Mamy to szczęście, że na terenie naszego – w sumie niezbyt wielkiego Regionu (tu mowa o jego terytorium) znajduje się mnóstwo miejsc wartych letniego zwiedzenia, ba, nawet przystanięcia aby nam zapatrzonym w kamienie Krakowa, czy piaski Egiptu dać chwilę na zapoznanie się z arcyciekawą historią, o której często nie mamy pojęcia, a która musi robić wrażenie. Zapraszamy do Inowrocławia.
Nie będę tu pisał o całym mieście – stolicy Północnych Kujaw, a dziś jedynie o małym jego fragmencie, czyli o romańskim kościele Najświętszej Maryi Panny kryjącym w swych murach nierozwiązaną zagadkę sprzed wieków.
W 1180 roku wnuk Bolesława Krzywoustego – ambitny, wykształcony, choć trochę gamoniowaty książę Leszek (znany też z tego, że przyparty długami sprzedał Krzyżakom Ziemię Michałowską, która potem weszła w skład komturii Brodnicy) zainicjował budowę kościoła. Jego miejsce wyznaczono na niewielkim wzgórzu przy dawnej osadzie targowej i warzelni soli. Niespotykana w budowlach jednonawowych szerokość korpusu może świadczyć, iż pierwotnie planowano wybudowanie okazałej trójnawowej świątyni, lecz możliwe, że zamiary te zmodyfikowano, ponieważ książę – główny fundator – „wyprztykał” się z pieniędzy (najpierw próbował przejąć księstwo gdańskie, a potem ruszył zbrojnie na swojego wuja – księcia dobrzyńskiego Siemowita).
Mimo wszystko, na początku XIII wieku kościół zbudowano. Wówczas stał przed granicami miasta i tak pozostało na długo, bo nawet gdy wznoszono mury obronne Inowrocławia, to nie znalazł się w ich obrębie. To także była jedna z przyczyn, że nie chronioną budowlę, przy lada wojnach kilkukrotnie niszczono. Na przykład w XVII wieku wojska króla szwedzkiego – arcyzłodzieja, rabusia – Karola Gustawa dwukrotnie przetoczyły się przez Inowrocław, doprowadzając świątynię do stanu ruiny. Upadek pogłębiła wojna północna w latach 1700-1721. Co prawda inowrocławianie wykorzystując fakt, że solidne kamienne mury przetrwały odtwarzali ją za każdym razem ale te czasem niefachowe rekonstrukcje doprowadziły w 1779 roku do katastrofy – zawaliła się ściana prezbiterium i sklepienie. Zadziwiające – ale spod zwałowiska wydobyto nietkniętą, nawet nie zadrapaną(!) cudowną, gotycką figurę „Uśmiechniętej Madonny i Dzieciątka Jezus”, stojącą do dziś w ołtarzu głównym. Wykonano ją gdzieś między 1370 a1380 rokiem z miękkiego, delikatnego lipowego drewna, zatem patrząc na zdarzenie tak po ludzku, to nie miała prawa przetrwać, a jednak… Czasem bezwzględne prawa fizyki ustępują przed mocą większą, niż możemy sobie wyobrazić…
Kolejne nieszczęście spadło w grudniu 1834 roku. Wówczas to kościół spłonął doszczętnie, zaś wypalone mury odtąd (do dziś) zaczęto nazywać „Ruiną”.
Ta straszliwie okaleczona budowla w dziwny sposób oddziaływała na otoczenie. Co bardziej romantyczna dusza znajdowała ją jako miejsce medytacji, ukojenia. Zachwycali się nią m.in. Julian Ursyn Niemcewicz, polski poeta, tłumacz, publicysta, lekarz, malarz i humorysta Ferdynand Chotomski, rysownik Kajetan Wincenty Kieśliński i inni, czasem uwieczniając jej mury w swoich dziełach.
Nie tylko owo wynikłe z następstw pożaru malownicze dziwactwo formy urzekało, bo wśród kamieni rannej budowli było jeszcze coś, mianowicie tajemnicze granitowe rzeźby i reliefy koszmarnych oblicz, dziwne znaki, symbole, wizerunki zwierząt(?), demonów(?)… Wmurowane przed wiekami przez budowniczych były w tych ścianach od początku, od zawsze, lecz nigdy nie miały tak dramatycznej aury, jak w otoczeniu tragicznej spalenizny, pośród ciszy martwej świątyni, w jeziorze cmentarnych krzyży przykościelnej nekropolii..
Pierwsi, którzy chcieli odgadnąć skąd i po co- twierdzili, że owe kamienne maszkary to wyobrażenia diabłów, wilkołaków i pogańskich bożków. Twierdzono, że pochodzą z pogańskiej świątyni jaka jeszcze w XII wieku miała stać niedaleko a umieszczono je na kościele katolickim by odpędzały złe moce.
Pochodzący z Inowrocławia poeta okresu Młodej Polski – Jan Kasprowicz tak wspominał ten kościół w latach swojej młodości: „Wzrosłem pośród twych ruin, ty starożytnym kościele (…) Grubo ciosane głowy bożków, z pogańskiej ponoć Kontyny, martwo patrzące na innych, wiodły ze mną rozhowor, którym przez długie lata pobrzmiewał mój nieudolny, samotny śpiew.”
Julian Ursyn Niemcewicz w swej „Podróży do Prus Królewskich w roku 1812” przyznawał:
„Przyznam się, że moja podróż do Inowrocławia podyktowana była całkiem innymi względami. Jechaliśmy z żoną spod posągu kamiennego Światowita, który króluje w krakowskim Muzeum Archeologicznym – ku sławnym kamiennym maskom, wmurowanym w ścianę romańskiego kościoła w Inowrocławiu. One były celem podróży.”
Dalej pisze tak:
„Nasłuchałem się mnóstwa rzeczy. Na temat masek niewiele: trzeba by je wyciągnąć z muru, obejrzeć z drugiej strony kamienne ciosy, próbować składać – czy aby stanowią fragment dawnego posągu?!”
Nasz sławny dramaturg, powieściopisarz, poeta, historyk, pamiętnikarz, publicysta, tłumacz ale i mason Wielkiej Loży Narodowej był święcie przekonany, że znajdzie w Inowrocławiu relikty przedchrześcijańskich kultów. Nie tylko on, bo hrabia Tytus Działyński absolutnie zauroczony „inowrocławskimi kamieniami” wystarał się o zgodę kurii archidiecezjalnej w Gnieźnie na… wyjęcie z murów dwóch kamiennych ciosów z płaskorzeźbami. Wyjął je i przeniósł do pałacu w Kórniku.
No cóż – nie ma żadnej pewności, że wyprowadził tylko dwa kamienie…
W popularnej wśród Polaków w Prusach gazecie -”Przyjaciel Ludu” z dnia 10 XII 1842 ukazał się artyukuł pt. Zapiski z podróży w inowrocławskie, w którym niejaki MW pisze:
„Kościół Panny Maryi w Inowrocławiu już był podobno od ś.p. X. Staszyca (Stanisław Staszic) zwiedzanym i opisanym, atoli nigdzie znaleźć nie mogłem śladów tego opisu, a od lat kilku nadaremnie starałem się zasięgnąć wiadomości o nim, szczęśliwym trafem w reszcie go zwiedzić mogłem, i znalazłem rzecz ciekawą, t. j. na lewej stronie kościoła sześć płaskorzeźb, które poczytywaćby można za jakie pogańskie pomniki, jako to miał uznać X. Staszyc. Wizerunki ich zaś, acz niedokładnie, nieumiejętną skreślone ręką, załączam; krzyż mnie zadziwia, albowiem nie ma on formy krzyża regularnego, a sposób ornamentowy, w jakim jest zrobiony nasuwają myśl, że może nie miał oznaczać symbolu wiary, lecz był tylko prostym ornamentem, rozetą; a w przedchrześcijańskich nawet pomnikach znajdują się podobne nieraz krzyże, użyte tylko geometryczną figurę. Może był wreście krzyż dorobiony w ów czas, gdy już kościół stawiano, aby nadać cechę religijną budowie. Lecz pominąwszy krzyż, jakżeż dziwne są trojakie głowy, na kamieniu wykute. Dwakroć powtarzana jak ta, która ma uszy nad czaszką osadzone, na dwóch kamieniach osadzonych przy samych drzwiczkach do kościoła. Myślałem zrazu, że jest jakim ornamentem średniowiecznym, jaki mi się widzieć zdarzało na kapitelach katedr magdeburskiej, kolońskiej, i wielu innych zabytkach starożytności, atoli drugie głowy, których rysunek załączam, wcale inny mają charakter. Niewiedzieć by nawet jak wytłumaczyć ową dziwną twarz z ustami niezmiernymi i brodą, jaka się znajduje na wierzchu kościoła, a której typ właściwy nie jest znajomy. Najdziwniejsza jest atoli głowa pokryta: sposób przykrycia przypomina różne dawne egipskie i arteckie rysunki, wcale nie podobne do średniowiecznych ornamentów. Już sama ta głowa służyć by poniekąd mogła za dowód starożytności przedchrześcijańskich tych pomników. Mąż obznajmiony z starożytnościami sztuki, któremu pokazałem rysunek tej głowy, twierdził, że ta czapka oznacza czapkę książęca, i że tak zrobione widział wizerunki dawnych naszych książąt. Wezwać przeto należy uczonych naszych archeologów do zdjęcia dokładnego rysunku i rozstrzygnięcia ważnej wątpliwości o pochodzeniu; dodaję przy tem, że krzyż, oraz obie głowy z uszami nad czaszką, wykonane są na różowym porfirze, głowa zaś z brodą i nieforemnemi ustami zdała mi się zrobiona z bazaltu, głowa pokryta z bazaltu lub szarego granitu. Wiadomą jest rzeczą, że pomiędzy kamieniami znajdują się prawie jedynie granity, czasem tylko porfiry i bazalty.
Kamienie zawierające tak dziwne rzeźby nie są bezpieczne, nawet jeden leżąc na wierzchu muru kościoła, mógłby każdego czasu stać się ofiarą chciwego archeologa; mogli by nam nawet zabrać je do gabinetu starożytności słowiańskich do Berlina, rzeczą więc jest wszystkich mieszczan, aby czuwali nad całością gruzów świątyni, oraz aby uzyskali wsparcie od ziomków i rządu do wyrestaurowania tego jedynego zabytku. (…)Jeszcze jedna jest ciekawość u tego kościoła, to jest: na prawej stronie na rogu kościoła o 10’ od ziemi, jest jeden granit ociosany, na którego środku została nieforemna bryła wielkości 5’ kształtu głowy ludzkiej. Zdało mi się zrazu, że to pozostawionem zostało przez kamieniarza na późniejsze wyciosanie płaskorzeźby, atoli pewien kupiec z Inowrocławia, P. M. Levy, równie światły jak uprzejmy, u którego zasięgałem wiadomości o ciekawościach okolicznych, zapewnił mnie, że podobny nieociosany kamień znajduje się w Kościelcu. Czy był jaki ku temu powód, czyli też przypadek to zrządził, zostawiam roztrząsaniu znawców.
Pogańskie pamiątki?… Symbole triumfującej wiary chrześcijańskiej, której zwolennicy u zarania Polski strzaskali granitowe bałwany, rozwalili wraże domy fałszywych bogów?…
Hymm… zgrabne, tyle, że ze współczesnych badań wiemy iż pogańscy Słowianie nie budowali swym bożkom kamiennych świątyń, no w każdym razie dotąd nie znaleziono śladów takowych.
Przed końcem XIX wieku, na skutek usilnych zabiegów i starań księdza Antoniego Laubitza postanowiono ponownie odbudować świątynię. W latach 1900-1901 przeprowadzono restaurację kościoła. Pieniądze na prace remontowe zebrali mieszkańcy Inowrocławia oraz okoliczni ziemianie, natomiast projektem restauracji zajął się zasłużony dla zachowania zabytków Wielkopolski i Kujaw niemiecki konserwator Juliusz Kohte.
Nie do końca utrzymano jej romańskiego ducha , ale po wielu perypetiach 25 sierpnia 1929 roku kościół NMP ponownie konsekrowano.
W czasie niemieckiej okupacji ziomki Johanna Wolfganga von Goethego, Friedricha Schillera, Immanuela Kanta uznali za stosowne zamienić kościół w …magazyn. Tego barbarzyństwa nie tłumaczy fakt, że akurat ich durne łby wypełniały tezy z książek arcyłotra -bandyty Alfreda Rosenberga. Lecz wkrótce wyszło, że to jeszcze nie jest najgorszy stan dla świątyni, bo oto pewnego mroźnego styczniowego dnia 1945 roku wtargnęła do Inowrocławia armia w kufajach, przy których wyczyny ordyńców Tuchaj-beja jawią się jak postępki rozwydrzonych chłopców.
Rzecz jasna kościół ponownie spłonął i jako ruina przez ponad 10 lat stał zamknięty. Na szczęście w latach 50. XX wieku przystąpiono do remontu. Przeprowadzono tzw. reromanizację (dokonano starannej odbudowy w ścisłym nawiązaniu do stylu w którym budowlę wzniesiono), zaś na 1000 lecie chrztu Polski (w 1966 roku) kościół ponownie oddano wiernym. W 2008 roku stał się bazyliką mniejszą.
Wjeżdżając do Inowrocławia od strony Torunia nie sposób przegapić miejsca, gdzie stoi charakterystyczny romański kościół pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny – mianowicie przy jeździe na wprost (w kierunku Poznania) zaraz za „Rondem Solidarności”, po prawej stronie. Jest w pobliżu wygodny parking.
Uważnie lustrując całą budowlę bez trudu odnajdziecie kamienie z tajemniczymi rzeźbami, rytami, znakami. Badacze od wieków próbują rozwiązać zagadkę tych przedstawień, odgadnąć ich sens, proweniencję. Może komuś się uda?
Piotr Grążawski
Post scriptum
W pobliży „Ruiny” mieszka nasz skarbnik ZR jednocześnie przewodniczący Oddziału NSZZ”S” Inowrocław Mariusz Kawczyński i to na tyle blisko, że zastygłe w kamieniu pogańskie(?) demony codzienne łypią na niego okiem, gdy tylko wychodzi z domu. Ale nie wyciągajmy z tego zbyt daleko idących wniosków, bo to nic nie znaczy…. Chyba nic…