Nikogo szykanowanego z powodu uczestnictwa w strajku nie pozostawimy samego – z Alfredem Bujarą, przewodniczącym Sekcji Krajowej Pracowników Handlu rozmawia Alicja Dołowska.
W Boże Ciało przeprowadziliście w placówkach handlowych ogólnopolski strajk włoski. Jak Pan ocenia jego przebieg i skutki?
Jesteśmy bardzo zadowoleni ze skali tego protestu. Odbył się bardzo spokojnie, nie ucierpieli na nim ani klienci, ani pracownicy. Z naszego rozeznania wynika, że ponad 50 proc. pracowników uczestniczyło w proteście. Do akcji przystąpiła część placówek największych sieci handlowych: Real, Lidl, Carrefour, Albert, sklepy „Społem” i małe prywatne sklepiki. Nawet mi się nie śniło, że udział będzie tak liczny. Niektórzy ręcznie wstukiwali kody, inni obsługiwali wolniej, ale dla pracującego w Boże Ciało personelu ważne było to, że mogli przedstawić klientom swoje racje – i to było najważniejsze. Dzięki temu wielu klientów stanęło po stronie strajkujących. Zdarzało się, że w mniejszych sklepikach ludzie pytali obsługę sklepu: jak to, nie bierzecie udziału w proteście? Nie obyło się bez paru incydentów, ale to normalne w takich sytuacjach. Były to jednak sporadyczne przypadki. Sprzedający zaczęli wierzyć, że działając wspólnie mogą coś zmienić. Proszę zauważyć, że był to pierwszy od czasu odzyskania niepodległości po 1989 roku protest grupy zawodowej, która była do tej pory upokarzana. Protest środowiska, w którym ponad 70 proc. zatrudnionych stanowią kobiety, w wielu wypadkach zastraszane, mobbingowane, w różny sposób prześladowane, żeby broń Boże nie przeciwstawiały się pracodawcy.
Pokazaliście, że pracownicy handlu potrafią walczyć o prawo do dni świątecznych. Mimo że rozpuszczano pogłoski, iż działacie na własną szkodę, bo w handlu trzeba będzie w związku z tym zwolnić 60 tys. ludzi.
Nieprawda. 60 tysięcy to trzeba natychmiast zatrudnić, ponieważ pracownicy handlu pracują za dwie, czasem trzy osoby. W marketach brakuje dzisiaj do pracy po 60-80 osób. Ludzie pracują ponad swoje możliwości. Bardzo często widzi się w sklepach tabliczki „Przyjmę pracownika”. Młodzi się nie garną. Zniechęcają ich niskie płace i warunki pracy, wyjeżdżają za granicę. Pracodawcy straszą, że zatrudnią ludzi ze Wschodu i z Rumunii. Takie stawianie sprawy jest karygodne, bo PKB wzrasta, zyski marketów też, a pensje w handlu stoją. Pracodawcy bogacą się kosztem pracowników. To niesprawiedliwe. Mówimy „stop” dla zatrudnienia ściąganych do pracy ze Wschodu ludzi na warunkach dumpingowych. Chcemy wzrostu wynagrodzeń, unormowania czasu pracy, by pracownicy handlu mogli spędzać święta razem z rodziną. Podczas strajku wydarzyła się rzecz niezwykła; pierwszy raz ludzie z naszej branży uwierzyli w siebie. Po raz pierwszy też zwrócili uwagę opinii publicznej na swój los. Rozpoczęła się debata społeczna na temat handlu w święta państwowe i kościelne. I co się okazało? W sondzie przeprowadzonej podczas audycji w telewizyjnej „trójce”, poparło nas prawie 70. proc. telewidzów. A do tej pory wmawiano nam, że nasze żądania świąt wolnych od handlu nie mają poparcia. Okazało się, że jest inaczej.
Badania opublikowane przez „Rzeczpospolitą” pokazały, że zakaz handlu w dni świąteczne popiera 52 proc. Polaków. 42 proc. jest przeciwnych, a 10 proc. nie ma zdania. Przeciwników jednak niedzielnego handlowania jest znacznie więcej. Może dlatego, że Polacy należą do najbardziej zapracowanych społeczności w Europie i naprawdę brakuje im czasu na robienie zakupów?
Zdajemy sobie sprawę, że co do wolnych niedziel nie ma jeszcze porozumienia w parlamencie, dlatego na razie chcemy, aby na Wiejskiej przegłosowano przynajmniej zakaz handlu w 12 najważniejszych świąt w Polsce. Czy to tak wiele? Proces legislacyjny się opóźnia. Mieliśmy nadzieję, że uda nam się już świętować w Boże Ciało. Z zapowiedzi jednak wynika, że pierwszym dniem świątecznym będzie dopiero Wszystkich Świętych. Będziemy posłów pilnować.
Podczas strajku zdarzało się zastraszanie pracowników i pogróżki, że stracą pracę, a strajk był przecież legalny. Zamierzacie w jakiś sposób napiętnować takie praktyki pracodawców?
Nie puścimy tego płazem. Rzeczywiście w niektórych marketach pracodawcy monitorowali stanowiska pracy i grożąc zwolnieniem, próbowali zastraszyć protestujących. Strajkujące kasjerki zastępowano bardzo szybko pracownikami z agencji pracy tymczasowej lub studentami. W katowickim Carrefourze, gdzie do strajku przystąpiła większość personelu, kasjerkom, które ręcznie wstukiwały kody towarów robiono zdjęcia, a następnie przesunięto je do innych działów. O godzinie 11 nie było przy kasach już żadnego pracownika Carrefoura, wszyscy zostali zastąpieni pracownikami tymczasowymi. Kasjerki obawiają się teraz surowych konsekwencji: odebrania premii, a nawet nieprzedłużenia umowy o pracę. Incydenty zdarzały się też w innych miastach, np. Nowym Sączu i Szczecinie. Chciałbym zapewnić, że nikogo szykanowanego z powodu uczestnictwa w strajku nie pozostawimy samego. Wszelkie restrykcje spotkają się ze zdecydowaną reakcją Solidarności. Ludzie w handlu muszą czuć oparcie w związku zawodowym.
Należy się spodziewać, że po udanym proteście, podczas którego w obronę wzięła was większość społeczeństwa i hierarchowie Kościoła, do Solidarności zapisze się teraz więcej osób. Trudno o lepszą promocję związku.
W naszej branży na 300 tys. zatrudnionych do związku należy tylko 10 proc. Sądzę, że ludzie będą mieli teraz większą odwagę i motywację, by wstępować w nasze szeregi. Przekonali się, że tyko działając wspólnie można coś osiągnąć. Słabo zorganizowani – przegrają z kretesem.
Tygodnik Solidarność