Od czasu do czasu prezentujemy na naszej stronie nowo wydane książki lokalnych (mowa o regionie) autorów, które swą tematyką dotykają najnowszej historii Polski z – co najmniej – silnym akcentem lub kontekstem NSZZ „Solidarność”. Tacy autorzy jak profesor Wojciech Polak, Zbigniew Branach, Wojciech Gonera czy właśnie Mirosław Pietrzyk powinni być dobrze znanymi wielu związkowcom-czytelnikom regionu.
Kilka dni temu fan regionalnego pisarstwa – nasz skarbnik Mariusz Kawczyński przywiózł z Inowrocławia nową, pachnąca drukarnią książkę autorstwa swego ziomka Mirosława Pietrzyka „Elektryk, prezydent, potomek cezarów”.
To dobrze napisane dzieło nie jest kolejną biografią Lecha Wałęsy, choć niemal w całości poświęcone zostało właśnie jego osobie. Ponad 400 stron treści czyta się właściwie jak powieść sensacyjną, tym bardziej, że publikacja pozbawiona jest przypisów, co autor – przecież rzetelny, uznany historyk, doktor nauk humanistycznych, twórca wielu dzieł zrobił z rozmysłem, a by ułatwić lekturę osobom nie będącym zawodowymi historykami. Zresztą ważniejsze cytaty, czy źródła są jednak przytaczane w tekście bez szkody dla wartkości lektury. Od razu trzeba też dodać, iż pan Pietrzyk nie porusza też wprost kwestii współpracy Wałęsy z organami bezpieki i dobrze, ponieważ po lutym 2016 roku, gdy teczki „Bolka” wyszły na forum sprawa stała się oczywista i nikt, kto choć trochę zna realia PRL nie będzie tej kwestii podnosił bo tu już nie ma o co się kłócić. „Bolek” to „Bolek” – niestety.
Co prawda autor w niektórych rozdziałach wraca do lat 70, poruszając np. sprawę agenta „sierż. Kobrzyńskiego” (czy był nim Lech Wałęsa?), lub inne wątki, jednak najciekawsze sprawy (że pozwolę sobie na subiektywną opinię) dotyczą oczywiście lat 80 i czasów prezydentury. Widzimy tu byłego przewodniczącego w dwuznacznych sytuacjach, nie raz wykonującego dziwaczne posunięcia, plotącego nieprawdopodobne głupoty, często obiektywnie szkodliwe dla Polski. Otaczająca go wówczas świta skwapliwie i szybko tłumaczyła te jego niezborne, tryskające intelektualną biedą krętactwa na język komunikacji, co wówczas w atmosferze przesiąkniętej emocjami wynikającymi z politycznego przełomu łatwo mu przechodziło. Tak naprawdę, dopiero dziś, gdy ze spokojem czytamy cytaty z tamtego historycznego czasu można zauważyć, że ten człowiek nigdy nie powinien zajść tak daleko. Sam się odsłonił, gdy dopadł internetowe media społecznościowe, gdzie publikuje tak niedorzeczne wpisy, że żenujące jest ich czytanie.
Pietrzyk „nie ma litości” dla Wałęsy ale też niczego „nie podkolorowuje”, mało interpretuje, raczej stawia pytania, wykazuje ewidentne błędy, manipulacje – także współpracowników byłego przewodniczącego związku. Gdybyśmy zostawili kwestie polityczne i skupili się tylko na tym w jaki sposób Wałęsa prowadził związek w czasie od stanu wojennego do momentu, gdy został prezydentem RP, to można dojść do zaskakującego wniosku, że „Solidarność” przetrwała ten trudny czas… wbrew jego woli. Pietrzyk to udowadnia przytoczonymi gęsto faktami, zwłaszcza w rozdziałach: „Internowanie bzy wielkie wakacje”, „Dlaczego nie reaktywował pierwszej Solidarności?” , „Gwizdy i taczki”. Jest mnóstwo relacji i dowodów (przytoczonych w książce), że Wielki Elektryk pełniąc funkcję przewodniczącego związku prowadził dyskretne rozmowy (utrzymywał kontakt?) z władzami PRL, o czym Komisja Krajowa (jej zdecydowana większość) nie miała zielonego pojęcia. Wychodzi to zwłaszcza z lektury dwóch rozdziałów: „Niejawne relacje z obozem władzy w latach 1980-1981” i „Wzajemna pomoc władz PRL i Lecha Wałęsy w latach 1980-1981”. Dla mnie jako człowieka, który dość dobrze pamięta tamten czas relacje Pietrzyka niemal szokują i… denerwują.
Są też w tej książce momenty, gdy trudno powstrzymać śmiech. Zazwyczaj jest to przy okazji odczytywania „złotych myśli” Wałęsy od których roi się na kartach dzieła Pietrzyka. Tam znajdziecie wytłumaczenie zwrotu „potomek cezarów”, ale też wiele innych pokracznych, kuriozalnych „strzałów” – „
Musicie ciągle główkować, jak zarobić pieniądze. Naciskajcie swoich szefów niech pozwolą wam remontować grabie, czy widły, czy cokolwiek innego (do robotników FSIO w Warszawie w 1994 roku).
Dalej… dalej trzeba po prostu przeczytać dzieło mrówczej pracy doktora Mirosława Pietrzyka, a pójdzie nam to z pewnością łatwo, z zainteresowaniem (jak poprzednie książki autora) , samorodnie tworząc refleksje. „Z jednej strony Wałęsa na zawsze pozostanie charyzmatycznym przywódcą strajku w sierpniu 1980 roku, a następni9oe przewodniczącym „Solidarności”” – pisze dr Pietrzyk. – „Wiadomo natomiast na pewno, ze jego działania w III RP były prawie wyłącznie destrukcyjne i nikt tak bardzo nie przyczynił się do ruiny mitu jak on”.
Trudno się nie zgodzić. I na koniec parę wersów autorstwa Ernesta Brylla, które Mirosław Pietrzyk umieścił na początku książki. Do tej konkretnej sytuacji mają moc:
Ten, który skrzywdził człowieka prostego
Wynajdzie rymopisów, co wszystko wymażą
I historyka w dowodach zręcznego
Który wyrzeźbi dzieje z tak dostojną twarzą
Jak nigdy jeszcze w dziejach nie bywało.
Mirosław Pietrzyk „Elektryk, prezydent, potomek cezarów”. Wydawca: Instytut Wydawniczy „Świadectwo”, Bydgoszcz. Stron 412, okładka kolor sztywna foliowana, ilustracje czarno-białe. Pytajcie w księgarniach regionu.
text&fotopiotrgrążawski