Logo
Wydrukuj tę stronę

Państwo, które abdykuje

Dopłaty do wymiany starych samochodów na nowe, pakiety stymulacyjne, gwarancje dla banków – to środki, których chwytali się najbogatsi, by przezwyciężyć kryzys. Na ich tle nasze państwo wydaje się bezwolne wobec procesów gospodarczych.

Rząd szwedzki właśnie wspiera transakcję, w wyniku której kultowy producent samochodów wyższej klasy SAAB ma zostać przejęty od trawionego kryzysem amerykańskiego General Motors przez holenderską firmę Spyker. Zmiana właściciela ma uratować 3,5 tys. miejsc pracy. W ich obronie bogata Szwecja już wykazała się determinacją, której zabrakło kolejnym polskim rządom – od SLD poprzez PiS aż po PO – przy postępującym upadku przemysłu stoczniowego.
Na dopłatach do wymiany starych, złomowanych aut na nowe, przyjętych w Niemczech i w Austrii, skorzystał nie tylko tamtejszy, ale również nasz przemysł samochodowy. Teraz jednak program się skończył, na czym ucierpią również producenci i sprzedawcy w Polsce.
Francuski prezydent Nicolas Sarkozy w obronie miejsc pracy w krajowym przemyśle zdecydował się na konfrontację z unijnymi biurokratami. Otwartą drogę do różnych form rządowej pomocy otrzymały wyłącznie te firmy, które gwarantowały produkcję samochodów w samej Francji, a nie w tych krajach Unii, gdzie siła robocza jest tańsza.
Francja i Niemcy zwykle reprezentowały „kontynentalny”, wrażliwszy społecznie model kapitalizmu, ale również USA i Wielka Brytania, preferujące zwykle bardziej drapieżny wzorzec anglosaski wpompowały w system bankowy ogromne środki z pieniędzy podatnika, aby ratować zagrożone firmy i miejsca pracy. Wbrew ogólnym tendencjom do globalizacji, w kryzysie każdy dba przede wszystkim o swoje.
Wyjątkiem na tym tle okazuje się Polska, wraz z innymi nowymi krajami UE.

Państwo już nie pomaga, ale wciąż przeszkadza
Wydatki państwa w Polsce stanowią 44 proc. produktu krajowego brutto, według Eurostatu. Nawet mniej niż w ciężko dotkniętej obecnym kryzysem Hiszpanii, gdzie bezrobocie niemal dwukrotnie przekracza polskie wskaźniki. W Niemczech udział wydatków państwa w PKB sięga 48 proc., w Wielkiej Brytanii, do której wciąż wyjeżdża się znad Wisły i Odry po pracę – 51 proc., we Włoszech – 52 proc., we Francji – 55 proc. Najwięcej tradycyjnie wydają Skandynawowie. Za to najmłodsi bracia w UE – Rumuni i Bułgarzy jeszcze mniej niż my.
Komentujący dane luksemburskiego urzędu statystycznego,
Jędrzej Bielecki zauważa w „Dzienniku Gazecie Prawnej” (z 25 stycznia 2010): „Paradoksalnie w wyniku światowego kryzysu gospodarczego gospodarki państw Europy Środkowej stały się najbardziej liberalne w Unii Europejskiej”.
Jednak kolejny paradoks, już wbrew publicyście „Dziennika” wydaje się polegać na tym, że ten liberalizm nie satysfakcjonuje przedsiębiorców, wciąż uskarżających się na nadmiar biurokratycznych barier. W ślad za wycofaniem się państwa z gospodarki i znacznej części polityki społecznej nie nastąpiła bowiem seria ułatwień dla przedsiębiorczości.
Zaświadcza o tym ranking wolności gospodarczej. W zestawieniu sporządzonym przez Heritage Polska lokuje się na 72 miejscu, między Dominikaną i RPA. O siedem miejsc wyprzedza nas znana z silnej pozycji państwa w gospodarce Francja. O sześćdziesiąt – egzotyczny Mauritius. Listę otwierają Hongkong, Singapur, Australia, Nowa Zelandia, Irlandia, Szwajcaria, Kanada i USA. Jedyne, czym możemy się pocieszać, to wyprzedzanie o ponad 70 pozycji Rosji (143. miejsce w rankingu). Zestawienie danych Eurostatu i Heritage pokazuje, że w Polsce państwo wprawdzie wycofuje się z pomagania obywatelom, ale w żadnej mierze nie rezygnuje z przeszkadzania im.

Pakiet dla sześciu
Równie uderzające okazuje się porównanie kwot wyasygnowanych przez najbogatsze rządy na projekty stymulujące gospodarkę czy programy ratunkowe – z realnymi efektami „pakietów antykryzysowych” w Polsce.
Z zawartych w rządowym pakiecie antykryzysowym gwarancji i poręczeń Banku Gospodarstwa Krajowego skorzystało od razu... słownie sześć firm.
Gospodarka się odradza, ale wielu analityków przestrzega przed „ożywieniem bez zatrudnienia” – zauważa „Financial Times” (z 11 stycznia 2010). Pasuje to również do sytuacji w Polsce.
Bezrobocie na przełomie roku sięgnęło 11,9 proc. (miesiąc wcześniej 11,4 proc.), a statystyka GUS przekłada się w tym wypadku na prawie 1,9 mln ludzkich dramatów. Jednocyfrowe wskaźniki sprzed roku (9,5 proc.) pozostają sentymentalnym wspomnieniem, skoro ekonomiści zakładają, że w 2010 r. rosnąć będzie zarówno polski produkt krajowy brutto, jak... liczba osób pozbawionych pracy.

Windykator beneficjentem naszych czasów
Najszybciej rosną w Polsce zyski firm windykacyjnych. Wartość prowadzonych przez nie spraw wzrosła w ub.r. w porównaniu z 2008 r. o 12,5 proc. Gdyby wskaźnik dynamiki produktu krajowego brutto galopował w podobnym tempie, zawstydzilibyśmy Chiny.
Windykatorzy zarabiają nie tyle na samym kryzysie czy na ludzkiej niefrasobliwości (zarówno wierzycieli, jak dłużników – obu partnerów przy „pożyczkach na dowód”) – co na słabości prawa w Polsce.
Jeszcze w 2007 r. legalnie sprzedano w Polsce 70 mld sztuk papierosów. Ale już w ub.r. – tylko 59 mld sztuk. Nie oznacza to, że posłuchaliśmy lekarzy i nagle przestaliśmy palić. Rynek papierosów się nie zmienił, a różnicę pomiędzy liczbami wypełnia kontrabanda, wobec której państwowe służby okazują się bezsilne.
Inwestorzy – beneficjenci przekształceń własnościowych – winni są skarbowi państwa 1,3 mld zł za akcje prywatyzowanych firm. Mowa tylko o zaległych płatnościach. Pokazuje to – podobnie jak rozmiar szarej strefy w gospodarce – gdzie państwo mogłoby poszukać pieniędzy, których brakuje mu na podstawowe cele.

Im państwo biedniejsze...

– Im państwo biedniejsze, tym udział jego wydatków w PKB powinien być większy – ocenia Dariusz Grabowski, wykładowca Wyższej Szkoły Handlowej w Radomiu. – Szczególnie dotyczy to wydatków na instytucje, które dynamizują gospodarkę i gwarantują bezpieczeństwo obywatelom. Państwo nie może jednak marnotrawić naszych pieniędzy.
W najbogatszych krajach Zachodu, jak podkreśla, obywatele godzą się, by wydatki państwa były znaczne, ponieważ zapewnia to zgodę i porządek społeczny. Niezbędna staje się kontrola.

– Wydatki państwa idą tam na instytucje oświatowe, kulturalne, wyrównywanie szans młodzieży i niepełnosprawnych – wylicza Dariusz Grabowski. – Ale też na szczególnie w obecnej sytuacji ważne podtrzymywanie koniunktury, na przykład poprzez tworzenie instytucji parabankowych, ożywiających budownictwo lub inne dziedziny.

Sami sobie zostawieni

W grudniu sprzedaż detaliczna liczona rok do roku wzrosła o 7,2 proc., co pokazuje, że pomimo kłopotów Polacy zdecydowali się na prawdziwe święta. Mniej kupiliśmy tylko mebli oraz sprzętu AGD i RTV oraz... książek. Utrzymująca się wysoka konsumpcja z jednej strony wydatnie pomaga gospodarce, z drugiej – w sytuacji, gdy płace realne nie rosną a miejsc pracy ubywa, pokazuje, że znaczna część rodaków zmuszona była uruchomić oszczędności, które niebawem się wyczerpią.
Po raz kolejny Polacy w trudnej sytuacji liczą wyłącznie na samych siebie, zaś państwo okazuje się słabe i „wycofane”.
Odpowiedzialność za to ponosi zarówno ekipa PiS, która nie przygotowała kraju na kryzys, jak rząd PO, który nawet nie próbował podjąć z tym kryzysem skutecznej walki. Pierwszych bardziej od gospodarki zajmowało poszukiwanie wrogów i historycznych rozliczeń, drugich – własny wizerunek i efekt marketingowy.
Zaś miarą dystansu, jaki Polska wciąż ma do nadrobienia okazuje się niedawny raport OECD. Wynika z niego, że w ubóstwie żyje aż 21 proc. dzieci w Polsce. Na jedno dziecko w Norwegii wydaje się pięć razy tyle, co u nas. Zaś pod względem innego wskaźnika cywilizacyjnego – przeludnienia mieszkań – notujemy najgorszy wskaźnik wśród krajów rozwiniętych. Ich średnią osiągamy tylko w dziedzinie edukacji.
Optymistyczne wskaźniki z połowy obecnej dekady, kiedy mogliśmy się pochwalić rocznym wzrostem gospodarczym przekraczającym pięć procent, w połączeniu z funduszami unijnymi i dopłatami bezpośrednimi stwarzał szansę na rychłe nadrobienie cywilizacyjnych zapóźnień. Obecny, aptekarski wzrost już nie stwarza takich możliwości.
– Rezygnacja z wydatków państwa w naszym wydaniu jest ślepym zaułkiem. Wyrzeczeniem się możliwości wyjścia z zapaści – przestrzega Dariusz Grabowski.  Tymczasem dalsze prognozy nie zakładają nagłej poprawy.
Główny ekonomista Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju Erik Berglof stwierdza, że „ożywienie w regionie jest cały czas anemiczne”, a między poszczególnymi krajami utrzymują się spore różnice. „Stopniowe globalne odbicie będzie wspierać regionalny wzrost, ale czynniki lokalne pozostaną negatywne”.
– Powrót kapitału odczuwają raczej eksporterzy surowców, jak Rosja – zauważa ekonomista z EBOiR. – Dlatego to dużym krajom powodzić się będzie lepiej.
Oznacza to, że Polska może utracić pozycję lidera w regionie, którą zawdzięcza temu, iż jest jedynym krajem Unii, w którym wzrost gospodarczy oparł się światowemu kryzysowi. Jeśli teraz wyprzedzą nas inni, stanowić to będzie efekt minimalizacji aktywności i możliwości państwa.
Dotychczasową odporność na kryzys Polacy zawdzięczają bowiem samym sobie, a nie kolejnym ekipom rządzącym.    

Łukasz Perzyna, Tygodnik Solidarność

fot. "Walka z kryzysem - Ludzie przede wszystkim" pod takim hasłem Europejska Konfederacja Związków Zawodowych zorganizowała w ubiegłym roku Europejskie Dni Akcji.

 

Copyright © NSZZ "Solidarność" • Wszelkie prawa zastrzeżone
Projekt i wykonanie Microworks

Komisja Krajowa NSZZ "Solidarność" wykorzystuje na swoich stronach pliki cookie. Jeżeli nie zmienisz domyślnych ustawień swojej przeglądarki będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Więcej informacji.