Od początku roku grupowe zwolnienia zapowiedziało już kilka dużych banków. Szacuje się, że do końca rokupracę może stracić nawet 2 tys. pracowników. Banki zwalniają, mimo że notują rekordowe zyski. W zeszłym roku zarobiły na czysto prawie 16 mld zł.
Do listopada 2012 roku bank BPH zamierza zwolnić ok. 600 pracowników. Podobną decyzję podjęło kierownictwo Citi Handlowego. W marcu zarząd banku poinformował o zamiarze likwidacji 60 placówek oraz wypowiedzeniu umów o pracę 590 osobom. Taką samą liczbę oddziałów ma zamiar zamknąć Nordea. Tam redukcja zatrudnienia ma objąć ok. 400 osób. Od czerwca trwają zwolnienia w BNP Paribas. Do połowy przyszłego roku ma tam pracować już o 410 pracowników mniej. Pod koniec września zwalniać zacznie DnB Nord. Bank jeszcze nie poinformował, ile osób straci pracę.
Czy fala zwolnień świadczy o gwałtownym pogorszeniu sytuacji fi nansowej polskiego sektora bankowego? Nic z tych rzeczy. Według danych Komisji Nadzoru Finansowego działające w Polsce banki wypracowały w zeszłym roku 15,7 mld zł zysku netto. W porównaniu z rokiem poprzednim zysk banków wzrósł o 37,5 proc., co w kryzysowych czasach stanowi ewenement na skale europejską.
Cięcie kosztów
Czym więc należy tłumaczyć redukcje etatów? – To po prostu rozpaczliwe, prymitywne cięcie kosztów, które nie prowadzi przecież do jakichś strukturalnych przemian w tych instytucjach. Chodzi o to, co jest niestety charakterystyczne dla sektora bankowego, aby oszczędzając na pracownikach, uratować horrendalne bonusy i premie kierownictw tych banków – mówi Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK.
I rzeczywiście redukcje, które dotykają pracowników zwykle szerokim łukiem omijają kadrę kierowniczą. Dla przykładu prezes BPH, banku, który dzisiaj tnie zatrudnienie, zarobił w 2011 roku 3 miliony zł. Jego pobory w ciągu roku wzrosły o 48 proc. Dodatkowe świadczenia dla zagranicznych członków zarządu tego banku pochłonęły kolejne 5 mln zł (wzrost o 106 proc. rok do roku). Tymczasem pensje pracowników BPH, których ominą cięcia zatrudnienia, wzrosną w tym roku o ok. 1 proc. Dla znacznej części z nich oznacza to podwyżkę o kilkanaście zł.
Zyski trafiają zagranicę
W wyniku trwającej od dwudziestu lat prywatyzacji polskiego sektora bankowego, blisko 70 proc. banków w Polsce znajduje się w rękach zachodnich inwestorów. Dla porównania w Wielkiej Brytanii jest to jedynie 30 proc., a w Niemczech 10 proc. Jak wskazuje Janusz Szewczak, zyski wypracowywane w Polsce bardzo często są transferowane do zagranicznych banków matek. – W ostatnich miesiącach z polskich banków wypłynęło zagranicę od 15 do nawet 20 miliardów złotych. Metody drenażu są różne. Począwszy od dywidend, poprzez likwidację lokat, które spółki matki miały w swoich polskich oddziałach, a na różnego rodzaju umowach konsultingowych kończąc. Trzeba również zaznaczyć, że banki w naszym kraju są zadłużone w swoich zagranicznych centralach na kwotę 55 mld euro – podkreśla analityk.
Liczy się tylko sprzedaż
Jak wynika z danych KNF, sektor bankowy w naszym kraju zatrudniał w maju 2012 roku przeszło 176 tys. osób. Sytuacja pracowników tej branży z roku na rok jest coraz gorsza i nie chodzi tylko o kolejne fale redukcji zatrudnienia. – Opowieści o znakomitych zarobkach pracowników banków nie mają zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Średnią wynagrodzeń znacząco zawyża kadra menedżerska, z kolei szeregowi pracownicy nierzadko zarabiają w okolicach płacy minimalnej. W większości banków ich pensje składają się z bardzo niskiej podstawy i premii zależnej od wyrobienia wyśrubowanych planów i norm sprzedażowych, które coraz trudniej jest wypełnić w kryzysowych czasach – mówi Alfred Bujara, przewodniczący Sekretariatu Krajowego Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ Solidarność.
– W naszym banku premie menedżerów na każdym szczeblu zależą od wyników sprzedażowych ich podwładnych. Presja na wyniki schodzi coraz niżej i w końcu koncentruje się na pracowniku siedzącym za ladą w oddziale lub przy telefonie w call center. Wielu z nas dzień zaczyna od pigułek na uspokojenie. W takiej atmosferze bardzo trudno jest uśmiechać się do klientów – mówi pracownica jednego z dużych banków, która poprosiła o anonimowość.
Jak wskazuje Alfred Bujara, w bankach coraz częściej dochodzi do zjawisk mobbingu i poniżania pracowników. – Niemal codziennie docierają do nas takie sygnały. Niestety słysząc o zwolnieniach w kolejnych bankach, ludzie nie chcą podawać nazwisk, boją się bronić swoich praw w sądzie – podkreśla szef SKBHiU.
ŁUKASZ KARCZMARZYK „Tygodnik Śląsko-Dąbrowski Solidarność”