Zarząd polskiej filii Selgrosu w Poznaniu zaczął rozmawiać z przedstawicielami dolnośląskiej „Solidarności” w sprawie zwolnionych pracowników marketu w Długołęce. Firma zwolniła w grudniu osiem osób dzień po tym, jak założyły w pracy związki zawodowe.
Zwolnienia w Selgrosie zaczęły się w połowie grudnia. Krzysztof Kłak, przewodniczący selgrosowej „S”, złożył wtedy w sekretariacie dyrektora dokumenty o powołaniu związku. Jeszcze tego samego dnia dostał wypowiedzenie datowane wstecz na 11 grudnia. Tak samo Małgorzata Teresiak i Małgorzata Wójcicka, dwie inne działaczki związkowe (wszystkich było 14). Dwa tygodnie temu w obronie ich i pozostałych związkowców pod centralą Selgrosu w Poznaniu protestowało pół tysiąca przedstawicieli „Solidarności” z całego kraju. Pracownicy, którzy stracili pracę, zaskarżyli zwolnienia do sądu, a dolnośląska „S” złożyła doniesienie do prokuratury.
Z zarządem Selgrosu w Poznaniu rozmawiał w poniedziałek Kazimierz Kimso, wiceprzewodniczący zarządu regionu NSZZ „Solidarność” na Dolnym Śląsku
Rozmowa z Kazimierzem Kimso
Michał Kokot: Zarząd polskiej filii Selgrosu zaczął w końcu rozmawiać z „Solidarnością”. Jakie są Wasze postulaty?
Kazimierz Kimso: Chcemy, żeby pracodawca przywrócił do pracy wszystkie osoby zwolnione w grudniu. Naszym zdaniem dostały wypowiedzenia niesłusznie.
Co na to Selgros?
Zarząd twierdzi, że zwolnieni pracowali źle i ich wypowiedzenia były przygotowywane dużo wcześniej, jeszcze przed założeniem organizacji związkowej w Długołęce. Trudno w to uwierzyć, bo przecież część tych rzekomo źle pracujących osób miała przedłużane umowy o pracę. W jednym przypadku pracownik miał umowę na czas nieokreślony, co jest rzadkością w Selgrosie, który tylko jedną trzecią załogi zatrudnia na takich zasadach. Można wręcz powiedzieć, że taka umowa jest wyróżnieniem.
Widzi Pan szansę na porozumienie?
Sam fakt, że zarząd zaczął z nami rozmawiać, dobrze rokuje. Dziś wrocławska sprawa stanie na prezydium komisji krajowej „Solidarność” i tam zapadnie decyzja, jak dalej będziemy działać. Myślę, że wrócimy do rozmów z zarządem jeszcze w ten czwartek.
Planujecie kolejne akcje protestacyjne pod marketem?
Decyzja zapadnie na prezydium komisji krajowej, ale nie zostanie podana do wiadomości publicznej. Zawsze istnieje możliwość organizowania pikiet, akcji protestacyjnych, które trafią do opinii publicznej. Nie chcemy rozmawiać z zarządem, przykładając mu jednocześnie pistolet do głowy i grożąc protestami. Poczekajmy na efekt rozmów. Chcemy załatwić sprawę polubownie. To jest zawsze lepsze, nawet od wygranego procesu przed sądem.
Michał Kokot
Dolnośląska Gazeta Wyborcza