]. W późnych godzinach wieczornych zgromadzenie liczyło 12 osób. Jego uczestnicy o nie ustalonej wówczas tożsamości, wyposażeni w sprzęt biwakowy, rozłożyli się w miejscu demonstracji z zamiarem nocowania. Zatem po wyczerpaniu środków perswazyjnych podjęta została decyzja o rozwiązaniu tego nielegalnego zgromadzenia […]. Skierowano w miejsce nielegalnego zgromadzenia około godziny 23.30 grupę funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, w tym również po cywilnemu […]. Istnieje jednak uzasadnione przypuszczenie, że podczas tego jeden z uczestników zgromadzenia […], niestety, doznał obrażeń nosa. Z ubolewaniem przyznaję, że poszkodowanemu nie zapewniono pomocy lekarskiej. Wszyscy uczestnicy manifestacji po przewiezieniu do dzielnicowych urzędów spraw wewnętrznych i ustaleniu ich tożsamości zostali zwolnieni. Niektórych spośród nich przewieziono następnie na ich prośbę, na dworzec, pozostali stosownie do ich życzenia zostali dowiezieni w rejon mieszkania Leszka Moczulskiego przy ulicy Jaracza […]. Minister Spraw Wewnętrznych dowiedział się o interwencji w dniu następnym w godzinach popołudniowych […].

Interwencję Milicji Obywatelskiej, która stała się przedmiotem interpelacji poselskiej, w mojej ocenie, należy rozpatrywać przede wszystkim w świetle obowiązku milicji przeciwdziałania naruszeniom prawa. Nie można abstrahować od tego, że nie tak dawno za sprawą KPN miały miejsce zajścia i poważne zakłócenia porządku publicznego na ulicach Warszawy. Organizatorzy tych zgromadzeń, które następnie przekształciły się w zajścia uliczne, nie występowali do właściwych organów administracji o uzyskanie wymaganych prawem zezwoleń, a nawet nie zawiadamiali o zamierzę ich odbycia. Dotyczy to także manifestacji dzisiaj omawianej.

Uczestnicy nielegalnych zgromadzeń atakowali niejednokrotnie siły porządkowe butelkami z benzyną, petardami, kamieniami i innymi przedmiotami. Tylko w dniu 30 czerwca i 3 lipca w wyniku tzw. pokojowych manifestacji KPN rannych zostało ponad 20 funkcjonariuszy milicji, w tym kilku ciężko — znajdują się w szpitalu. Uszkodzono kilkadziesiąt pojazdów mechanicznych, w tym także należących do osób prywatnych. Zdewastowano także urządzenia użyteczności publicznej. Organy porządku publicznego dysponują szczegółową dokumentacją tych zajść, która na życzenie Wysokiej Izby może być w każdym momencie udostępniona. Prokuratura rejonowa dla dzielnicy Warszawa — Śródmieście prowadzi w tej sprawie śledztwo”. W dyskusji, która wywiązała się po wystąpieniu Pudysza głos zabrało kilka osób. Jedna z nich był Janusz Rożek (działacz Ruchu Obrony przed Sierpniem), który powiedział m.in.: „Jeśli chodzi o partię. Czy partia PZPR się rejestrowała? Nigdzie się nie zarejestrowała, ale funkcjonuje, dlaczego KPN nie ma funkcjonować. Na jakiej zasadzie? (Oklaski) Jeśli chodzi o zgromadzenia. Wydaje mi się, że władza naciąga dla swego interesu tę sprawę. Uważam, że jeśli ktoś nie zakłóca miejsc, a tak było, bo ja to widziałem, obserwowałem, nie powinien być zaczepiany, a tak się stało. Służba Bezpieczeństwa uważa, że jest tutaj w porządku. Dam przykłady z autopsji. Otóż tak, jestem w banku, rozmawiam z chłopami w Milejowie, ale to było w 1978 roku, przychodzą funkcjonariusze służby bezpieczeństwa, wykręcają mi ręce, zaprowadzają na posterunek i tam mnie tłuką prawie do nieprzytomności. Na co wziąłem zaświadczenie później z medycyny, złożyłem do prokuratury i to do dzisiaj wisi, podobnież im akta zginęły, nie wiem”.

Jan Łopuszański: „Dzisiaj przed chwilą miałem okazję wyjść przed gmach Sejmu i dalej tam stoi pikieta tejże samej KPN. Sądzę, że jak ona sobie postoi, to się naprawdę nic złego w Polsce Ludowej nie stanie. Od tego, że ktoś stoi na ulicy, to jeszcze żadna władza nie upadła, a od tego, że ludzie mają możliwość wyrażania swoich poglądów, to wszelka władza i wszelki system polityczny się tylko i wyłącznie stabilizuje”.

Ryszard Brzuzy: „Tutaj padł zarzut, że ta manifestacja była nielegalna. Po prostu KPN manifestowała przeciwko ewentualnej kandydaturze Wojciecha Jaruzelskiego na stanowisko Prezydenta”. Tadeusz Kowalczyk: „W ostatnim momencie demonstrantów było 12 i mam pytanie, czy rzeczywiście 12 młodych ludzi nie można było po prostu wziąć pod rękę i rozwieźć do domów. Czy trzeba było ich bić?

Druga sprawa, nieudzielenie pomocy lekarskiej. Na resorcie, Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, od wprowadzenia stanu wojennego, ciąży kilkadziesiąt, prawie sto zabójstw politycznych […]. Akty pobicia obywateli ze względów politycznych mają ciągle miejsce. Miały one również miejsce w trakcie kampanii przedwyborczej. Sądzę, że ta osoba, która podjęła decyzję, żeby tych 12 młodych ludzi pobić, powinna być pozbawiona stanowiska służbowego”.

Tadeusz Mańka: „Postanowiłem także zabrać głos ze względu na to, że ci młodzi ludzie, którzy tworzyli pikietę przed gmachem Sejmu byli to ludzie — mieszkańcy Lublina. Jeden z nich ubiegał się o mandat, był moim kontrkandydatem przy ubieganiu się o mandat poselski. A więc niewiele brakowało, żeby tu miedzy Państwem przebywał. Głosy wyborców zdecydowały inaczej. Niemniej jednak w tym dniu, dwukrotnie przechodząc tamtędy, rozmawiałem z tymi młodymi ludźmi. Zachowywali się bardzo spokojnie, nie widziałem nikogo, żeby ktokolwiek ich namawiał do rozejścia się, czy żeby zakończyli demonstrację. Owszem, była kamera z tyłu z kilkudziesięciu metrów, filmowano całe zajście. Proszę Państwa uważam, że dość w tym kraju bezprawia. Bezprawia stosowanego nagminnie i codziennie przez Służbę Bezpieczeństwa i przez Milicję Obywatelską”.

Ryszard Szwed (z PZPR): „Tak jak wielu posłów i ja byłem świadkiem tej demonstracji. W zdecydowanej większości młodzi ludzie, którzy tam się znajdowali stali spokojnie i milcząco. I to milczenie było być może bardziej wymowne niż krzyk i okrzyki, które kilka dni temu słyszeliśmy na innych ulicach Warszawy. W tym spokoju i w tym milczeniu próbuję dopatrzeć się powagi wobec najwyższej instancji państwa w tych dniach, wobec Sejmu. Dlatego też należy wyrazić ubolewanie, że doszło do tego incydentu”.

Ponadto głos zabierali jeszcze: Czesław Janicki (ZSL) oraz Ryszard Helak, Marek Jurek, Ignacy Czeżyk, Kazimierz Ujazdowski (wszyscy z OKP). [Poza Szwedem i Janickim nie odezwał się ani jeden z posłów koalicyjnych (co nie dziwi). Ale milczeli (bez żadnego wyjątku) – obecni na sali – przywódcy OKP, uczestnicy rozmów OS. Ich milczenie było wyrazem – jak można sądzić – konfuzji. Trzeba bowiem pamiętać, że 10 lipca 1989, (dzień, gdy trwała ta debata w Sejmie), to czas gorączkowych poufnych rozmów kierownictwa OKP i „S” z PZPR na temat tego, czy Prezydentem wybranym z pomocą OKP ma być Jaruzelski (przeciwko któremu zorganizowano te pikietę) czy Kiszczak (którego ludzie brutalnie te pikietę rozbili)].

19 lipca Zgromadzenie Narodowe wyłonione wyborach 4 czerwca wybrało (przy wsparciu parlamentarzystów „Solidarności”) twórcę stanu wojennego na Prezydenta PRL.

Zapewnienie sobie przez komunistów i ich sojuszników 65 proc. miejsc w Sejmie (jedna z umów okrągłego stołu) oraz przynajmniej części mandatów senackich dawało dużą szansę na wybór na urząd prezydenta kandydata reprezentującego ich interesy. Przewidywania kierownictwa PZPR i otoczenia Jaruzelskiego wydawały się zagrożone po porażce wyborczej z 4 czerwca 1989 r. Klęska w wolnym głosowaniu do Senatu sprawiała, że opozycja przy „zdradzie” części posłów obozu rządowego mogła zablokować wybór kandydata PZPR. Nastroje w obozie władzy w kontekście wyboru generała na nowy urząd były fatalne. Ich świadectwem jest notatka z 5 czerwca 1989 r. autorstwa jednego z najbliższych i najbardziej oddanych współpracowników Jaruzelskiego, Wiesława Górnickiego: „Jeśli pogłoski o porażce wyborczej nie są wyolbrzymione, dostrzegam tylko jedno wyjście: Sulejówek. […] Hasło Sulejówek wydaje mi się o tyle trafne, że spowoduje szok społeczny. A jeśli nie spowoduje – to na nic innego ten naród ogłupiały nie zasługuje”.

„Wasz prezydent, nasz premier”

Wynik wyborów czerwcowych sprawiał też, że obsadzenie tego urzędu stawało się dla PZPR ważniejsze niż w przypadku umiarkowanego zwycięstwa opozycji. Tymczasem wybór Jaruzelskiego wzbudzał sprzeciw części posłów Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego oraz radykalnych ugrupowań antykomunistycznych. 30 czerwca w Warszawie antykomunistyczna młodzież zorganizowała manifestację pod hasłem „Jaruzelski – musisz odejść”. Część demonstrujących ruszyła w stronę gmachu KC PZPR. Rozpoczęły się starcia z milicją i ZOMO. Tego samego dnia generał zrezygnował z kandydowania na urząd i zaproponował na to stanowisko gen. Czesława Kiszczaka. Szef MSW był całkowicie nie do zaakceptowania przez całość ruchu „Solidarności”, a nawet przez część „reformatorskiego” skrzydła partii i członków formacji satelickich. Jak zauważa prof. Wojciech Roszkowski w „Najnowszej historii Polski”, „naciski KC PZPR na Jaruzelskiego, by zmienił decyzję, miały stworzyć wrażenie, że jest on mężem opatrznościowym, gwarantującym bezpieczeństwo przemian w Polsce wobec Kremla”.

Argumenty o konieczności stabilizacji procesu przemian pojawiły się także w słynnym artykule Adama Michnika „Wasz prezydent, nasz premier”, opublikowanym 3 lipca 1989 r. w „Gazecie „Wyborczej”: „Potrzebny jest układ nowy, możliwy do zaaprobowania przez wszystkie główne siły polityczne. Nowy, ale gwarantujący kontynuację. Takim układem może być porozumienie, na mocy którego prezydentem zostanie wybrany kandydat z PZPR, a teka premiera i misja sformowania rządu powierzona kandydatowi Solidarności” – podkreślał redaktor naczelny „GW”. Sam Jaruzelski, prawie do samego końca niepewny wyników głosowania, wstrzymywał się z decyzją. Ostateczną podjął dopiero 18 lipca.

Następnego dnia o godz. 15:10 zebrało się Zgromadzenie Narodowe. Posiedzenie prowadzili wspólnie marszałkowie Sejmu i Senatu – Mikołaj Kozakiewicz i Andrzej Stelmachowski. Marszałek Sejmu powiedział, że procedura przewiduje dwie możliwości głosowania: poprzez imienne karty lub oświadczenia ustne. Tuż przed głosowaniem posłowie OKP zaproponowali głosowanie tajne. Ten sposób mógłby pozbawić Jaruzelskiego szans na wybór. Wielu „liberalnych” członków PZPR lub posłów partii satelickich mogłoby wówczas zagłosować przeciwko niemu. Spory regulaminowe trwały niemal dwie godziny. Ostatecznie ustalono, że głosowanie odbędzie się za pomocą imiennych kart. Kandydatura Jaruzelskiego została zgłoszona przez Mariana Orzechowskiego, szefa klubu poselskiego PZPR. „Generał armii Wojciech Jaruzelski – wybitny Polak, dzielny żołnierz jest człowiekiem ogromnej pracowitości, obowiązku i osobistej skromności. Jest żarliwym zwolennikiem przepojonego humanizmem demokratycznego socjalizmu” – mówił poseł Orzechowski o byłym przywódcy junty wojskowej.

Po nim głos zabrał przewodniczący OKP Bronisław Geremek. Podkreślił, że przyszła konstytucja musi zapewniać możliwość wyboru prezydenta w głosowaniu powszechnym. Odwołał się również do słów Lecha Wałęsy, który 14 lipca mówił, że sytuacja Polski narzuca wybór prezydenta pochodzącego z obozu władzy. „Klub Obywatelski wyrasta z doświadczenia lat osiemdziesiątych, z posiewu nadziei, którą była ‚Solidarność’, i doświadczenia unicestwienia tej nadziei 13 grudnia 1981 r., momentu wprowadzenia stanu wojennego. Zapomnieć tego niepodobna. Pozostajemy wierni sobie, wierni naszemu ruchowi i wierni środowiskom, które w tym Zgromadzeniu reprezentujemy” – tłumaczył Geremek. Dodał, że prezydent będzie „służył interesom całego kraju”. Umiarkowanego poparcia Jaruzelskiemu udzielili przedstawiciele ZSL, SD i środowisk katolickich.

„Rząd porozumienia narodowego”

Podczas głosowania posłowie i senatorowie podchodzili do urny i oddawali głos. Część nieobecnych przesłała usprawiedliwienia: „Wobec wystawienia tylko jednej kandydatury na prezydenta stwierdzam, że w wyborach tych, które nie są autentycznymi wyborami, w których przedstawicielstwo narodu wybierałoby prezydenta spośród wielu kandydatów, w wyborach takich brać udziału nie będę” – oświadczał poseł Marek Jurek z OKP.

Po krótkiej przerwie marszałek Kozakiewicz ogłosił, że Wojciech Jaruzelski został wybrany na prezydenta PRL większością jednego głosu. Za głosowało 270 posłów i senatorów, przeciw: 233, wstrzymało się: 34. Szesnastu posłów i senatorów nie wzięło udziału w głosowaniu. Generał został więc „uratowany” przez parlamentarzystów nie z PZPR, SD i ZSL, ale Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego.

O 22.40 Jaruzelski złożył przysięgę prezydencką i wygłosił krótkie przemówienie. Skupił się w nim głównie na potrzebie pracy nad reformami społecznymi i gospodarczymi. „Opowiadam się za rządem porozumienia narodowego, zdolnego do sprostania tym zadaniom” – zaznaczył.

Tego samego dnia, ok. godz. 20 (21 czasu polskiego) w jednym z londyńskich szpitali zmarł prezydent RP na Uchodźstwie Kazimierz Sabbat. Niemal natychmiast na urząd został zaprzysiężony wyznaczony przez niego następca – Ryszard Kaczorowski. Jego przysięga, zgodna z konstytucją RP z 1935 r., nastąpiła tuż po zaprzysiężeniu pierwszego prezydenta PRL. Jego kadencja zaś potrwała zaledwie kilka godzin dłużej niż Wojciecha Jaruzelskiego.

Wybór generała większością jednego głosu pogorszył i tak fatalne nastroje w obozie PZPR. Jerzy Urban styl wygranej określił jako jeszcze bardziej przerażający niż klęskę z 4 czerwca 1989 r. Mimo słabości swojego mandatu Jaruzelski miał jednak w rękach wielką władzę. Jego głównym celem stało się dokooptowanie przedstawicieli „Solidarności” do rządu, na którego czele miał stanąć jego zaufany współpracownik. 1 sierpnia prezydent PRL zaproponował kandydaturę Czesława Kiszczaka. Nie miała ona wystarczającego poparcia nawet wśród członków PZPR, której I sekretarzem Jaruzelski przestał być zaledwie trzy dni wcześniej. Propozycja wywołała również wściekłość wielu posłów OKP. Swoistą odpowiedzią na propozycję generała były sejmowe dyskusje nad sprawdzeniem prawomocności wyboru prezydenta PRL. Trwały też przygotowania do powołania komisji badającej działalność MSW w czasie stanu wojennego. Kolejną propozycją Jaruzelskiego była kandydatura przywódcy ZSL, Romana Malinowskiego.

W tym czasie jednak wydarzenia polityczne toczyły się z dala od Belwederu. Poseł OKP Jarosław Kaczyński rozpoczął konstruowanie koalicji OKP-SD-ZSL. Jaruzelski pozostał na uboczu i mógł już jedynie zabiegać o wejście do rządu reprezentantów resortów siłowych z PZPR – Kiszczaka (MSW) i Floriana Siwickiego (MON).

Jaruzelski ustąpił

Tygodnie współpracy z powołaną Radą Ministrów z premierem Tadeuszem Mazowieckim układały się poprawnie. Wyjątkiem był konflikt wokół wizyty w Moskwie, na którą miał się udać również nowy I sekretarz KC PZPR Mieczysław F. Rakowski. Jaruzelski popierał wszystkie działania reformatorskie, włącznie z pakietem ustaw ekonomicznych będących faktycznym demontażem „realnego socjalizmu”. Niemal zupełnie odcinał się od swojej dawnej partii. Wziął jednak symboliczny udział w ostatnim zjeździe PZPR w styczniu 1990 r.

Wiele uwagi poświęcał działaniom w sferze symbolicznej. Z jego inicjatywy już od końca lat osiemdziesiątych organizowano obchody rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja. 11 listopada 1989 r. Jaruzelski uczestniczył w pierwszym uroczystym Święcie Niepodległości. Dla „równowagi” kilka dni wcześniej wziął udział w obchodach 72. rocznicy przewrotu bolszewickiego. Kilka miesięcy później bronił likwidowanego święta 22 lipca. Z kolei w grudniu 1989 r. nie sprzeciwiał się przywróceniu przedwojennego godła oraz zmianie nazwy państwa.

Prezydentura Jaruzelskiego wzbudzała wiele zainteresowania wśród zachodniej opinii publicznej. Gościł zarówno na posiedzeniach przywódców Układu Warszawskiego i RWPG, jak i na szczycie ekonomicznym w Davos. Kluczowe gesty jesieni 1989 r., takie jak msza pojednania polsko-niemieckiego w Krzyżowej, złożenie kwiatów w Katyniu, wizyta w Watykanie, należały już jednak do premiera Mazowieckiego – niebagatelne znaczenie miało też ogromne poparcie społeczne dla jego rządu. W styczniu 1990 r. sięgało 90 proc.

Już wiosną 1990 r. pojawiły się pierwsze głosy domagające się „przyspieszenia” przemian, m.in. ustąpienia Jaruzelskiego. Niemal dokładnie rok po rozpoczęciu prezydentury generał zdał sobie sprawę, że jego kadencja nie potrwa dłużej niż półtora roku. Zasadnicze dla dalszego biegu wydarzeń było dążenie przywódcy „Solidarności” Lecha Wałęsy do prezydentury z woli narodu.

18 września 1990 r., po spotkaniu z udziałem Jaruzelskiego, Wałęsy i Mazowieckiego zorganizowanym w Domu Arcybiskupów Warszawskich, generał ogłosił, że ustąpi ze stanowiska (w tym momencie, po zmianie nazwy państwa, już jako pierwszy prezydent RP). Uzgodniono również projekt zmian w konstytucji dopuszczających wybór pierwszego obywatela w głosowaniu powszechnym.

22 grudnia 1990 r. Jaruzelski opuścił Belweder.