Tzw. „przeciętnemu zjadaczowi chleba” Toruń kojarzy się z Kopernikiem i piernikami (kolejność niekiedy bywa odwrotna), a tylko czasem ktoś dorzuci wspaniałe zabytki gotyku. Wydawało się, iż o wszystkich trzech symbolach napisano już właściwie wszystko, zatem dalsze molestowanie tematu jest tylko nudnym powtarzaniem, tymczasem 550 rocznica urodzin Kopernika i związany z tym rok 2023 jako Rok Kopernika, które to wydarzenia na nowo wywołały dyskusję wykazały, że poza ogólnikami niewiele wiemy o swym wybitnym ziomku. Zatem każda okazja jest dobra do popularyzacji ikony naszego regionu. Niech to będzie symbol w jakimś sensie żywy.
Także §6 pkt. 12 Statutu NSZZ”S” (ochrona i promocja kultury oraz szeroko pojętej edukacji), zobowiązuje nas do tego.
W roku 1533 na dwór papieski Klemensa VII dotarła rozprawa zwana Commentariolus zawierająca szkic dość sensacyjnych poglądów sformułowanych przez mało wówczas znanego księdza, doktora prawa kanonicznego Mikołaja Kopernika. Zainteresował się nią kardynał Schönberg i po jej dokładnej lekturze, serii konsultacji z włoskimi astronomami, najwyraźniej wstrząśnięty wnioskami, w 1536 roku napisał do Kopernika list, nalegając w nim, aby ten opublikował dokładne wyjaśnienia poglądów.
Tymczasem treść Commentariolus zaintrygowała profesora Uniwersytetu w Wittenberdze Jerzego Joachima Retyka, który postanowił poznać naszego astronoma osobiście. Przez dwa lata, krok po kroku odkrywał sposób jego rozumowania, sprawdzał skomplikowane obliczenia, śledził końcowe prace przy powstawaniu największego dzieła torunianina, w którym Kopernik przedstawił kolejne dowody i matematyczne wzorce na poparcie teorii heliocentrycznej.
W 1542 roku Retyk, w porozumieniu z mistrzem skopiował rękopis (obecnie przechowywany w Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie), zabrał do Niemiec i przekazał go drukarzowi Petreiusowi oraz księdzu Andrzejowi Osianderowi, którego wtajemniczył w wagę dzieła, jednocześnie powierzając opiekę nad drukiem.
Możliwe, iż Osiander przestraszył się nowatorskich poglądów, lub ich do końca nie zrozumiał należycie, bo do wydania napisał anonimową przedmowę sugerującą, iż czytelnik ma do czynienia jedynie z … hipotezą. Poza tym wykorzystał fakt, że Kopernik swemu dziełu nie nadał tytułu i sam to uczynił, nazywając je De revolutionibus orbium coelestium („O obrotach sfer niebieskich”). Zwrot „sfery niebieskie” miał sugerować, iż dzieło powstało pod wpływem poglądów… Arystotelesa (wielu ówczesnych uczonych bez większego ryzyka oskarżenia o herezje -a czasem aby go uniknąć- powoływało się na ten modny wtedy autorytet klasyczny).
Do końca, tak na pewno, nie wiadomo czy Kopernik widział wydruk swojego dzieła. Raczej nie, choć historia popularna twierdzi, że księgę zobaczył na łożu śmierci, dosłownie kilka godzin przed zgonem, czyli 24 maja 1543 roku.
No cóż, jeżeli nawet tak było, to uczony najprawdopodobniej był całkowicie sparaliżowany, bo zabiły go następstwa wylewu krwi do mózgu. Miał wtedy 70 lat. Od 1510 roku mieszkał we Fromborku, gdzie pełnił godność kanonika tamtejszej Katedry. Ponieważ z dokumentów pisanych wynika, że był opiekunem ołtarza św. Andrzeja, czyli obecnego Świętego Krzyża (znajduje się w prawej nawie bocznej, niemal po środku jej długości), ta okoliczność i znajomość ówczesnych – XVI wiecznych zwyczajów pogrzebowych kanoników fromborskich (każdy z nich miał w katedrze ołtarz, którym się opiekował, a po śmierci był przy nim chowany) miały kapitalne znaczenie dla późniejszego poszukiwania jego szczątków.
W każdym razie, astronoma pochowano w katedrze, nie umieszczając na jego grobie żadnej (znanej nam dziś) adnotacji. Potem, przez lata, do tego samego grobu złożono jeszcze zwłoki kilkunastu ludzi.
Koncepcje świata
W czasie gdy ciało Kopernika składano do grobu, jego koncepcje świata zamieszczone w traktacie „O obrotach sfer niebieskich” zaczęły nabierać coraz większego rozgłosu. Wprawdzie już przedtem pojawiały się nieśmiałe głosy na rzecz teorii heliocentrycznej (prawdopodobnie pierwszym był żyjący na przełomie IV i III w p.n.e. Arystrach, zaś potem teoretyzował Ptolemeusz- choć ostatecznie obstawał przy modelu geocentrycznym), ale jakoś nikt nie potrafił tego dowieść w sposób naukowy. Dopiero nasz astronom dokonał stosownych wyliczeń położenia poszczególnych planet, a wyniki obliczeń prawie pasowały do tego, co było widać na niebie.
„Prawie” – ponieważ Kopernik przyjął złą koncepcję, że planety poruszają się po kołach. 50 lat później niemiecki matematyk, astronom, fizyk Johannes Kepler (1571-1630) odkrył, że tor ruchu ciał niebieskich jest elipsą. Niemal równolegle włoski filozof i astronom Galileo Galilei (1564-1642) stwierdził obrót słońca dookoła osi. Jednak trybunał inkwizycyjny zabronił głoszenia teorii heliocentrycznej. W 1633 roku zmuszono Galileusza do odwołania swoich poglądów, po czym do końca życia oddano pod kuratelę inkwizycji. Spuścizna Kopernika zaczynała być niebezpieczna, zaś dzieło „O obrotach sfer niebieskich” w 1616r umieszczono na indeksie ksiąg zakazanych (usunięto je stamtąd dopiero w 1828 roku!).
Tymczasem osoba Kopernika w Toruniu i Polsce niemal popadła w zapomnienie!
Wprawdzie w kościele Świętych Janów toruński lekarz Melchior Pyrnesius ufundował mu (ok. 1582r) skromne epitafium (co ciekawe- pod wizerunkiem Kopernika kazał umieścić zwrotkę ody, napisanej w 1444 r przez Sylwiusza Piccolominiego – późniejszego papieża Piusa II, która w przekładzie z łacińskiego oryginału brzmi: „Nie żądam łaski równej Pawłowi,/ Ni przebaczenia danego Piotrowi,/ Lecz o tę łaskę, jakęś dał/ Na krzyżu łotrowi,/ Usilnie błagam.”), ale generalnie niczego nie uczyniono dla upamiętnienia geniusza.
Mało tego! Profesorowie Akademii Krakowskiej jeszcze w drugiej połowie XVIII wieku wykładali teorię Ptolemeusza, że to nieruchoma ziemia jest ośrodkiem wszechświata! Dopiero po interwencji Hugo Kołłątaja wyrzucono z uczelni „mamutów scholastycznych”.
Upamiętnić geniusza
Pierwszym, który wpadł na pomysł postawienia pomnika Kopernikowi miał być markiz Antonio Felice de Monti, który przebywał w Toruniu jako jeniec rosyjski (aresztowany w Gdańsku wraz z innymi stronnikami króla Stanisława Leszczyńskiego). Wprawdzie jego myśl wzbudziła pewne zainteresowanie w magistracie, ale na realizację zwyczajnie nie było pieniędzy.
Inaczej rzecz się miała z kolejnym pomysłodawcą Józefem Aleksandrem księciem Jabłonowskim. Ten polski magnat zaproponował, że postawi pomnik własnym sumptem. 10 marca 1766 podjęto nawet decyzję o lokalizacji rzeźby (obok studni przy północno-zachodnim narożniku toruńskiego Ratusza Staromiejskiego, naprzeciw ówczesnej gospody „Pod Trzema Koronami”), jednak figura wykonana przez krakowskiego rzeźbiarza Wojciecha Rojowskiego w ciemnym marmurze po prostu okazała się… za mała (fot obok). Ostatecznie wylądowała w kościele Świętych Janów, gdzie można ją oglądać do dziś.
Kolejnym inicjatorem był sam Napoleon Bonaparte cesarz Francuzów. W 1809r wymusił na Radzie Stanu Księstwa Warszawskiego uchwałę o wniesieniu monumentu Kopernika. Realizację decyzji powierzono Stanisławowi Staszicowi prezesowi Towarzystwa Przyjaciół Nauk.
Jeszcze tego samego roku na toruńskim rynku wmurowano kamień węgielny. Plany pokrzyżowały postanowienia Kongresu Wiedeńskiego na mocy którego Toruń znalazł się pod panowaniem pruskim. TPN zdecydowało wówczas, iż rzeźba autorstwa sławnego duńskiego rzeźbiarza Thorvaldsena stanie w Warszawie przed pałacem Staszica. Odsłonięto ją 11 maja 1830 roku.
Na kolejny pomysł upamiętnienia astronoma nie czekaliśmy długo, bo pojawił się dokładnie w połowie XIX wieku. Toruń, podobnie jak całe Pomorze Nadwiślańskie był wtedy pod panowaniem pruskim. Miasto kwitło, stając się nie tylko silnym ośrodkiem gospodarczym, ale także kulturalnym. Wówczas to zarząd niemieckiego towarzystwa naukowego Mitteilungen des Coppernicus-Vereins für Wissenschaft und Kunst zu Thorn podjął decyzję o wystawieniu Kopernikowi dużego monumentu. Sprawie nadano niebywały rozgłos, zaś o datki na ten cel zwrócono się do władców i rządów wielu krajów. Największe pieniądze wyłożyli król Prus oraz… car Rosji, a ponadto spore kwoty wpłynęły ze zbiórek w Niemczech, Holandii, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych.
O zaprojektowanie figury zwrócono się do berlińskiego artysty Fryderyka Tiecka, natomiast wykonawstwo cokołu z szarego granitu śląskiego powierzono architektowi Janowi Stracekowi. Napisy ułożył dr Rudolf Brohm – nauczyciel toruńskiego Gimnazjum.
Postać z brązu została odlana w berlińskiej ludwisarni Fischerów, skąd natychmiast po ostatecznych szlifach odesłano ją do Torunia. Dotarła tu w lutym 1852r.
Błyskawiczny termin realizacji zadania zaskoczył organizatorów, bo kiedy posąg dotarł do miasta nie było go na czym ustawić, gdyż cokół znajdował się jeszcze w fazie obróbki kamieniarskiej. Postanowiono zatem, ze do czasu jego ukończenia brązowa figura (wysokości 2,6m) będzie eksponowana w przedsionku ówczesnego zboru ewangelickiego na Rynku Staromiejskim (obecny kościół akademicki pw. Św. Ducha).
28 czerwca 1853 r. wmurowano akt erekcyjny, a zaraz po tym ustawiono cokół.
25 października 1853 roku, na Rynku Staromiejskim zebrały się tłumy torunian, którzy chcieli być świadkami odsłonięcia pomnika. Uroczystości nadano wyjątkowo odświętny charakter, zaś orkiestry grały utwory Felixa Mendelssohna, Georga Friedricha Haendla, natomiast w kulminacyjnym momencie zabrzmiał specjalnie na tę okazje skomponowany utwór autorstwa Ottona Nicolaia.
Jeszcze wówczas nikomu nie przychodziło do głowy odszukanie grobu genialnego astronoma. Poprzestawano na wiedzy, iż umarł we Fromborku i „gdzieś w tamtejszej Katedrze” został pochowany.
Gdzie jest grób Kopernika?
Jednak już wtedy pojawiał się pewien zgrzyt dotyczący narodowości Kopernika. Niektórych Niemców denerwował zwłaszcza napis na warszawskim pomniku: „Wstrzymał słońce, ruszył ziemię, polskie wydało go plemię”. Zresztą ta sprawa do dziś budzi pewne kontrowersje, bo ojciec Mikołaja (noszący to samo imię) „udziałowiec” Hanzy, potężnej gildii kupieckiej, był prawdopodobnie pochodzenia niemieckiego. Zachowane dokumenty, spisane osobiście przez astronoma są w języku niemieckim (to był zresztą język kancelarii toruńskiej), ale on sam służył wiernie koronie polskiej, z jej ramienia piastując wysokie stanowiska w Lidzbarku Warmińskim, Fromborku, Olsztynie. Jako spec od fortyfikacji walczył z Krzyżakami.
Zupełnie niedawno nasz toruński profesor, historyk Wojciech Polak (któremu toruńska Solidarność zawdzięcza wiele opracowań z historii związku, w tym tak pomnikowe jak „Czas ludzi niepokornych”) odkrył pewien znamienny dokument. Otóż 23 kwietnia 1517 r. Kopernik dokonywał lokacji opuszczonych łanów ziemi we wsi Ługwałd pod Olsztynem. Na końcu dokumentu napisał:
„Actum die s[ancti] Adalberti patrie patris et apostoli” , czyli „Działo się w dniu św. Wojciecha, ojca ojczyzny i apostoła”.
„Ojca ojczyzny i apostoła”! Św. Wojciech jest apostołem i ojcem Polski!
Pod koniec XIX wieku postać Mikołaja Kopernika zaczęła zyskiwać coraz większą popularność. Przyczyniły się do niej nie tylko wystawione wcześniej pomniki, ale również działalność popularyzatorska rozmaitych osób, oraz stowarzyszeń zarówno polskich, jak niemieckich (m.in. prowadzących już wtedy spór o narodowość astronoma), z których zdecydowanie wyróżniało się toruńskie Coppernicus- Verein fuer Wissenschaft und Kunst.
To w gronie członków tego towarzystwa naukowego po raz pierwszy pojawiła się idea odnalezienia grobu astronoma.
Bardzo szybko przekonano się, że sprawa jest dość karkołomna, ponieważ znano jedynie ogólne miejsce pochówku – olbrzymią (96m długości!) katedrę we Fromborku. Poszukiwania tam jakiejkolwiek inskrypcji nagrobnej spełzły na niczym. Takiej po prostu … nie było.
Również władze kościelne, przychylnie ustosunkowane do idei nie dysponowały żadnym dokumentem czy planem uściślającym miejsce ewentualnego grobu. Ponadto, przez wieki funkcjonowania katedry pochowano pod jej posadzką dosłownie setki ludzi! Pomijając już kwestię wiarygodnej identyfikacji ewentualnie odnalezionych szczątków, to aby na nie natrafić potrzebny był chyba tylko cud, a te – jak wiadomo – na zamówienie się nie zdarzają.
Kolejne próby wszczynano jeszcze kilkakrotnie, jednak czyniono je bez specjalnego przekonania i zaangażowania, przypominały raczej niemrawe szukanie igły w stogu siana.
Tak było do 2004 roku.
Poszukiwania profesorów
W 2004 roku przybył do fromborskiej katedry profesor Jerzy Gąssowski z Instytutu Antropologii i Archeologii Wyższej Szkoły Humanistycznej w Pułtusku. Oprócz ekipy swoich studentów sprowadził do świątyni georadar, czyli urządzenie wysyłające w głąb ziemi fale elektromagnetyczne. Na podstawie powstałej mapy archeolodzy wytypowali trzy groby, w których mógł spoczywać Kopernik.
Eksploracja tych miejsc nie przyniosła jednak powodzenia. Trop był fałszywy, bo szczątki należały do kilkuletniej dziewczynki, kanonika Gąsiorowskiego, pochowanego tu w 1767 roku (znaleziono cynową tabliczkę z jego nazwiskiem i datą pogrzebu), oraz jakiegoś niezidentyfikowanego mężczyzny, który zdaniem analityka antropologicznego profesora Karola Piaseckiego (Uniwersytet Szczeciński) na pewno nie był poszukiwanym astronomem. Reszty znalezionych fragmentów szkieletów też nie można było związać z osobą Kopernika. Niepowodzenie nie zraziło prof. Gąssowskiego. Przerwał pracę na kilka miesięcy i jeszcze raz przestudiował wszystkie dostępne archiwalia, oraz zwyczaje pogrzebowe.
W lipcu i sierpniu 2005 roku postanowiono zawęzić obszar poszukiwań i skupić się wyłącznie wokół podziemia przy ołtarzu Świętego Krzyża. Istniało silne przypuszczenie, iż Kopernik jako kanonik fromborski mający pod opieką ten ołtarz, właśnie w jego pobliżu został pochowany (zgodnie z panującą ówcześnie tradycją).
Pomimo uściślenia miejsca, nikt nie odważył się mieć pewności co do ostatecznego sukcesu. Popatrzmy na fakty.
Ołtarz Świętego Krzyża znajduje się mniej więcej w połowie prawej nawy bocznej katedry. Aby odsłonić niewielki obszar pod wykop należało ostrożnie zdjąć zabytkową posadzkę ważącą około 2 ton! Eksploracja nie mogła jej zniszczyć ani zachwiać równowagi dużych elementów architektonicznych, takich jak sam ołtarz czy ambona. Wiadomym było, że tylko za życia Kopernika (1473- 1543) tym samym ołtarzem opiekowało się pięciu, może nawet sześciu kanoników, ilu potem- nie wiadomo. Już po pierwszych ruchach łopat wyszło, iż szkieletów jest znacznie więcej, niż można było przypuszczać, a na dodatek część z nich była przemieszana.
Zresztą sam profesor Gąssowski, zmartwiony, stwierdził w wywiadzie dla jednej z gazet – „W czasie potopu Szwedzi sprofanowali katedrę i wyrzucili niektóre szkielety. Możliwe, że także Kopernika. Gdy umierał, nie był wcale taki sławny”.
Jednak poszukiwania trwały dalej. Mozolnie, kość po kości wyciągano z dołu, zaś antropolodzy składali je w szkielety. Pracami tego zespołu kierował prof. Karol Piasecki z Uniwersytetu Szczecińskiego. Część analiz antropologicznych wykonywano niemal na posadzce katedry. W końcu wyselekcjonowano szczątki osób starszych (około 70 lat), należących do dwóch mężczyzn. Jak wspomniałem wcześniej – przy jednym odkryto tabliczkę, z której wynikało, że to kości kanonika Andrzeja Gąsiorowskiego. Skoro tak, to tym drugim może być … Mikołaj Kopernik!
Profesor Gąssowski powiedział potem dziennikarzom, że sam ocenił prawdopodobieństwo na 97 proc.
Kwestia dowodu
Ostatecznie, zespół profesora Piaseckiego zakwalifikował do końcowego etapu szczątki właśnie tego jednego człowieka. Uważnie zbadano zwłaszcza dość dobrze zachowaną czaszkę, która nosiła wyraźny ślad po zranieniu (na lewym łuku brwiowym). To było kapitalne odkrycie, ponieważ wszyscy doskonale mieli w pamięci znany portret Kopernika (niektórzy uważają go za autoportret) z czasów, gdy miał on 30-40 lat, z widoczną blizną właśnie na lewym łuku brwiowym! W grupie poszukiwaczy wzrosło napięcie. Czyżby znaleziono wreszcie szczątki samego astronoma?!
Na miejscu odkrycia był obecny nie tylko prof. Gąssowski i szef antropologów prof. Karol Piasecki ale także olsztyński historyk Jerzy Sikorski. To on swoimi żmudnymi badaniami podpowiedział prof. Gąssowskiemu gdzie należy szukać szczątków astronoma (przy ołtarzu św. Krzyża, dawniej św. Andrzeja).
Lecz na ogłoszenie pełnego sukcesu było jeszcze za wcześnie. Teraz do pracy przystąpili specjaliści z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji. Wprowadzili obraz znalezionej czaszki do komputera i sugerując się tylko jej kształtem, oraz „anatomicznymi subtelnościami” układu ludzkich mięśni, chrząstek itd. zrekonstruowali najbardziej prawdopodobny wygląd „człowieka z fromborskiej katedry”.
Efekt ich pracy (publicznie prezentowany 3 listopada 2005) porównano ze znanymi portretami Kopernika. Podobieństwo jest uderzające! Pewna charakterystyczna asymetria twarzy, specyficzne skrzywienie nosa- efekt jakiegoś urazu z dzieciństwa, blizna na lewym łuku brwiowym… Tak, to nie mógł być przypadek! Nadkomisarz Dariusz Zajdel firmujący komputerową rekonstrukcję sam wydawał się być zaskoczony. Po 462. latach od śmierci wielki astronom „odzyskał twarz”!
Jednak 100 procentowej pewności nadal nie było. Do tej przybliżyć mogło jedynie badanie DNA. Jedna próbka do badań została by pobrana ze znalezionych szczątków, ale druga by musiała pochodzić od krewnego. Tylko… skąd go wziąć, jak znaleźć?
Pierwsze badania wyodrębnienia DNA ze szczątków mogących pochodzić od Kopernika wykonał z własnej inicjatywy prof. Wiesław Bogdanowicz, dyrektor Instytutu Zoologii i Muzeum Zoologii PAN. Równoległe badania zostały wykonane w Pracowni Genetyki Sądowej Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie przez dr. Tomasza Kupca oraz dr. Andrzeja Branickiego. Ponadto Instytut Zoologii PAN wykonał trójwymiarowy wirtualny model czaszki, dla potrzeb ewentualnych dalszych badań antropologicznych.
W tym samym czasie zespół pod kierownictwem prof. Krzysztofa Mikulskiego z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu (mgr Joanna Jędrzejewska oraz mgr Anna Stachowska) prowadził badania w celu odszukania żyjących mitochondrialnych potomków siostry lub ciotki Mikołaja Kopernika, by można było pozyskać od nich kod genetyczny DNA dla celów porównawczych. Sam Kopernik był księdzem, umarł bezpotomnie, zatem trzeba było szukać po bocznych liniach rodowodowych
Niestety, poszukiwania grobu biskupa Łukasza Watzenrode, wuja Mikołaja Kopernika, który mógł dostarczyć materiału porównawczego dla analizy DNA, zakończyły się fiaskiem. Inne dochodzenia doszły do początków XVIII wieku i stanęły – rodowód „się urwał”.
Dwa włosy
Jak bywa w takich przypadkach – pomógł przypadek.
Otóż w październiku 2006 r. w prof. Jerzy Gąssowski wybrał się do Uppsali, gdzie wygłosił odczyt o swoich niedawnych badaniach; metodyka, sposoby, rezultaty. Przysłuchujący się wykładowi badacz dzieł i materialnych źródeł nauki Kopernika (zresztą zagarniętych podczas tzw. potopu szwedzkiego) profesor astronomii z Uppsali Goeran Henriksson zasugerował Gąssowskiemu podjęcie współpracy z doc. dr Marie Allen, kierującej Laboratorium Rudbeck (Wydział Genetyki i Patologii Uniwersytetu w Uppsali), szwedzką specjalistką badań nad szczątkami, znaną z udanego dochodzenia dotyczącego kości Świętej Brygidy.
Podczas rozmowy ze specjalistką, gdzie sprawa kręciła się wokół braku materiału porównawczego profesor otworzył leżącą na stole księgę ongiś będącą własnością Kopernika (używał jej w ciągu 25 lat) „Calendarium Romanum” Johannesa Stöfflera i znalazł… włos. Po uważnym przejrzeniu całej księgi natrafiono jeszcze na dziewięć włosów, które mogły pochodzić z głowy astronoma. Wyselekcjonowano z nich dwa, które wykazały cechy podobieństwa DNA do uzyskanego z zębów i kości odnalezionych we Fromborku, tym samym utwierdzono się, że szczątki należą do Kopernika. Niżej wydruk komputerowy analizy porównawczej DNA znalezionych w księdze włosów z kośćmi Kopernika.
I co?… Wszystko już jasne?… A gdzie tam! Już na drugi dzień po opublikowaniu wyników badań pojawiły się głosy, że „nie koniecznie”, że coś tam przeoczono, a coś tam może nie być oryginalne, bo nie to wydanie księgi, bo coś tam, coś tam…
Pewne jest jedno, że choć Kopernik opuścił nasz Toruń, gdy osiągnął 18. rok życia, już na zawsze pozostanie jednym z jego symboli, niezależnie od tego czy uczeni znaleźli właściwą czaszkę, czy nietknięta spoczywa sobie ona nadal w mrokach podziemi fromborskiej katedry…
Piotr Grążawski
Fot niżej – grób Kopernika we fromborskiej katedrze. Za umieszczoną w posadzce szybą widać urnę ze szczątkami astronoma.