Już w ubiegłym (też „covidowym”) roku, według szacunkowych danych Toruń odwiedziło tylko 900 tysięcy turystów, co było prawie katastrofą, ponieważ do miasta nie wpłynęło co najmniej ponad 20 milionów zł, zaś firmy i ci, którzy obsługują dotąd dochodowy ruch turystyczny ledwo zipali. Jednak prawdziwym dopustem jest ten rok, ponieważ z branży uciekło wielu doświadczonych pracowników. Trudno to będzie odbudować nie tylko w Toruniu…
Szymon Wiśniewski, dyrektor Ośrodka Informacji Turystycznej w Toruniu w wypowiedzi m.in. dla Radia PIK potwierdził, że branża turystyczna w Toruniu straciła miliony złotych.
– Turystyka szkolna to okres od Wielkanocy do 20 czerwca. Przynajmniej 20 milionów złotych uciekło nam w zeszłym roku z rynku. Drugi istotny element to turysta zagraniczny. Jest tak, jak kiedyś klasyk w filmie powiedział: turysta zagraniczny jest lepszy, bo wydaje więcej pieniędzy. To oczywista oczywistość. Straciliśmy tysiące grup, które odwiedzały Toruń w ciągu roku. Setki grup, które nocowały w obiektach Torunia, nie pojawiły się w mieście. Spadek szacujemy na ok. 80 procent.
Na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych można było zauważyć spadek wartości akcji firm zajmujących się organizacją imprez turystycznych jeszcze przed zamrożeniem gospodarki. Rynek jakby coś czuł niedobrego. Wówczas latem mniej więcej w co trzeciej firmie rozważano zawieszenie lub zamknięcie działalności, natomiast w 16% – dalsze ograniczenie zakresu świadczonych usług. Pracownicy średnio co czwartej firmy (29%) nie potrafili określić, jakie są plany dotyczące jej dalszego funkcjonowania! …. „:będziemy szyć pliwi uciekali z branży – czemu trudno się dziwić. Kolejna fala odejść zaznaczyła się późną jesienią, gdy nadeszła kolejna fala wirusa i widać było, że ograniczenia w przemieszczaniu się ludzi będą podstawową bronią na całym świecie. Czyli dla turystyki to kolejne straty. Rządowe dotacje, pieniądze z kolejnych tarcz zapewniały jakieś przetrwanie, tyle, że kucharz z dobrej toruńskiej restauracji, zarabiający w normalnym sezonie ponad osiem tysięcy (wiem o czym piszę, ponieważ znam paru) nie będzie stał bezczynnie za dwa tysiaki. Raczej pójdzie do wycinki lasu – byle utrzymać choćby zbliżony poziom dochodu.
Dziś nawet trudno w przybliżeniu oszacować ile firm obsługi ruchu turystycznego jest w stanie „ruszyć od zaraz” z pełnym zakresem usług. Raczej niezbyt wiele, ponieważ „nie ma kim”. Właściciel sporego hotelu nad jednym z brodnickich jezior już wie, że nie będzie dobrze ze względu na brak wykwalifikowanych, a przede wszystkim – doświadczonych pracowników.
Trudno – stwierdził – Będziemy z nową załogą tak to organizowali, żeby klienci byli zadowoleni, tylko niech już rząd odmrozi turystykę!
Red.