O TYM JAK ZOMO ZDOBYŁO SIEDZIBĘ TORUŃSKIEJ SOLIDARNOŚCI
I WYGRAŁO BITWĘ Z …AMERYKAŃSKIM SEREM
Już jesienią 1980 roku władza podjęła przygotowania do rozprawy z „Solidarnością”, choć tak naprawdę machina ruszyła od lutego 1981r. Oczywiście nie wszystkie jej tryby od razu miały świadomość tego, że to będzie stan wojenny, ale uczestnicy- pionki manewrów wkrótce musieli nabrać pewności, że uczestniczą w przygotowaniach do co najmniej szerokiej akcji represyjnej. Nie inaczej było w województwie toruńskim, gdzie w drugiej połowie 1981roku służby bezpieczeństwa miały opracowany gotowy plan ataku na toruńską siedzibę Zarządu Regionu i biura Podregionów w Grudziądzu, Brodnicy, Nowym Mieście, Golubiu-Dobrzyniu, Chełmży, Kowalewie, Wąbrzeźnie, Łasinie, Chełmnie. Akcja nosiła pseudonim „Skorpion”.12 grudnia 1981r, w sobotę, około godz. 16. Komenda Wojewódzka Milicji Obywatelskiej i Służba Bezpieczeństwa zostały postawione w stan alarmu. Wszystkim funkcjonariuszom ZOMO przebywającym na przepustkach nakazano natychmiastowy powrót do koszar. Wycofano z miasta większość patroli, ściągano do jednostek całą kadrę zawodową. Jednocześnie pod siedzibą Zarządu Regionu NSZZ”S” przy ul. Mickiewicza, a także NSZZ”S”RI przy ul. Prostej i pod budynkiem „Cukrowni Toruńskich” (gdzie trwał strajk rolników) pojawiło się więcej tajniaków niż zwykle. Już około godz. 21 zaczęła ewidentnie rwac się łączność. Mój kolega – Stanisław M. pracujący wtedy na dyżurze w obsłudze technicznej dużej, miejskiej centrali telefonicznej wspomina, że mniej więcej o tej porze do budynku wpadło kilku SB-ków; przedłożyli szefowi centrali jakieś papiery i mimo początkowych protestów techników, to oni od tej pory przejęli zarządzanie wyłączając poszczególne linie abonenckie, aż do ich zupełnego „położenia”, co nastąpiło około godziny 23.
Tymczasem przed 21.30 ostatni pracownik opuścił siedzibę Zarządu Regionu, zostawiając włączony telefax (kto dziś pamięta, jak to działało?) na którym „schodziły” ostatnie komunikaty z obrad Komisji Krajowej w Stoczni Gdańskiej (m.in. potwierdzono decyzję z Radomia o strajku generalnym w razie wprowadzenia stanu wyjątkowego). Zaraz po przerwaniu łączności teleksowo- telefonicznej (godz. 23.) na ul. Mickiewicza dotarły (od strony ul. Bydgoskiej) pierwsze patrole ZOMO. Godzinę wcześniej SB aresztowało Krystynę Sienkiewicz (wtedy działaczkę „S” w służbie zdrowia), zaś ok 23. dosłownie wywleczono z domu Hieronima Żurańskiego (członka Prezydium ZR, delegata ELANY). Kilkanaście minut przed północą, gdy silny oddział milicjantów obstawiał dom ówczesnego przewodniczącego toruńskiego Zarządu Regionu „S” Antoniego Stawikowskiego (wkrótce zabrano go do komendy MO przy ul. Słowackiego), przed siedzibę ZR zajechało kilka bud z ZOMO-wcami, którzy niemal natychmiast rozpoczęli „szturm” na bezludne biura. Wyposażeni w ciężkie szturmowe pały, siekiery, łomy ruszyli niczym hordy barbarzyńców na Rzym. Drzwi główne zdołali jeszcze otworzyć przy pomocy klamki, jednak dalej już nie starczyło im już konceptu. Choć na ścianie korytarza wisiała gablota z większością kluczy od zamykanych pomieszczeń, to najwidoczniej bolszewickie ogry ogarnięte amokiem bojowym, pod wpływem adrenaliny stracili resztki zdolności kojarzenia (zamek-klucz-klamka), bo zamiast wykazać się finezją (jak na nich) i zwyczajnie otworzyć drzwi, ruszyli na nie z siekierami. Dziarsko, z werwą – wzorem przodowników pracy socjalistycznej – nie bacząc na pot ociekający skronie, dzielnie rąbali drzwi, aż drzazgi ścieliły się gęsto…Ponieważ do niektórych biur prowadziło dwoje drzwi, to te, które dla komunikacji były zbędne pracownicy ZR swego czasu zastawili szafami pełnymi dokumentów. ZOMO-wcy prawdopodobnie podejrzewając istnienie tajnych przejść (ha! z tymi Solidaruchami to nigdy nic nie wiadomo), przerąbali się przez te szafy, czyniąc nieprawdopodobny bałagan. Część energii zostawili dla mebli, które poprzewracali bez sensu, przy tym wyłamując ich nogi, wyrywając blaty, rozrzucając po kątach. Jakiś jamochłon dorwał się do dwóch telefaksów, a ponieważ błyskotliwie ocenił, że nie da rady rozwalić ich pięścią, to rozwalił tłukąc w nie… ostrzem siekiery. Ze szczególnym okrucieństwem pastwiono się nad rozmaitymi kablami elektrycznej sieci zasilającej, wyrywając je z mocowań, a nawet spod tynku! Rzecz jasna – nie przepuszczono też zwykłym aparatom telefonicznym! Te kończyły żywot błyskawicznie miażdżone ZOMO-wskimi buciorami.
Ale rozjuszone ogry PRLu jeszcze nie osiągnęli szczytu swoich możliwości! A gdzie tam! Najwspanialsze wyczyny były dopiero przed nimi! Oto kilku chwackich funkcjonariuszy „w try miga” rozniosło drzwi do pomieszczenia z paczkami żywnościowymi przysłanymi z Francji przez jedną z organizacji charytatywnych. Te paczki były już gotowe do rozdzielenia wśród najbardziej potrzebujących członków związku. Widząc jak obrzydliwe kapitalistyczne, amerykańskie sery, mleko w proszku, odżywki dla dzieci, imperialistyczne kakao tudzież kawa i inne paskudztwa leżą sobie rozpustnie, bezczelnie porozkładane na półkach i stołach – nie wytrzymali. Pędem -niczym konnica Budionnego ruszyli do szarży, zresztą z podobnym skutkiem, bo oto straszliwe ciosy szturmowych pał jednym uderzeniem rozbijały całe kawały imperialistycznego znienawidzonego sera, jednym kopniakiem posyłali w powietrze po dwa worki mleka w proszku, jeden cios gorylej pięści unicestwiał karton odżywek dla dzieci…Kilka dni potem, na owo pobojowisko przywieziono z potulickiego więzienia dyrektora toruńskiej WSS „Społem” Zbigniewa Muchlińskiego (internowany 13 grudnia, po latach został wojewodą toruńskim) aby ocenił, czy produkty nadają się do… sprzedaży w sklepach. Nie trzeba przytaczać jego odpowiedzi.
Ogarnięci amokiem walki, przez dwie godziny plądrowali, niszczyli, dewastowali. To był ich czas. Tak im się przynajmniej zdawało, bo kiedy zapychali komisariaty aresztowanymi działaczami opozycji, w Toruniu, Grudziądzu, Chełmży, … ci, którzy ocaleli z łapanek ratowali co się dało, gromadzili sprzęt. Jeszcze tej samej WRONiej nocy ruszyły podziemne drukarnie, zawiązywały się tajne komisje zakładowe Solidarności, podejmowano decyzje o oporze… Otwierała się kolejna karta narodowych dziejów.Piotr Grążawski