Przez ponad 2 godziny związkowcy z Solidarności blokowali kasy w sklepach Lidl w Warszawie, podobne blokady zostały przeprowadzone w Katowicach i Białymstoku i trwały one ponad godzinę. W ten sposób protestowali przeciwko łamaniu praw pracowniczych i związkowych w tej sieci. Pod sklepami Lidl zorganizowane zostały również pikiety w takich miastach jak Poznań i Koszalin.
Po zrobieniu zakupów związkowcy podeszli do kas i za wybrany towar – słodycze, które trafią do domu dziecka – zaczęli płacić groszówkami. Równocześnie rozdawali klientom ulotki informujące o trudnej sytuacji pracowników sieci i przepraszali ich za utrudnienia.
Jednym z najpoważniejszych problemów pracowników Lidla to przeciążenie pracą i zbyt mało ludzi na zmianach. Na tak duży sklep jest pięć, sześć osób, które nie tylko obsługują kasy, ale muszą także obsługiwać piekarnię, wykładać towar, przyjąć towar i sprzątać. To jest praca ponad ich siły. Większość pracowników sieci zatrudniona jest na czas określony, na niepełny etat. Pracodawca nie chce prowadzić rzetelnego dialogu z przedstawicielami pracowników i domaga się imiennej listy członków Solidarności. Tutaj chce się naginać prawo. Przecież jest wyrok sądu, który mówi, że wystarczy raz na kwartał przekazać pracodawcy liczbę członków związku. Ale Lidl chce się dowiedzieć, kto jest w Solidarności, kto odważył się podnieść głowę, żeby w najbliższym czasie się z nim rozstać.
Wśród żądań przedstawionych przez związkowców, obok zwiększenia zatrudnienia w sklepach Lidl znajdują się też m.in. postulaty podpisania z pracownikami umów na czas nieokreślony i podwyżki dla najmniej zarabiających.
Poniżej kilka zdjęć z przeprowadzanych akcji.