Menu

Gorąca jesień w oświacie. Nauczyciele mówią „dość!” ministrowi edukacji!

Gorąca jesień w oświacie. Nauczyciele mówią „dość!” ministrowi edukacji! fot. pixabay.com

– Środowisko nauczycieli jest zbulwersowane tym, co proponuje Ministerstwo Edukacji i Nauki. Minister Przemysław Czarnek zaproponował podniesienie pensum o cztery godziny oraz likwidację części ZFŚS, obcięcie nadgodzin i dodatku na start dla nauczycieli stażystów. Nauczyciele sami sfinansowaliby tzw. podwyżki ze swojej zwiększonej pracy, czyli zwiększenie wynagrodzenia za zwiększone godziny pracy – alarmuje Bożena Brauer, liderka oświatowej NSZZ „Solidarność” w Gdańsku podczas wystąpienia na październikowym ZRG NSZZ „S”. Tymczasem brakuje nauczycieli i tworzy się luka pokoleniowa w szkołach.

Propozycje ministerstwa edukacji i nauki nie służą podniesieniu prestiżu zawodu nauczyciela. Są wyrazem lekceważenia tak profesji, jak dialogu i nieznajomości realiów warunków pracy w szkole.

Nie ma dodatkowych pieniędzy na wynagrodzenia w oświacie. Nie zostały też zapisane w projekcie budżetu na rok 2022.

– Minister Zalewska za swego urzędowania zniosła dwie tzw. godziny karciane (od 1 września 2016 r.). Teraz MEiN dokłada nam osiem takich godzin. W Polsce dzieci uczą się na więcej niż dwie zmiany. To rekord i paradoks. Nie jedyny. Nauczyciele w czasie pandemii to są cisi bohaterowie zmagań o normalność. Jeśli MEiN nie ma pieniędzy, po cóż miesza w oświatowym tygielku, wzbudzając niepokoje – mówił Wojciech Książek, przewodniczący Międzyregionalnej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” z siedzibą w Gdańsku, były wiceminister edukacji w rządzie Jerzego Buzka.

Z kolei Bożena Brauer przedstawiła na zebraniu ZRG NSZZ „S” stanowisko przyjęte podczas Międzyzakładowego Zebrania Delegatów Międzyzakładowej Organizacji Pracowników Oświaty i Wychowania w Gdańsku 29 września br. Ważne, bo obecna kadencja, nie tylko dla oświaty, należy do najtrudniejszych z uwagi na pandemię koronawirusa i wprowadzone obostrzenia oraz ciągle odczuwalne echa finału strajku nauczycieli w kwietniu 2019 r.  Na dodatek w tym trudnym czasie Ministerstwo Edukacji i Nauki chce ewentualne podwyżki w oświacie sfinansować – płacąc nauczycielom za większą pracę, czyli z podniesienia pensum i z likwidacji zasiłku na zagospodarowanie młodych nauczycieli, a także z ograniczenia funduszu socjalnego w oświacie.  Oświatowa „Solidarność” apeluje też o wsparcie związkowców z innych branż.

Ze strony ministra edukacji dr. hab. Przemysława Czarnka nie ma mowy o powiązaniu wynagrodzeń nauczycieli ze średnią płacą w gospodarce narodowej. Nauczycielskie pensje mają nadal zależeć od kwoty bazowej, ustalanej co roku przez polityków, tak, jak obecnie. Resort edukacji i nauki nie był w stanie przygotować systemu wynagradzania nauczycieli od kwietnia 2019 r. 

Przypomnijmy, że często podawane opinii publicznej „średnie” wynagrodzenie nauczyciela zawiera m.in. odprawy emerytalne i dodatki kadry kierowniczej. Ma ten zabieg udowodnić, że nauczyciele zarabiają godziwie, a podniesienie pensum o 4 godziny, nowe „karciane” w wymiarze aż 8 godzin oraz likwidacja części zakładowego funduszu świadczeń socjalnych w efekcie wygospodaruje fundusze, czytaj – spowoduje, że nauczyciele sfinansują sami sobie „podwyżki”. O tym wariancie pisaliśmy już w 2019 r.   

Jest i druga strona medalu – zagrożenie dla miejsc pracy. Obecnie z nadgodzinami nauczyciele pracują średnio po 21 godzin (18 godzin+3 nadgodziny) tygodniowo. Podniesienie pensum o godzinę – do 22 godzin tygodniowo, oznacza jedną dodatkową godzinę tyle, że przemnożoną przez 700 tys. nauczycieli. A to daje 700 tys. godzin, czyli 35 tys. etatów. Zatem nad 35 tys. nauczycieli wisi widmo utraty pracy, a przecież nauczycieli brakuje: od nauczania początkowego po matematyków, fizyków i biologów, np. nauczyciele edukacji wczesnoszkolnej, mają z najmłodszymi uczniami klas I–II 18 godzin zajęć. W tym wieku rozwojowym trudno o więcej zajęć tygodniowo. Skąd wziąć brakujące 4 godziny? I to tak, aby nauczyciele nie stracili zatrudnienia w pełnym wymiarze? Pytań jest daleko więcej.

Bożena Brauer zauważyła, że kolejny pomysł MEiN opera się na tym, aby niezależnie od prowadzenia lekcji nauczyciel był dostępny w szkole dla uczniów i ich rodziców przez dodatkowe 8 godzin tygodniowo („halówki w nowej odsłonie?). Tyle, że w szkole nie ma zapewnionego odpowiednio wydzielonego i wyposażonego miejsca do spokojnej pracy. A kiedy sprawdzanie klasówek, czas na przygotowanie się do kolejnych zajęć, czy w końcu na wypełnienie dokumentacji, wymaganej przez system oświaty?

– Nauczyciel może i zgodziłby się na pracę 40 godzin  w szkole, aby już nie pracować dodatkowo w domu, ale w większości szkół, szczególnie tych miejskich, przepełnionych, nie ma miejsca na spędzenie dodatkowych godzin w należytym spokoju, gwarantującym efekty pracy pozalekcyjnej – dodaje Bożena Brauer.

Nad sytuacją i ewentualnym protestem będzie radziło w poniedziałek wieczorem nadzwyczajne posiedzenie Rady Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania. Sytuacją w oświacie będzie zajmowała się też 5 października br. Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność”. Sytuacja jest pilna. Nie można jej „przespać”. Można bowiem spodziewać się akcji protestacyjnych i pikiet, przed lub tuż po Dniu Edukacji Narodowej.

Kolejne rozmowy w MEiN zaplanowane są na 21 października br.

www.solidarnosc.gda.pl

 

 


 

 

 

 

Powrót na górę

Komisja Krajowa NSZZ "Solidarność" wykorzystuje na swoich stronach pliki cookie. Jeżeli nie zmienisz domyślnych ustawień swojej przeglądarki będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Więcej informacji.