Zarząd Regionu Toruńsko-Włocławskiego NSZZ "Solidarność", ul. Piekary 35/39, 87-100 Toruń
tel. 56 622 41 52, 56 622 45 75, e-mail: torun@solidarnosc.org.pl

PEWNA ROCZNICA…

środa, 4 Październik, 2023

Niemal równo 24 lata temu bo 6 października 1989 roku ówczesny przewodniczący związku Lech Wałęsa na funkcję redaktora naczelnego Tygodnika Solidarność powołał Jarosława Kaczyńskiego.

Dotychczasowy naczelny – Tadeusz Mazowiecki został wybrany na premiera RP i – co oczywiste – musiał zrezygnować z prowadzenia Tygodnika.

Decyzja Wałęsy o mianowaniu Kaczyńskiego nie tylko zaskoczyła, ale i zszokowała część redakcji, ponieważ środowisku wydawało się naturalnym, iż funkcję powinien objąć sekretarz redakcji Jan Dworak (zresztą pełnił ją tymczasowo w okresie po rezygnacji Mazowieckiego). Parę osób – łącznie z Dworakiem – bliżej związanych z „opcją Mazowieckiego” w akcie demonstracji i desperacji, wygłaszając momentami groteskowe tezy odeszło z zespołu.

Członkowie różnych szczebli związku też włączyli się w spór o słuszność decyzji Wałęsy. Do bardziej aktywnych przeciwników nowego naczelnego należał – wówczas jeszcze uważany za człowieka honoru – Michał Boni (dopiero za dwa lata, w 1992 słusznie znalazł się jako tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa na liście Macierewicza). Sam Mazowiecki też wyglądał na obrażonego.

Tu trzeba przyznać, że pomimo wrzasku, strzelistych apeli Wałęsa nie zmienił zdania. Możliwe, że trzeba to też odczytać jako taktykę początku słynnej „wojny na górze”.

Pierwszy numer Tysola, gdzie Kaczyński był już pełnoprawnym naczelnym ukazał się 20 października 1989 roku.

Po latach, w 2011 roku, na zorganizowanej przez IPN sesji poświęconej 30-leciu „Tygodnika Solidarność” Dworak przyznał, że nawet nie brali pod uwagę możliwości stracenia wpływu na Tysola. Powiedział, że ekipa Mazowieckiego uznawała związkowy tygodnik za swoją własność: „Mieliśmy, mam na myśli ludzi, którzy tworzyli Tygodnik Solidarność, poczucie, że jest to nasze wspólne przedsięwzięcie, że tak naprawdę to myśmy je wypracowali i w roku 1981 i w znacznej mierze ci sami ludzie spotkali się w 1989, że jest to niejako nasza społeczna własność”.

Ponieważ „jedynie słuszni redaktorzy”, mając nadzieję na zmianę decyzji Wałęsy – poobrażali się, napuszyli się, a nawet „walnęli robotę” Kaczyńskiemu nie pozostało nic innego, jak tylko zbudować nowy zespół. Sięgnął po dobrze znanych mu (bo niby po kogo?) publicystów z podziemia: Józefa Orła, Krzysztofa Wyszkowskiego, Teresę Bochwic, Piotra Wierzbickiego i innych. Łączył ich raczej krytyczny stosunek do Okrągłego Stołu (generalnie porozumiewania się z komunistami).

Trzem zastępcom: Krzysztofowi Czabańskiemu, Jackowi Maziarskiemu, Maciejowi Zalewskiemu dał zupełnie wolną rękę, pewnie także dlatego, że wiedział jakie „trendy polityczne i społeczne” prezentują. Jak to po latach sprecyzował Andrzej Urbański: „Jego redakcyjnośc polegała na tym, kogo zapraszał do współpracy. To nie był redaktor z czerwonym ołówkiem, on pracował z ludźmi, nie z tekstami”.

Zresztą co środę odbywały się kolegia redakcyjne, gdzie żywo (co ważne – zazwyczaj celnie) analizowano minione wydarzenia i „prorokowano” przyszłe).

Żeby oddać sprawiedliwość czasu, to wypada przyznać, iż prowadzenie Tygodnika Solidarność Kaczyński wykorzystał do zbudowania nowej siły politycznej, mającej przejąć (odbić?) część wówczas wielkiej publiki Komitetów Obywatelskich. Ponoć pierwsze (założycielskie) posiedzenie Porozumienia Centrum odbyło się w… redakcji Tygodnika (wiosną 1990).

W grudniu 1990 roku Jarosław Kaczyński został ministrem stanu i szefem Kancelarii Prezydenta, co spowodowało, że odszedł z Tygodnika Solidarność.

Piotr Grążawski