Menu

Zdążyć przed katastrofą

W ciągu najbliższych dziesięciu lat sektor szkolnictwa wyższego straci ok. 20 proc. swoich dochodów. Kończy się też czas unikalnego w skali światowej modelu współistnienia uczelni publicznych i niepublicznych.
Stąd najwyraźniej próba przerzucenia ciężaru tej straty ze szkół niepublicznych na szkoły publiczne – mówi prof. Edward Malec, szef Krajowej Sekcji Nauki „S” w rozmowie z Ewą Zarzycką.

– Podkomisja sejmowa skończyła już pracę nad rządowym projektem nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym, o stopniach i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki. Wszystko wskazuje na to, że ustawa przejdzie przez sejm. Solidarność jest tej nowelizacji przeciwna. Były pikiety, akcje ulotkowe – co to dało?

– W tej chwili ministerstwo rozmawia z rektorami, to okoliczność, mimo wszystko, korzystna. Pojawiliśmy się jako trzeci czynnik, chyba ważny, moim zdaniem jesteśmy poważnie traktowani – w Krajowej Sekcji Nauki „S” jest zrzeszonych ok. 15 proc. pracowników akademickich (Polska Akademia Nauk ma swoją organizację zakładową „S”, z którą współpracujemy). Oprócz pikiet przed sejmem, urzędami wojewódzkim, ulotek, drukujemy też płatne ogłoszenia w prasie o postępach prac w podkomisji i komentujemy sprawy pracownicze. Staramy się dotrzeć do mediów, które są czytane przez środowisko akademickie, wykorzystujemy łączność elektroniczną, bo akademicy cenią sobie ten sposób komunikowania się. Piszemy petycje – na stronie http://www.petycje.pl  są aż trzy środowiskowe petycje, w tym dwie inspirowane przez nas. Potrzebne jest nam wyjście na zewnątrz.

– O co przede wszystkim „S” chodzi?

– Staramy się ochronić prawa nabyte pracowników i mamy tutaj pewne sukcesy. Minister Kudrycka, a za nią posłowie, zgodzili się na zachowanie statusu pracowników mianowanych wszystkich zatrudnionych, którzy ten status posiadają lub będą posiadać w dniu 1 października 2011 r.

– Wtedy zacznie się rok akademicki pod rządami nowej ustawy. Dlaczego to tak ważne?

– Mianowanie daje większą gwarancję zachowania zatrudnienia. Zwolnienie pracownika mianowanego jest możliwe tylko w paru określonych przypadkach. 

– Więc sukces.

– Tak, ale z drugiej strony jest próba zmiany treści mianowania, jego osłabienia, którą podjęła pani minister w porozumieniu, nad czym ubolewamy, z rektorami polskich uczelni. Mianowicie w jednej z sytuacji do zwolnienia jest potrzebna zgoda rady naukowej jednostki, np. instytutu. Tak jest teraz. W nowelizacji jej zgodę chce się zastąpić opinią, która byłaby, oczywiście, niewiążąca. W tym momencie mianowanie traci bardzo dużo na swojej wartości. Staramy się zmienić ten zapis.

– Co jeszcze jest w nowelizacji w sferze praw pracowniczych?

– Jest zapis, że pracownika wyższej uczelni można zwolnić, gdy uzyska jedną ocenę niedostateczną. Chcemy, by było tak, jak w ustawie o pracownikach służby cywilnej, w której zapisano, że do zwolnienia potrzebna jest dwukrotna ocena niedostateczna. Z chwilą, gdy i to nam się uda, będziemy mogli powiedzieć, że prawa nabyte pracowników zostały ochronione. To byłby znaczny sukces, bo patrzeć na to wszystko trzeba w kontekście kryzysu szkolnictwa wyższego, który nieubłaganie nadchodzi.

– Kryzysu finansowego?

– Kryzysu finansowego, który jest związany z kryzysem demograficznym. W ciągu najbliższych dziesięciu lat liczba studentów spadnie o ok. 30 proc. i mniej więcej o tyle samo spadną dochody ze studiów płatnych – zakładając, że nie nastąpi ich rozszerzenie. A tymczasem w planach rządu do 2013 roku nie widać, by chciano te brakujące pieniądze zastąpić budżetowymi. Nakłady na szkolnictwo wyższe są zamrożone, kilkuprocentowe zmiany zostaną zjedzone przez inflację. Jest stagnacja, chociaż w ciągu najbliższych dziesięciu lat sektor szkolnictwa wyższego straci ok. 20 proc. swoich dochodów.

– To dużo, biorąc pod uwagę obecną mizerię…
– To bardzo dużo. Kończy się, po 20 latach, czas unikalnego w skali światowej modelu współistnienia uczelni publicznych i niepublicznych. Stąd najwyraźniej próba przerzucenia ciężaru tej straty ze szkół niepublicznych na szkoły publiczne.

– W jaki sposób?

– Uczelnie publiczne są droższe, to nie ulega wątpliwości. Mają liczniejszą i lepiej kwalifikowaną kadrę. Można sobie wyobrazić, że ktoś zechce szukać rezerw, zwalniając pracowników naukowych uczelni publicznych, by taniej kształcić na uczeniach niepublicznych. Jeśli uda nam się obronić prawa nabyte pracowników już pracujących, to zablokujemy te usiłowania na parę najbliższych lat, w ciągu których nastąpi ocena praktyczna pozostałych zapisów tej nowelizacji. A są tam sprawy skandaliczne. Wygląda na to, że nam się uda, lecz jeśli nie, może dojść na uczelniach publicznych do masowych zwolnień.

– O jakich skandalicznych sprawach Pan mówi?

– W nowelizacji, ogólnie rzecz biorąc, chodzi o to, by obniżyć koszty kształcenia. Uczelnie obowiązuje tzw. minimum kadrowe, szkielet akademicki, niezbędny do kształcenia studentów. Nowelizacja pozwala zastąpić w nim jednego samodzielnego pracownika nauki, czyli doktora habilitowanego lub profesora, przez dwóch doktorów.

– Będzie taniej?

– Przypuszczam, że tak, ktoś to dobrze skalkulował. Możliwa jest także, wprawdzie w innych sytuacjach, zamiana jednego doktora na dwóch magistrów.

– To brzmi jak w kabarecie.

– Ale to naprawdę poważna sprawa, bo dla zmniejszenia kosztów nauczania ryzykuje się obniżenie poziomu kształcenia. Tym też może się skończyć zawarta w nowelizacji ustawy o tytułach naukowych możliwość nominowania na stanowiska profesorskie doktorów.

– Przecież i dziś jest to możliwe.

– Wybitny doktor może w tej chwili zostać profesorem, ale musi to zaakceptować Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów. Nowelizacja otwiera furtkę doktorom, którzy pracowali za granicą, minimum 5 lat, w krajach, w których nie obowiązuje habilitacja, np. w W. Brytanii czy USA. Takie osoby, pod pewnymi warunkami, których spełnienie łatwo zadeklarować, ale wartość tej deklaracji jest trudna do sprawdzenia, będą miały prawo do nominacji na stanowisko profesora. To jeszcze pół biedy. Gorzej, że taki profesor, po pewnym czasie, może być uznany przez rektora swojej uczelni, za posiadającego uprawnienia, jakie daje habilitacja. Rektor musi tylko zawiadomić Centralną Komisję, która ma trzy miesiące na sprzeciw. Co w praktyce oznacza, że sprzeciwić się nie zdąży.

– To może doprowadzić do obniżenia jakości kształcenia?

– Z całą pewnością. I otwiera drogę do nominowań samodzielnych pracowników naukowych na takiej samej zasadzie, która stworzyła docentów marcowych. Ta reforma nauki jest ponadto o tyle niebezpieczna, że w sektorze prywatnym szkolnictwa wyższego nie ma fizyki, nie ma matematyki, kierunków technicznych, przyrodniczych – bo są drogie. I jeśli nastąpi rzeczywiście to, czego się obawiamy, czyli przepływ pieniędzy z uczelni publicznych do niepublicznych, to te wydziały stracą najwięcej, bo pieniądze od nich odejdą, lecz nie pójdą do podobnych na uczelniach niepublicznych, bo takich nie ma.

– Lecz powstaną Krajowe Naukowe Ośrodki Wiodące, KNOW. Najlepsze wydziały uczelni publicznych i niepublicznych, które otrzymają ten status, dostaną więcej pieniędzy i będą miały pierwszeństwo przy ubieganiu się o granty na badania oraz dofinansowanie zakupu sprzętu.

– Ich funkcjonowanie to też kwestia pieniędzy. Jeśli będzie na to oddzielna pula, fundusze nie wykrawane ze szczupłego budżetu szkolnictwa wyższego, to być może to dobre rozwiązanie. Nasze uwagi związane z KNOW biorą się głównie z tego, że wiemy, iż nakłady na naukę będą niskie. Instytuty PAN zostały zreformowane, a borykają się z ogromnymi problemami. Bo za modernizacją nie poszły pieniądze.

– Cały czas mówimy właściwie o pieniądzach. Jakie są teraz nakłady na szkolnictwo wyższe i naukę w Polsce?

– Jeśli chodzi o szkolnictwo wyższe jest to dziewięć dziesiątych procent PKB brutto, łącznie na uczelnie publiczne i niepubliczne. To mniej więcej ok. 60–70 proc. tego, co obserwuje się w krajach UE. Natomiast budżet nauki – 0,6–0,7 proc. PKB wygląda zupełnie katastrofalnie. To 2,5–3 razy mniej niż w przeciętnych krajach UE.

– Pracownicy akademiccy to twarda część elektoratu rządzącej PO. Nie czują się oszukani?

– Nie jestem pewien, czy to jest nadal twardy elektorat. Ta ustawa spowodowała chyba głębokie zmiany. W Krakowie daliśmy już dwukrotnie płatne ogłoszenie w „Dzienniku Polskim”, po raz ostatni w Wigilię. Informacje, jakie w nich podaliśmy zaskoczyły środowisko i były szeroko komentowane. 

Ewa Zarzycka, www.tygodniksolidarnosc.com
 

Powrót na górę

Komisja Krajowa NSZZ "Solidarność" wykorzystuje na swoich stronach pliki cookie. Jeżeli nie zmienisz domyślnych ustawień swojej przeglądarki będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Więcej informacji.