MEN przyznaje się do porażki
- Kategoria: Kraj
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Wydrukuj
- To porażka – przyznaje MEN. Zamiast połowy sześciolatków – jak nakazuje ustawa – do szkół we wrześniu b.r. pójdzie tylko 35 proc. dzieci z tego rocznika – informuje „Dziennik Gazeta Prawna”. Sam resort edukacji stworzył rodzicom taką możliwość. To rodzice chcą decydować o losie swoich dzieci, gdy nagle instytucja ogranicza ich wolność i każe im wcześniej posłać malucha do szkoły.
Resort edukacji, analizując wejście w życie ustawy o podręcznikach, został zmuszony do policzenia 6-latków, które od 1 września pójdą do szkoły. I okazuje się, że ministerstwo ma problem, bo ustawa zakłada, że w szkolnych ławach obowiązkowo powinna zasiąść połowa rocznika.
Tymczasem tylko 35 proc. sześciolatków – zdaniem MEN, faktycznie pójdzie we wrześniu do szkół. Resort edukacji, analizując wejście w życie ustawy o podręcznikach, został zmuszony do ich policzenia.
Autorzy uzasadnienia do ustawy podręcznikowej przewidują, że po możliwość odroczenia może sięgnąć znaczna liczba dzieci. To efekt wprowadzonych przez MEN ułatwień w ich zdobyciu. I paradoks, bo wprowadzenie ustawowego obowiązku szkolnego miało zakończyć przepychanki z rodzicami. Do tej pory mieli oni wolną rękę i sami mogli zadecydować, gdzie poślą dziecko.
Jak pisze DGP to MEN wciąż chce jednak wierzyć, że „szkolny pobór” i próg 50 proc. sześciolatków uda się osiągnąć. Jednak dane płynące z poradni potwierdzają obawy resortu o niższym wskaźniku. Ministerstwo przekonuje, że obawy rodziców są na wyrost. Z drugiej strony MEN kwestionuje miarodajność badań, na podstawie których dokonuje się odroczenia, bowiem większość była przeprowadzana w zimie, a nie w czerwcu.
MEN starało się też temu przeciwdziałać, organizując serię spotkań prowadzonych przez Instytut Badań Edukacyjnych wspólnie z poradniami psychologiczno-pedagogicznymi. Wskazywano na archaiczność metod, za pomocą których bada się sześciolatków.
Sama minister Joanna Kluzik-Rostkowska jest zadziwiona „dokonaniami” swoich poprzedników z tej samej ekipy PO-PSL, choć nie mówi tego wprost: – Kiedy przyszłam do ministerstwa, zaczęłam sprawdzać przygotowanie szkół. Wprowadziliśmy zmianę, dzięki której pojawią się w klasach asystenci nauczyciela. No i doszłam do poradni psychologiczno-pedagogicznych. Złapałam się za głowę, gdy zobaczyłam, że pracują na narzędziach, z których te najnowsze mają po 25 lat. Wtedy okazało się, że mamy prof. Annę Brzezińską z IBE, która może objechać całą Polskę i pomóc poradniom – mówiła w DGP minister edukacji.
Ta opinia szefowej MEN oburza pedagogów, którzy w rozmowie z Gazetą podają, że większość poradni ma nowe, nawet zeszłoroczne narzędzia, ale musiały je sobie same kupić.
Błąd pojawił się na początku, kiedy wprowadzano reformę. Nie przygotowano na nią nauczycieli, z których wielu ma negatywne nastawienie do przyjmowania sześciolatków do szkół. Oprócz dzieci odroczonych z woli rodziców wiele sześciolatków rzeczywiście nie jest przygotowanych na rozpoczęcie edukacji. Nie radzą sobie z emocjami, co na późniejszych etapach edukacji generuje problemy.
Więcej na www.solidarnosc.gda.pl