Była awantura, oskarżenia o oszustwo, interwencja policji i zatrzymanie kasjerki na oczach kupujących. Tylko że porywczy klient Lidla nie miał racji
Kasjerka sprawdza kasetkę. Nie ma setek. Wyższe nominały wkłada się do drugiej kasetki za plecami. Iwona J. jest pewna, że się nie odwracała. – Możemy przeliczyć pieniądze przy kierowniczce – proponuje klientowi.
Idą z ochroniarzem do biura sklepu. Kierowniczka liczy. Kasa się zgadza, nie ma nadwyżki. Klient nie wierzy, dzwoni po policję. Przyjeżdża dwuosobowy patrol. Policjant i policjantka. Zaczyna się ponowne liczenie.
– Policjantka zażądała, żebym okazała dowód osobisty. Powiedziałam, że jest w szatni, że przyniosę później, bo muszę być przy liczeniu utargu. Nie była zadowolona. Była podenerwowana, mówiła, że przyjechała na interwencję. Powiedziała, że utrudniam postępowanie i że mam iść po dowód, bo spotkamy się w sądzie – opowiada kasjerka. Kasa po ponownym przeliczeniu znowu się zgadza. Kasjerka zastanawia się, czy w takiej sytuacji musi się wylegitymować. Przekonuje ją do tego kierowniczka. Iwona J. przynosi dowód, podaje policjantce. – A ta: „I tak spotkamy się w sądzie”. Ja do kierowniczki: „Co ona mówi? OK, to się spotkamy w sądzie, ja się sądów nie boję”. I wyciągnęłam dowód z jej ręki – opowiada kasjerka.
Nagle policjantka wykręca jej rękę i zakłada kajdanki. – Wyprowadziła mnie ze sklepu pochyloną do przodu, na oczach klientów – dodaje Iwona J.
Znalazła się w komisariacie w dzielnicy Włochy. – Miałam rewizję. Musiałam rozebrać się do majtek – mówi.
To standardowa procedura przed przyjęciem zatrzymanych, żeby sprawdzić czy nie mają np. niebezpiecznych narzędzi. Noc spędziła w areszcie. – Dostałam materac, koc, prześcieradło i kubek ciepłej wody. Pobudka rano o szóstej. Na śniadanie herbata „siekiera”, kaszanka, kawałek pasztetu i chleb. Z aresztu przywieźli mnie z powrotem do komisariatu. Pytam, za co siedzę. Słyszę: „Za pobicie policjantki i ubliżanie” – mówi kasjerka.
Miała uderzyć ją ręką w bark podczas interwencji w Lidlu. Oficjalny zarzut – naruszenie nietykalności funkcjonariuszki. Grożą za to nawet trzy lata więzienia. Dowody policji? Zeznania funkcjonariuszy. „Na wysokie prawdopodobieństwo, że podejrzana dopuściła się zarzucanego jej czynu, wskazuje zebrany w sprawie materiał dowodowy, m.in.: notatka urzędowa sporządzona z przeprowadzonej interwencji, protokoły przesłuchań interweniujących policjantów, w tym pokrzywdzonej funkcjonariuszki” – pisze policja.
Kasjerkę puszczono wolno do domu. – Czy uderzyłam policjantkę w bark? Nie. Jestem pewna swoich racji. Bo w biurze, w którym liczono utarg, jest monitoring – mówi Iwona J.
Nagranie zostało zabezpieczone. – Gdyby nie monitoring, byłaby to klasyczna sytuacja: słowo funkcjonariuszy przeciwko słowu podejrzanego. Ale wiadomo, co się w biurze sklepu wydarzyło. Oglądałem nagranie. Kasjerka stoi ze spuszczoną głową, policjantka chodzi i gestykuluje. Kasjerka wychodzi po dowód. Wraca, daje policjantce. Ta go ogląda. Kasjerka wyciąga jej dowód z ręki. Policjantka skuwa ją kajdankami. Uderzenia w bark nie ma – mówi adwokat Jacek Dubois, który broni 50-letniej kobiety pro bono. Głosu na nagraniu nie ma.
Kasjerka zapewnia, że uderzenia w bark nie było też poza biurem. Nie mogła uderzyć ręką, bo cały czas w drodze do komisariatu miała je skute do tyłu kajdankami.
Za co więc trafiła do aresztu? Bo kazała policjantce czekać na dowód, a potem wyciągnęła go z jej rąk i do tego hardo, choć emocjonalnie broniła swoich praw, mówiąc do funkcjonariuszki per „ty”?
Pytamy o legalność zatrzymania warszawską prokuraturę, która sprawdza wersję o pobiciu. – Iwona J. została zatrzymana z uwagi na niemożność ustalenia jej tożsamości, odmówiła podania swoich danych osobowych – wyjaśnia Przemysław Nowak, rzecznik prokuratury okręgowej.
Ale jest też drugie postępowanie w prokuraturze – z zawiadomienia kasjerki, która zażądała kontroli legalności działań funkcjonariuszy podczas interwencji i w komisariacie (chodzi o fałszywe zdaniem obrońcy oskarżenie Iwony J. o uderzenie w bark).
Śledztwa jeszcze nie wszczęto. o kontrolę wpłynął też do biura spraw wewnętrznych Komendy Głównej Policji.
Ponadto Iwona J. złożyła do sądu zażalenie na zatrzymanie. Bo ma żal do policji: – Jestem córką oficera wojska polskiego. I dla mnie służba mundurowa do tej pory to było coś.
Znany kryminolog prof. Brunon Hołyst: – Policja może zatrzymać osobę, która odmawia wylegitymowania się, ale tu nie było do tego podstaw. Dane kasjerki mogła przecież potwierdzić kierowniczka.
Hołyst tłumaczy, że podczas interwencji zawsze są emocje, ale policja musi zachowywać zimną krew. – Nie reagować gwałtownie, jeśli nie jest to konieczne. Mogli zastosować miękkie metody. Porozmawiać z kasjerką, wytłumaczyć, po co dowód, uspokoić ją lub zwrócić uwagę, że się niestosownie zachowuje – podkreśla profesor.
Prokuratura i biuro prasowe Lidl Polska potwierdzają, że kasjerka nie oszukała klienta, wydając mu za mało reszty. Zapytaliśmy Lidla, czy często klienci oskarżają kasjerki o pomyłkę przy wydawaniu reszty i w ilu przypadkach mają rację.
– Zażalenia dotyczące niezgodności w wydawanych kwotach zdarzają się sporadycznie – odpowiada krótko biuro Lidla.
Klient, który wpędził w kłopoty kasjerkę, nie musi się tłumaczyć. – Nie jest prowadzone postępowanie, którego przedmiotem miałoby być składanie fałszywych oskarżeń lub usiłowanie oszustwa ze strony klienta sklepu. Nie wpłynęło w tym zakresie zawiadomienie, brak jest również podejrzenia, aby klient działał umyślnie, a nie w sytuacji błędu – mówi prokurator Nowak.
Kasjerka: – Czy akcja policji coś zmieniła w moim życiu? Nadal pracuję w Lidlu. Ale kolejki do mojej kasy są jakby mniejsze.
Sąd we wtorek rozpatrzy zażalenie na zatrzymanie kasjerki.