Gdy wojskowa junta Jaruzelskiego wprowadziła stan wojenny i zaaresztowała czołowych działaczy NSZZ „Solidarność” oraz opozycji poza związkowej, niejako na ich miejsce weszli ci, którzy dotąd przebywali w cieniu wielkich wodzów. To oni odważnie zorganizowali i pokierowali strukturami podziemnymi. Często pozostają w cieniu – do dziś…
Mimo wysiłków, w tym także IPN – wielu bohaterów opozycji po stanie wojennym wciąż pozostaje anonimowymi, niedocenionymi, nieuhonorowanymi. Część z nich „ma to gdzieś”, albo mówi skromnie – zrobiliśmy swoje i nie ma o czym gadać – jednak znaczna część nie odnalazła się w nowej, kapitalistycznej rzeczywistości, wycofała się, zaś inni nawet nie zdają sobie sprawy, że współuczestniczyli w wielkiej sprawie narodowej.
Adam Ronowski z Grudziądza sam o sobie stwierdził, że był działaczem „drugiego rzutu”. O co chodzi? A o to, że w czasie karnawału Solidarności, tego, który zaczął się po sierpniu 1980 roku większość z nich stojąc lojalnie przy strajkowych wodzach nawet nie aspirowała do jakichś eksponowanych stanowisk związkowych, w zupełności zadowalając się drobnymi funkcjami (np. opiekuna ściennej gazety związkowej, kolportera, stałego członka komisji skrutacyjnej, pisarza protokółów itp). Jednak, gdy w pierwszych godzinach i dniach stanu wojennego bezpieka dość sprawnie wyłapała i zamknęła większość liderów na polityczno-społeczną scenę wyszli oni – działacze „drugiego rzutu” i błyskawicznie, odważnie zorganizowali podziemne życie. To im zawdzięczamy pierwsze gazety, ulotki, akcje pomocy internowanym – ich rodzinom, bierny, a czasem czynny opór wobec patologii tamtych czasów.
Adam Ronowski, podobnie jak Jurek Frankowski podczas gdy Jaruzelski wprowadzał stan wojenny spali sobie spokojnie we własnych łóżkach i nikt ich nie niepokoił. Byli zwykłymi członkami NSZZ”S” i całe zamieszanie 13 grudnia początkowo wywoływało u nich więcej ciekawości, niż złości i chęci przeciwdziałania, jednak szybko przeszli swoiste egzaminy postaw, które zdali, by móc… rozpocząć empiryczny kurs opozycjonisty.
W sumie obaj nie wykorzystali pewnej popularności, jaką w pewnym momencie osiągnęli, nie zrobili kariery tak jak ich niektórzy koledzy; nie dali się porwać mirażom zawodowych polityków, radnych, „zasiadaczy” spółek . Gdy skończył się PRL, starannie zwinęli swoje opozycyjne banery, flagi, plakaty i po prostu wrócili do swojego życia. Dziś chętnie opowiadają o dawnych czasach, bo jak mówią – „warto, aby młodzi wiedzieli o tamtych wypadkach, aby nie zginęła tradycja”.
Ich wypowiedzi przed kamerą podzielone zostały na pięć odcinków, które po kolei będziemy emitować, aż do końca roku (czyli w ciągu kilku dni). Zapraszamy.
Redaktor