Zarząd Regionu Toruńsko-Włocławskiego NSZZ "Solidarność", ul. Piekary 35/39, 87-100 Toruń
tel. 56 622 41 52, 56 622 45 75, e-mail: torun@solidarnosc.org.pl

TRYUMF KRUSZWICY

czwartek, 27 Grudzień, 2018

100 lat niepodległości

O tym jak Kruszwica wywalczyła drogę do Polski

Wśród wielu wiekowych miast i miasteczek położonych na terenie działania naszego Regionu Solidarności Kruszwica stanowi dość szczególne miejsce, ponieważ mamy tu kilka dobrze zorganizowanych komisji zakładowych, zaś sama okolica emanuje na znaczny obszar Polski swoją wielką historią, legendą, kujawską gwarą, a w końcu gospodarką.

Choć położone na północnym brzegu jeziora Gopło miasto nie jest jakimś przesadnie wielkim ośrodkiem (liczy niecałe 10 tysięcy mieszkańców), to jednak silna świadomość narodowa, ba – patriotyzm jej obywateli sprawiły, że od dziesiątków lat na politycznych mapach Kujaw jest ważnym punktem. Tak też było 100 lat temu, u zarania odzyskiwanej przez Polskę niepodległości. Wprawdzie w listopadzie 1918 roku Kruszwicę – podobnie jak Pomorze i znaczną część Kujaw czy Wielkopolski – pozostawiono w składzie Prus, decyzję o jej losie cedując „na później”, gdy miały zostać dokończone powojenne międzypaństwowe układy, badania, plebiscyty. Jednak sami kruszwiczanie ani myśleli bezczynnie czekać na werdykt mocarzy ówczesnego świata – postanowili się zorganizować i czekać na odpowiedni moment.

Początek nie wyglądał obiecująco. Gdy jesienią, po przegranej wojnie światowej w Niemczech błyskawicznie rozszerzyła się rewolucja i jak grzyby po deszczu powstawały przejmujące władzę rady robotników i żołnierzy, zajęci pracą organizacyjną w środowiskach polskich (głównie formacjami Sokoła) patrioci z Kruszwicy trochę przegapili (albo nie docenili) ten moment, w efekcie czego rada w tym mieście złożyła się z samych Niemców. Do tego stopnia, że nawet koloniści niemieccy z okolicznych wsi przystąpili do buntowniczych struktur. To na razie nie spowodowało poważniejszych konfliktów między mieszkańcami, a sami tutejsi Niemcy – zapewne zdając sobie sprawę z siły polskiego żywiołu, zmienionej sytuacji międzynarodowej – zachowywali się dość powściągliwie.

Dość niespodziewanie na początku grudnia 1918 roku do miasta wkroczył silny (600 żołnierzy) oddział Grenzschutzu pod dowództwem kapitana Conacka i natychmiast obsadził pobliską granicę z Polską. Sam dowódca batalionu, wraz z 200 żołnierzami zakwaterował w mieście. Zaskoczeni Polacy postanowili zareagować natychmiast, tworząc obok Sokoła paramilitarną organizację byłych żołnierzy frontowych. Dokonano tego błyskawicznie, ponieważ do miasta przybywało coraz więcej Polaków zwolnionych (lub zbiegłych) z rozbitych armii pruskich. Postanowiono nawet przeprowadzić demonstrację siły. Naprędce wymyślono pretekst, a miała nim być msza dziękczynna za szczęśliwy powrót z frontu. Wyznaczonego dnia na kruszwickim rynku zebrało się ponad 500 polskich wiarusów z przypiętymi biało-czerwonymi kokardami i prowokacyjnie oddało się pod dowództwo oberleutnanta (porucznika) Czesława Prusinowskiego – jedynego oficera Polaka. Ten rozkazał uformować szyk defiladowy, na którego czele stanął poczet sztandarowy dzierżący sztandar Sokoła i tak pomaszerowali do kolegiaty na nabożeństwo. Rzecz jasna demonstracja wywołała wielki niepokój u Niemców, a kapitan Contack rozkazał przeprowadzenie śledztwa, wraz z nakazem obserwacji oczywistych podejrzanych o wrogą robotę.

Tymczasem 27 grudnia 1918 roku dotarły do miasta wieści o wybuchu i pomyślnym przebiegu walk powstańczych w sąsiedniej Wielkopolsce. W tej sytuacji, trochę zaskoczeni polscy spiskowcy postanowili jak najszybciej opracować plan rozbrojenia tutejszego garnizonu, co równało się z przystąpieniem do powstania. Ustalono, że stanie się to 2 stycznia, wieczorem, zaś sygnałem będzie płonący wielki stóg słomy w pobliskich Łagiewnikach. Rzecz jasna kapitan Contack nie mógł nie zauważyć wzrostu napięcia, tym bardziej, że właśnie błyskawicznie rozeszła się informacja o zbrojnej akcji Polaków w Gnieźnie i Mogilnie. Prawdopodobnie zdał sobie sprawę, że w wypadku podobnej rebelii w Kruszwicy czeka go ciężka przeprawa, toteż postanowił zadbać o dozbrojenie oddziału, którym dowodził, aby móc tym skuteczniej przeprowadzić ewentualną kontrakcję. Ponieważ ewidentnie czas naglił, toteż aby powiadomić komendę wojskową w Bydgoszczy sięgnął po środki najprostsze, choć niekoniecznie bezpieczne – chwycił za telefon i zadzwonił do dowództwa żądając natychmiastowego wsparcia. Doświadczony oficer najwyraźniej zdawał sobie sprawę, że sięgając po telefon naraża się na podsłuch, ponieważ użył dość oryginalnego – choć znanego wielu ówczesnym żołnierzom kamuflażu, a mianowicie wnosił o natychmiastową przesyłkę „grochu i fasoli” (Sofort nach Kruschwitz Erbsen und Bohnen Zuschicken), co oznaczało amunicję.

Tyle, że jego żądanie podsłuchała polska telefonistka z Kruszwicy nazwiskiem Aniela Stiller (Stylo), która zaraz porzuciła centralę, by powiadomić o tym fakcie polskich liderów. Ci, zgromadzeni w hotelu Delaszyńskiego po krótkiej naradzie postanowili zablefować i wybrali czteroosobową delegację (Sołtysik, Czosnowski, Pelz, Burchard) która około godziny 20 udała się do kapitana Contacka, aby zaprosić go na zebranie do hotelu, żeby wyjaśnił co zamierza. Oficer nie od razu przyjął zaproszenie, ale w końcu uległ.

Na widok wzburzonych Polaków zaczął kręcić, uspokajać, że nic nadzwyczajnego się nie dzieje, nic nie wie o transporcie amunicji i nie ma żadnych złych zamiarów. W międzyczasie, około godziny 21 na bocznicę kruszwickiego dworca kolejowego wtoczył się pociąg z trzema wagonami amunicji dla Grenzschutzu. Eskortowało go ośmiu dobrze uzbrojonych konwojentów. Być może, ten fakt nie od razu by wyszedł na jaw, ale traf chciał, że niemal równolegle jeden ze spiskowców – Ksawery Piotrowski wraz z innymi zatrzymał żołnierza Grenzschutzu, który wyjawił, iż jest wydany rozkaz „dokonania przygotowań do rozładowania wagonów z amunicją”. Piotrowski natychmiast zaniósł tę niepokojącą wiadomość do hotelu. Wstrząsnęła ona zebranymi, jednak, ponieważ kapitan Contack nadal próbował ją lekceważyć to porucznik Prusinowski wspierany przez Sołtysika złożył kapitanowi „stanowczą propozycję” udania się na dworzec, aby na miejscu sprawdzić co zawierają wagony.

Contack zdając sobie sprawę, że opór może do reszty rozdrażnić Polaków przystał na to. Po drodze przez pogrążone w ciemnościach miasto, niedaleko dworca kolejowego natknęli się na żołnierzy z ochrony pociągu, którzy wyszli sprawdzić co dzieje się w okolicach strzeżonego transportu. Według relacji nieco spanikowani Niemcy nie mogąc z daleka rozpoznać kto się zbliża przeładowali broń i kto wie, czy gdyby kapitan Contack nie odezwał się, to by nie otworzyli ognia. Zdezorientowani sytuacją dali się rozbroić bez oporu, po czym odprowadzono ich pod strażą do hotelu Daleszyńskiego, zaś rozzuchwalony sukcesem Prusinowski zażądał od kapitana Contacka, aby wezwał Grenzschutz kwaterujący w pobliskiej szkole do złożenia broni. Niemiecki oficer widząc beznadziejność sytuacji wydał taki rozkaz, co zresztą pewnie ocaliło życie wielu jego żołnierzy, ponieważ wyszło, że nic nie wiedzieli o mającym przybyć pociągu i zdecydowana większość z nich, z odłożoną na stojaki bronią, nieświadoma dramatycznych wydarzeń wylegiwała się na pryczach odziana jedynie w kalesony, kompletnie nie gotowa do ewentualnej walki.

Po tym rebelianci wydzielili grupę mającą opanować wciąż stojący na bocznicy niemiecki pociąg. Tymczasem jego obsługa odpięła już dwa wagony i w najlepsze je rozładowywała, lecz widząc nadchodzących zorganizowaną grupą Polaków błyskawicznie porzuciła zajęcie, wskoczyła do tego wciąż podczepionego, dała całą parę na kocioł lokomotywy, po czym chaotycznie wygarniając z karabinów pomknęła w kierunku Strzelna. Któraś z ich kul sięgnęła młodego 15 letniego harcerza Marcina Tymkowskiego, raniąc go w płuco. Pozostali powstańcy rozgrzani strzelaniną szybko, choć nie bez oporu ze strony niemieckiej obsady opanowali zabudowania dworca. Natychmiast wszystkie newralgiczne stanowiska przejęli Polacy. Ponieważ przypuszczano, że niemieccy urzędnicy kolejowi zdołali powiadomić pruską komendę o polskiej rebelii, to na rozkaz ppor. Prusinowskiego robotnicy kolejowi rozebrali na wysokości Rożniat część toru, co na razie skutecznie zabezpieczało przed ewentualną wrogą odsieczą. Zdobytą amunicję, przy pomocy furmanek przewieziono do zabudowań Daleszyńskiego, gdzie już wcześniej Polacy gromadzili broń. Niejako „przy okazji” opanowano Urząd Pocztowo-Telefoniczny wyrzucając stamtąd Niemców. Przy badaniu stanu linii telefonicznych wyszło, że Urząd Pocztowy w Strzelnie też jest już opanowany przez powstańców, w związku z tym powiadomiono ich, że pędzi w tamtą stronę stronę pruska lokomotywa z wagonem wyładowanym amunicją strzelecką. Takiego prezentu strzelczanie przegapić nie mogli – zgarnęli ją bez jednego wystrzału…

Te wszystkie wydarzenia – choć chaotyczne – sprawiły, że właściwie nie było już odwrotu; Kruszwiccy Polacy przystąpili czynnie do powstania wielkopolskiego. Jeszcze tej samej nocy bez rozlewu krwi opanowano wszystkie gmachy publiczne, a w pobliskich Łagiewnikach podpalono wielki stóg słomy, co było umówionym sygnałem powstańczym dla okolic. Rzeczywiście, chwilę później rozbrojono posterunki Grenzschutzu w Jerzycach, Chełmicach, Paprosie i innych, zaś do miasta – jeszcze nocą – z różnych stron zaczęły ściągać oddziały młodych mężczyzn. Rano, na rynku w Kruszwicy stał już ponad 600 osobowy tłum powstańców z okolic. Wprawdzie ich uzbrojenie przedstawiało widok dość osobliwy, ponieważ mało kto miał jakąś broń palną, za to wielu dzierżyło kosy, cepy, widły, a nawet kije, tym niemiej duch był wspaniały… 3 stycznia 1919 roku, w piątek uroczyście zawieszono na Mysiej Wieży wielką narodową flagę, zwiastującą okolicy powrót Kruszwicy do zmartwychwstałej Polski. Komendantem miasta i głównodowodzącym wybrano porucznika Czesława Prusinowskiego. Zgromadzonych w mieście powstańców podzielono na trzy oddziały, którymi dowodzili: Wacław Sołtysiak (kwatermistrz całości), Ignacy Nowak, Franciszek Nowicki, Stanisław Molenda, zaś staremu weteranowi Drawińskiemu powierzono dowództwo kompanii karabinów maszynowych. Oddziały dozbrojono w zdobytą na dworcu i w mieście broń, a były to 3 lekkie i dwa ciężkie karabiny maszynowe, ponad 600 karabinów piechoty, granaty, bagnety, mundury, kuchnie polowe, wozy, 18 koni i kilka asortymentów wyposażenia ogólnego.

Do miasta dotarły rozkazy dowództwa powstania o konieczności odbicia Inowrocławia z rąk pruskich. Oczekiwano tego z ochotą, lecz zdawano sobie sprawę z faktu, że stolicę Kujaw Zachodnich obsadza silny garnizon niemiecki 140 pułku piechoty mjr. Grollmana, toteż należało poczekać na zebranie większej liczby oddziałów. Już następnego dnia wkroczyły do Kruszwicy uzbrojone po zęby oddziały powstańców ze Strzelna i Witkowa dowodzone przez dzielnego ppor. Pawła Cymsa (wyróżnił się przy zdobywaniu Inowrocławia), jednocześnie kolejka cukrowni kruszwickiej zwiozła operujące w terenie, a kwaterujące w Piotrkowie i Radziejowie Kujawskim dwie kompanie legionów. 5 stycznia 1919 roku rano, ta cała armia wyruszyła oswobodzić Inowrocław…

Piotr Grążawski

Fot od góry: gdzieś na froncie powstania , niżej – dawny widok Kruszwicy, niżej – dawny (spalony w 1939 roku) dworzec kolejowy Kruszwicy