Po tym, gdy w świat poszła radosna wiadomość, że zgromadzenie sędziów Sądu Najwyższego po 17 godzinach(!) burzliwych obrad dokonało wyboru… komisji skrutacyjnej zadzwoniło do ZR paru naszych liderów związkowych z zapytaniem o co chodzi i czy to nie jest jakaś „fejkowa sprawa”.
Dlaczego zadzwonili – o tym za chwilę, a teraz przypomnę, że sędziowie mają wybrać pięciu kandydatów, spośród których prezydent Andrzej Duda wskaże prezesa SN. Oczywiście – związkowcom aż grzech takie sprawy przypominać, ale na wszelki wypadek – aby ustalić wynik wyborów należy uprzednio powołać komisję skrutacyjną. (od łac.scrutari – sprawdzać, badać, śledzić, szperać, obliczać), której zadaniem jest policzenie głosów oddawanych za, przeciw lub wstrzymujących się podczas głosowań.Nie jest to tylko specyfika zebrań związkowych, lecz powszechnie przyjęta praktyka zebrań różnych organizacji demokratycznych, gdzie przewiduje się głosowanie, zbiorowe podejmowanie decyzji.Z własnego doświadczenia wiemy, że nie ma jakichś nadzwyczajnych wymagań od kandydata na członka komisji skrutacyjnej (pisanie i liczenie w zakresie podstawowym), zazwyczaj wybierany go spośród grona uczestników zgromadzenia i przynajmniej ten, który go zgłasza ma do niego zaufanie, ale najczęściej jest osobą znaną szerszemu ogółowi. Jedyną przeszkodą dla kandydata na członka komisji skrutacyjnej jest zastrzeżenie, że nie może jednocześnie kandydować w wyborach (przyjętą bowiem powszechnie zasadą jest to, że osoba kandydująca nie może uczestniczyć w obliczaniu głosów za i przeciw swej kandydaturze), a jeżeli już dał się wybrać do ks i w „międzyczasie przemyślał”, że jednak będzie kandydował, to musi się zrzec funkcji w ks.Podczas naszych zebrań (niezależnie czy komisji zakładowej, czy Zarządu Regionu, lub Walnego Zebrania Delegatów) wybór komisji skrutacyjnej najczęściej nie zabiera więcej czasu, niż kilka minut. Ustalamy liczebność komisji, przyjmujemy zgłoszenia „z sali”, głosowanie i wybrane ciało zaczyna pracę…Prosta czynność, właściwie zawsze bez historii, komentarzy, emocji. Coś, co robi się z automatu, bo zebranie musi tak być ukonstytuowane i tyle. Zresztą podobnie jest w zdecydowanej większości organizacji, stowarzyszeń itd.Gdyby to NSZZ”S” miała wyłonić na jakimś swoim zebraniu 5 kandydatów ze 100, to przy założeniu, że decyduje zwykła większość (5 kolejnych wyników) sprawa by była przeprowadzona błyskawicznie. Gdyby podniesiono wymagania do tego, ze wybrani muszą osiągać pułap głosów (np. 50+1), to zapewne ustalono by ilość tur głosowania i tyle. Też by poszło „do obiadu”. Proste….Jednak sędziom coś „nie pykło” – dokonali wyboru komisji skrutacyjnej po trzech dniach obradowania (w sumie 17 godzin), po zażartych walkach frakcji,przetoczeniu „uczonych” dysput i swarów o… niczym, zadając momentami żenujące pytania (cytat -„…co znaczy kółko przy nazwisku, bo mam, swój wiek”).Dlaczego to obeszło naszych związkowych liderów? Ano z troski. Niestety działalność związku zawodowego często zahacza o sądy: raz my pozywamy, raz nas pozywają, stąd kondycja i praktyczne, podnoszące zaufanie umiejętności tych, którzy rozstrzygają ważne życiowo sprawy jest dla nas bardzo istotna. Jeżeli widzimy, że znaczna grupa arbitrów nie radzi sobie z prostymi mechanizmami demokracji, dorabia do nich jakąś wydumaną ideologię, nie rozumie prostych poleceń i instrukcji, to niby jak się mamy czuć, wiedząc o tym, że ten sam człowiek- jutro – swoim bezrozumnym niesprawiedliwym wyrokiem może nas zrujnować? Pozostaje jeszcze wiara w to, że odpowiednie osoby decyzyjne w państwie zdołają swoimi działaniami doprowadzić do naprawy tej niezwykle ważnej, wrażliwej dziedziny życia społecznego, zaś my wszyscy – członkowie związku- doceńmy fakt, że dość często przychodzi nam stosować w praktyce demokratyczne procedury, aż niektóre przechodzą w nawyk. Dobrze, bo wyobrażacie sobie zebranie delegatów Regionu, gdzie przez 17 godzin wybieralibyśmy komisję skrutacyjną?
Redaktor