Wybory w Polsce Ludowej w czerwcu 1989 r. były następstwem kontraktu zawartego przy Okrągłym Stole miedzy ówcześnie rządzącymi komunistami i ich sojusznikami (tzw. stroną rządowo-koalicyjną) i częścią opozycji antykomunistycznej (strona solidarnościowo-opozycyjna)
Zgodnie z ustaleniami okrągłego stołu wybory odbyły się 4 czerwca 1989 r. Władza liczyła, że szybki termin spowoduje, iż strona solidarnościowa nie zdoła przygotować kampanii wyborczej. Tymczasem w całym kraju zaczęły powstawać lokalne komitety obywatelskie „Solidarności”, które drukowały plakaty z kandydatami opozycji na posłów i senatorów, organizowały spotkania wyborcze w udostępnianych przez księży salkach, na które przychodziły dziesiątki osób. Opozycja otrzymała też prawo emisji audycji wyborczych w radiu i telewizji. 8 maja 1989 r. ukazał się pierwszy numer „Gazety Wyborczej”, dziennika strony solidarnościowej, kierowanego przez Adama Michnika. Wznowiono również wydawanie „Tygodnika Solidarność”.
W wyborach do sejmu ustalono 108 okręgów wyborczych. W każdym okręgu wybierano 2, 3, 4 lub 5 posłów. Na każdy mandat w okręgu głosowano na osobnej karcie do głosowania, a dodatkowo w każdym okręgu przynajmniej jedna lista musiała zawierać kandydatów bezpartyjnych (a więc w konsekwencji i jeden mandat). Kandydaci na poszczególnych listach byli ułożeni alfabetycznie. Mogły ich zgłaszać władze poszczególnych partii, władze organizacji społecznych i zawodowych o zasięgu ogólnokrajowym, a także grupy co najmniej 3 tys. wyborców z danego okręgu.
Dodatkowo, w wyborach do sejmu powołano ogólnopolską, krajową listę wyborczą, z której miało być wybranych 35 posłów. W założeniu lista miała pomóc dostać się do sejmu partyjnym przywódcom. Na liście krajowej nie było kandydatów z „Solidarności”, mimo złożonej przy Okrągłym Stole propozycji ze strony władz PRL. Opozycja nie chciała pokazywać się na jednej liście razem z kandydatami rządzącej koalicji. Głosowanie w wyborach odbywało się na zasadzie skreślania kandydatów, na których wyborca nie chciał oddawać głosu. Głosowanie „za” danym kandydatem następowało poprzez nieskreślenie jego nazwiska na liście. Jeśli ktoś oddał pusty głos, to oznaczało, ze zagłosowł za wszystkimi umieszczonymi na niej osobami. Można było również skreślić wszystkie nazwiska i głos nadal pozostawał ważny. Żeby dostać się do sejmu z list w poszczególnych okręgach należało otrzymać więcej niż połowę ważnych głosów w pierwszej turze. W przypadku braku uzyskania takiej większości przewidziano powtórne głosowanie z udziałem dwóch kandydatów z kolejno najwyższą liczbą głosów. W drugiej turze mandat dostawała osoba z wyższą liczbą głosów, bez wymogu uzyskania bezwzględnej większości głosów ważnych. Z kolei w przypadku listy krajowej ordynacja wyborcza nie zawierała żadnych przepisów na wypadek gdyby cześć miejsc nie została w ogóle obsadzona w pierwszej turze. Komuniści byli pewni, że bez problemu zdobędą wymaganą liczbę głosów i do sejmu po prostu dostanie się 35 zgłoszonych na liście kandydatów… Tymczasem właśnie wyniki głosowania na listę krajową najbardziej zaskoczyły obserwatorów. Z ogólnopolskiej listy do sejmu dostało się tylko dwóch kandydatów komunistycznej koalicji, bo duża cześć wyborców skreśliła wszystkich kandydatów z listy. W ten sposób do parlamentu nie dostali się m.in. premier Mieczysław Rakowski, ministrowie Czesław Kiszczak i Florian Siwicki, członkowie Biura Politycznego KC PZPR, czy liderzy SD i ZSL. Pierwsza tura wyborów z 4 czerwca 1989 r. przyniosła zwycięstwo kandydatów Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”. Strona opozycyjna zdobyła 160 na 161 możliwych do zdobycia mandatów poselskich oraz 92 ze wszystkich stu mandatów senatorskich. Taki spektakularny wynik pokazał niezbicie, że społeczeństwo ma dosyć dotychczasowego systemu. Komuniści ponieśli sromotną porażkę. Jedynie dwóch kandydatów z tzw. listy krajowej (35 osób z PZPR i jej koalicjantów) uzyskało wymagane poparcie, czyli ponad 50 proc. ważnych głosów. Co ciekawe wynikami pierwszej tury głosowania zaskoczeni byli zarówno liderzy obozu władzy, jak i strony opozycyjno-solidarnościowej.Ordynacja nie przewidywała możliwości ponownego startu w drugiej turze wyborów kandydatów władzy z listy krajowej, którzy nie uzyskali wymaganej liczby głosów w pierwszej turze. Jednak za zgodą strony solidarnościowej Rada Państwa wydała 12 czerwca 1989 r. dekret zmieniający ordynację wyborczą, który przewidywał przekazanie 33 mandatów z listy krajowej do okręgów i obsadzenie ich w drugiej turze wyborów. Odbyła się ona 18 czerwca z bardzo małą frekwencją. „Solidarność” zdobyła jeden brakujący jej mandat poselski oraz kolejne siedem z ośmiu pozostałych do obsadzenia w Senacie.
Nie były to wybory wolne i demokratyczne. Kontrakt dotyczył sposobu przeprowadzenia wyborów oraz procentowego podziału mandatów dla stron, uczestników porozumienia.
Dla komunistów to była normalna sprawa, ponieważ rozstrzyganie wyborów jeszcze przed głosowaniem stanowiło zasadę i kanon ich rządzenia, jednak zastosowanie tak ordynarnego makiawelicznego przekrętu jakim była zmiana ordynacji wyborczej w trakcie wyborów, tuż po pierwszej turze (gdy ewidentnie wyszło, że nie ma gwarancji umówionego wyniku), no… to było coś obrzydliwie specjalnego, nieznanego nawet w czasie stalinowskiej dyktatury.
8 czerwca 1989 r. zmieniono ordynację wyborczą tak, aby lista krajowa, na której byli komuniści, miała swoich reprezentantów w parlamencie.
Od razu, u zarania Nowych Czasów wolne głosowanie Polaków w tej części zostało skorygowane przez tych, którzy „wiedzieli lepiej”, znali „rację stanu”, „konieczność dziejową” w następstwie czego ten „grzech pierworodny” legł u podstaw III Rzeczypospolitej, a w tło działań politycznych wrosło przekonanie, że w imię „słusznych racji politycznych” można manipulować prawem.
Redaktor