Jonak (41-1-2, 21 KO), były młodzieżowy mistrz WBC, przed walką zapowiadał głośno, że tym razem będzie inaczej (poprzednie dwie walki z tym przeciwnikiem – I Robinson (26-5-2, 7 KO) – minimalnie przegrał na punkty) i było. Wygrał wyraźnie.
– Do starej hali, która tu stała, przyprowadziła mnie matka. Gdy teraz Robinson znów wypluje ochraniacz na zęby, to nie będę już okazywał miłosierdzia i będę go bił, dopóki sędzia nas nie rozdzieli. Poza tym, muszę bardziej uruchomić lewą rękę – odgrażała się „Śląska Bestia”. W Tymex Boxing Night 21 „Śląskie Uderzenie” na dystansie ośmiu rund po trzy minuty jednogłośnie lepszy w werdykcie punktujących okazał się Jonak. Jednogłośnie. Po obiecującej pierwszej odsłonie, w drugiej „Animal” pierwszy raz został boleśnie trafiony sierpowym Jonaka. To zamroczyło rywala, nie obyło się bez knock-downu. Faworyt publiczności zaczął śmielej atakować. Kilka razy trafił prostym, choć w międzyczasie starał się „luzować” prawą rękę, prawdopodobnie wcześniej kontuzjowaną. Robinson odpowiadał, choć po drodze… rzeczywiście doszło do wyplucia ochraniacza. Bijatyka się rozkręcała. Brytyjczyk zaczął się rozpędzać, szukał ciosów na wątrobę. Musiał, bo na półmetku przegrywał 36:39. Im dłużej trwało starcie, tym lepiej wyglądał. „Bestia” słabła, ucierpiała także jego brew. Weteran ringów miał coraz mniej sił, dążył do klinczu, a doping „jesteś u siebie” słyszany z trybun robił się coraz bardziej nieśmiały. Żaden z bohaterów wieczoru nie zamierzał jednak odpuszczać. Na siódmą rundę Robinson zszedł z gigantyczną opuchlizną nad okiem. Ostatecznie nikt nie miał wątpliwości co do zwycięzcy pojedynku. Brawo Damian!

