Możliwość odbioru przesyłek – a „przy okazji” zrobienia zakupów w niedziele – pojawiła się m.in. Biedronce, Kauflandzie, Aldi, Auchan, Carrefour (połowa marketów francuskiego potentata), DINO, Intermarche, sieciach ABC, Euro Sklep, Lewiatan, Prim Market, Top Market, Topaz, Polomarket, Delikatesy Centrum, Chata Polska, Groszek i Stokrotka oraz marketach budowlanych Bricomarche. Pikanterii zjawisku przydaje fakt, że umowę z dominującą na polskim rynku handlu detalicznego Biedronką podpisała w lipcu państwowa Poczta Polska. W ostatnich dniach do szybko powiększającej się grupy agend pocztowych i kurierskich dołączyły m.in. 73 hipermarkety Castorama (na 90 ogółem) oraz wszystkie Lidle.

– To jest ostatnia bitwa o polski handel. Jeśli politycy nic nie zrobią, to mnóstwo małych polskich sklepów rodzinnych nie wytrzyma konkurencji wielkich sieci i do lutego upadnie. Zarazem zaharowanych już dziś na amen pracowników handlu czeka gehenna, zwłaszcza w święta, bo ogrom zadań wykonywanych do nocy przez sześć dni w tygodniu będą musieli wykonywać także w niedzielę – ostrzega Alfred Bujara, szef sekcji krajowej pracowników handlu „Solidarności”. Oburza się, że politycy dali marketom tak wiele miesięcy na – jak ocenia – „kompletną kpinę z prawa”, czyli otwieranie sklepów w niehandlowe niedziele pod pretekstem prowadzenia działalności pocztowej. Na 4 listopada „S” ogłosiła wielki protest.

Postulowana od lat przez Alfreda Bujarę ustawa zakazująca stopniowo handlu w niedziele weszła w życie 1 marca 2018 r. W kolejnych latach liczba niedziel handlowych była zmniejszana, a obecnie (drugi rok z rzędu) jest ich tylko siedem w ciągu roku. W ustawie przewidziano jednak 32 wyłączenia od zakazu, m.in. dla stacji paliw, cukierni, kwiaciarni oraz działalności pocztowej. Jako pierwsza dostrzegła furtkę popularna sieć „Żabka”, która jeszcze przed wejściem w życie zakazu handlu w niedziele rozpoczęła współpracę z firmami kurierskimi, by umożliwić klientom wygodny odbiór przesyłek w swoich sklepach.

Rozwiązanie to okazało się dla wielu „Żabek” prawdziwą żyłą złota: po tym, jak zakaz zaczął obowiązywać w niemal wszystkie niedziele, sklepy tej sieci stały się – obok niektórych placówek rodzinnych, prowadzonych przez właścicieli i ich bliskich – jedynymi obiektami handlowymi czynnymi siedem dni w tygodniu. W najlepiej położonych „Żabkach” na niedziele przypada nawet 30 procent tygodniowych obrotów.

Związkowcy z handlowej „Solidarności” od początku protestowali przeciwko wykorzystywaniu przez „Żabki” furtki pt. „prowadzę działalność pocztową, więc mogę handlować we wszystkie niedziele”, domagając się dla właścicieli kar za łamanie zakazu (ustawa przewiduje od 1000 zł do 100 tys. zł grzywny, a przy uporczywym łamaniu ustawy – ograniczenie wolności). Wszelakie instytucje państwowe nie dopatrzyły się jednak w postępowaniu „Żabki” naruszenia prawa. Zachęciło to właścicieli innych wielkich sieci do zajęcia się działalnością pocztową – we współpracy z firmami kurierskimi oraz… państwową Pocztą Polską.

Skocz po list na Pocztę do… Biedronki. W niedzielę. Zwłaszcza przed świętami. Przy okazji coś kupisz…

Możliwość odbioru przesyłek – a „przy okazji” zrobienia zakupów w niedziele – pojawiła się m.in. Biedronce, Kauflandzie, Aldi, Auchan, Carrefour (połowa marketów francuskiego potentata), DINO, Intermarche, sieciach ABC, Euro Sklep, Lewiatan, Prim Market, Top Market, Topaz, Polomarket, Delikatesy Centrum, Chata Polska, Groszek i Stokrotka oraz marketach budowlanych Bricomarche. Pikanterii zjawisku przydaje fakt, że umowę z dominującą na polskim rynku handlu detalicznego Biedronką podpisała w lipcu państwowa Poczta Polska. W ostatnich dniach do szybko powiększającej się grupy agend pocztowych i kurierskich dołączyły m.in. 73 hipermarkety Castorama (na 90 ogółem) oraz wszystkie Lidle. Te ostatnie stały się częścią rozległej siatki Punktów Obsługi Paczek DHL. Odtąd w niedziele niehandlowe działać ma 787 placówek niemieckiej konkurentki Biedronki (do tego samego koncernu Schwarz należy sieć Kaufland, której markety też pełnią funkcję poczty).

Właściciele tych wszystkich sklepów doskonale zdają sobie sprawę, że cała ta „zabawa w pocztę” potrwa jedynie do końca stycznia, albowiem od lutego 2022 r. w życie wejdzie znowelizowana – po wielu miesiącach starań związkowców z „S” – ustawa o zakazie handlu w niedziele. Uszczelnia ona obowiązujący zakaz, m.in. wprowadzając wymóg, by przychody danej placówki z działalności pocztowej wynosiły przynajmniej 40 proc. jej łącznych obrotów. W przeciwnym razie otarcie sklepu w niehandlową niedzielę będzie niemożliwe. Wiadomo, że ani Lidl, ani Biedronka, ani pozostałe wymienione sieci, z pionierską Żabką na czele, nie spełnią tego warunku, więc o niedzielnej działalności nie ma mowy. Dlaczego mimo to sieci tak masowo angażują się w działalność pocztową i reorganizują swe liczne placówki pod kątem handlu w niedziele?

– Przed nami okres świąteczny, czas żniw dla wszystkich sklepów. Gospodarka ma się dobrze, zarobki rosną, emeryci dostają czternastki. Sieci najwyraźniej liczą, że zgarną większość tych pieniędzy, a otwierając się w niedziele zwiększają swoje szanse. Konsekwencją tego będzie jednak zagłada całej masy mniejszych polskich sklepów rodzinnych, prowadzących nierówną walkę z otwartymi w niedzielę rzekomymi „placówkami pocztowymi”

– ocenia Alfred Bujara, szef handlowej „Solidarności”. Jego zdaniem, dla wielu mniejszych kupców w Polsce rozpoczyna się właśnie „ostatnia bitwa o klienta”.

– Mam liczne sygnały, że oni nie przetrzymają do lutego – podkreśla Alfred Bujara.

Pracownicy handlu: skrajnie przeciążeni, nisko wynagradzani

Alfred Bujara ostrzega, że w wyniku faktycznego przywracania przez „pocztową furtkę” handlu w każdą niedzielę, „trwający od początku pandemii wyzysk pracowników przybierze monstrualne rozmiary”.

– Na załogi wszystkich marketów nałożono po wybuchu pandemii dodatkowe obowiązki, wydłużono im godziny pracy – i to cały czas trwa, bo przytłaczająca większość placówek pracuje w zbyt skąpej obsadzie. Pracownicy harują do późnej nocy, a mimo to zadań jest tyle, że często nie ma nawet komu posprzątać. Kobiety przerzucają codziennie tony towarów, w wielu sieciówkach, zwłaszcza w metropoliach, jak Warszawa czy Kraków, zatrudniających już głównie Ukraińców i innych cudzoziemców (bo nikt inny robić tam nie chce), walają się kartony, jakby jakiś huragan przeszedł. I teraz co: ta sama załoga ma jeszcze przygotować sklepy na kolejny dzień i zasuwać w niedziele? Na okrągło?!– pyta oburzony szef handlowej „S”. Jego zdaniem, to, co robią sieci, to „postępowanie skrajnie nieetyczne: ohyda”.

Alfred Bujara przyznaje, że był przeciwny wprowadzaniu tak długiego vacatio legis do znowelizowanej we wrześniu ustawy, bo wiedział, że sieci mogą chcieć wykorzystać pozostawiony czas do „ostatecznego wycięcia mniejszej konkurencji”. – I to się właśnie na naszych oczach dzieje. W majestacie kulawego prawa – ubolewa szef handlowej „S”.

Handlowa „Solidarność” zapowiada wielki protest.

Związkowcy nie chcę tego tak zostawić: 4 listopada organizują na ulicach Warszawy wielki protest przeciwko otwierania sklepów w niedziele niehandlowe, a także zbyt małej obsadzie kadrowej wielu placówek, fatalnym warunkom pracy i niskim pensjom.

Jak informują związkowcy, sprzedawcy (kasjerzy) w Biedronkach zarabiają od 3,2 tys. do 3,6 tys. zł brutto miesięcznie. W Lidlu stawki są nieco wyższe – od 3 550 zł do 4 350 zł brutto miesięcznie na początku zatrudnienia (stawki są wyższe w dużych miastach). Doświadczeni pracownicy mogą liczyć na kilkaset złotych więcej. Przy obecnym nakładzie pracy nie są to jednak żadne kokosy, zwłaszcza w dużych miastach. W Krakowie średnia płaca w markecie stanowi zaledwie 55 proc. przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw.

– Gorąco apeluję o udział w proteście do pracowników wszystkich sieci handlowych. Jeśli chcemy, żeby praca w sklepach zmieniła się na lepsze, nasz protest musi być głośny i liczny. Nikt nie rozwiąże naszych problemów za nas. Musimy zrobić to sami – zachęca Alfred Bujara. Na stronie Krajowej Sekcji Pracowników Handlu „S” można znaleźć listę haseł, pod jakimi zamierzają demonstrować związkowcy:

  • PODWYŻKI WYNAGRODZEŃ – Pracownikom handlu ciągle dokładane są nowe obowiązki. Tymczasem wynagrodzenia od lat stoją w miejscu lub rosną bardzo powoli. Dlatego domagamy się prawdziwych podwyżek. Takich, które odczujemy w naszych portfelach. Wyższe wynagrodzenia to jedyny sposób, aby zatrzymać w sklepach doświadczonych pracowników i zachęcić nowe osoby do pracy w handlu.
  • ZWIĘKSZENIE LICZBY PRACOWNIKÓW W SKLEPACH – Z roku na rok pracowników jest coraz mniej, a pracy coraz więcej . Obowiązkom, które kiedyś wykonywały 2-3 osoby, dzisiaj musi sprostać 1 pracownik. Dodatkowo godziny otwarcia sklepów są coraz dłuższe. Mamy już dość pracy ponad siły! Pracowników jest za mało i pracodawcy wreszcie muszą sobie to uświadomić!
  • NIEDZIELE WOLNE OD PRACY W HANDLU– 3 lata temu „Solidarności” udało się wprowadzić ograniczenia handlu w niedziele. Żadnemu pracownikowi handlu nie trzeba tłumaczyć, jak ważna jest to sprawa. Niestety w ostatnich miesiącach kolejne sieci zaczęły obchodzić prawo i ponownie otworzyły sklepy w niedziele. W wyniku interwencji „Solidarności” Sejm uszczelnił ustawę o ograniczeniu handlu w niedziele, ale nowe przepisy wejdą w życie dopiero w styczniu lub lutym przyszłego roku. Domagamy się, aby sieci handlowe już dziś przestały omijać prawo i przywróciły pracownikom prawo do niedzielnego odpoczynku z rodzinami.

– Nie możemy dłużej zgadzać się na przeciążenie pracą, na niskie wynagrodzenia, na pracę po kilkanaście godzin dziennie siedem dni w tygodniu. Musimy pokazać nasze niezadowolenie – kwituje Alfred Bujara.

Markety przyznają bonusy. Kto da w niedzielę 200 procent normalnego wynagrodzenia?

Tymczasem przedstawiciele kolejnych sieci wprowadzają lub zapowiadają specjalne bonusy dla pracowników, a przede wszystkim dodatkowe wynagrodzenia za pracę w niedziele, rzędu kilku złotych za każdą godzinę. Kaufland oświadczył, że przeznaczy na to 3 mln zł; na dodatki mogą liczyć zarówno pracownicy sklepów gotowi pracować w niedziele (wszystkie, nie tylko te z objęte zakazem), ale i magazynierzy przygotowujący niedzielne dostawy. Identyczne rozwiązanie zapowiada Lidl. Obie sieci tłumaczą, że do skorzystania z furki „pocztowej” zmusiła je konkurencja.

– Decyzję o otwarciu sklepów w niedziele podjęliśmy jako jedna z ostatnich sieci ze względu na działania konkurencji, jednak teraz jako jedni z pierwszych wypłacamy dodatek finansowy za tę pracę. Doceniamy ogromną mobilizację i zaangażowanie naszych pracowników, za co bardzo im dziękujemy

– tłumaczy Aleksandra Robaszkiewicz, Head of Corporate Communications and CSR w Lidl Polska (sieć wyda na niedzielne dodatki 7 mln zł).

Z kolei Biedronka zaproponowała pracownikom dodatek w wysokości 125 złotych brutto (90 zł na rękę) za 12-godzinna niedzielną dniówkę. Związki zawodowe przyjęły to – delikatnie mówiąc – bardzo chłodno, choć przy takim rozwiązaniu pracownik zyska ponad 10 zł brutto za każdą godzinę.

To znacznie więcej niż we francuskiej sieci Carrefour, która ogłosiła, że niedzielny dodatek wynosił będzie 30 proc. stawki godzinowej wynikającej z minimalnego wynagrodzenia określonego w ustawie. Minimalne wynagrodzenie w 2021 roku wynosi 18,30 zł za godzinę. 30 procent z tego daje 5,49 zł za godzinę, w ciągu 12-godzinnej niedzielnej pracy pracownik zyska więc w niedziele niehandlowe niespełna 66 zł w porównaniu z normalnym dniem roboczym. Początkowo menedżerowie Carrefoura założyli, że będzie to wystarczająca zachęta dla pracowników, by dobrowolnie zgłaszali się do pracy w niedziele. Okazało się jednak, że chętnych tak mało, że nie dałoby się otworzyć niemal żadnego marketu. Dlatego – jak podają działacze „Solidarności” we francuskiej sieci – zarząd zrezygnował z dobrowolności i nie zostawił pracownikom wyboru przy tworzeniu niedzielnych grafików.

Część sieci zreflektowała się już, że nowe zasady wywołały falę niezadowolenia wśród pracowników – co może stanowić nie lada problem w czasach, gdy skompletowanie kadr w kluczowych sklepach, zwłaszcza w większych miastach, jest coraz większym wyzwaniem. Uspokojeniu nastrojów mają służyć m.in. informacje o przedświątecznych bonusach dla wszystkich zatrudnionych (rzędu 500-700 zł). Jeszcze dalej poszła Biedronka, która zapowiedziała właśnie, że – chociaż mogłaby – nie otworzy swoich placówek w najbliższą niedzielę – 31 października.

– Rozumiemy, jak istotnym świętem dla Polaków jest Dzień Wszystkich Świętych przypadający 1 listopada. To dzień, który spędzamy z naszymi bliskimi, odwiedzając miejsca spoczynku krewnych i poświęcając czas na chwilę refleksji. Pragnąc, aby każdy z naszych pracowników mógł ze spokojem przygotować się do tego święta, zdecydowaliśmy, że wyjątkowo, w dniu 31 października wszystkie sklepy sieci Biedronka będą zamknięte. Mamy nadzieję, że dzięki temu, wszyscy nasi pracownicy będą mogli spokojnie dotrzeć do swoich domów i spędzić ten ważny czas z najbliższymi

– tłumaczy Jarosław Sobczyk, członek zarządu i dyrektor personalny w sieci Biedronka.

Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych od kilku lat przekonuje, że wynagrodzenie za pracę w niedziele powinno wynosić dwukrotność wynagrodzenia za normalne dni pracy. Co ciekawe, część organizacji pracodawców skłonna jest poprzeć takie rozwiązanie – pod warunkiem, że niedzielny zakaz handlu zostanie całkowicie zniesiony, a otwieranie sklepów (lub nie) będzie zależeć od tego, czy dany pracodawca znajdzie odpowiednią liczbę pracowników chętnych do pracy w niedziele.

Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji, zrzeszająca największe sieci handlowe nad Wisłą, od ponad roku apeluje do rządu o zawieszenie zakazu handlu w niedziele przynajmniej na czas pandemii. Przekonuje, że „byłoby to dużym wsparciem dla handlu – przedsiębiorców prowadzących sklepy w galeriach handlowych, logistyki i producentów – w walce z negatywnymi skutkami ekonomicznymi epidemii COVID-19”. Władze POHiD podkreślają, że na poprawie sytuacji finansowej sklepów powinno zależeć także rządowi, albowiem sieci handlowe należą do największych płatników podatku dochodowego od firm (CIT). Niedawno minister finansów Tadeusz Kościński uroczyście wręczył podziękowanie szefom polskiego oddziału Jeronimo Martins, zawiadującego siecią Biedronka. Portugalska sieć okazała się czwartym największym płatnikiem CIT w kraju, po ING Banku Śląskim, Banku PKO i Santander Bank Polska – wpłaciła do budżetu 689,8 mln zł, czyli więcej niż ORLEN i Polskie Sieci Energetyczne razem wzięte.

Źródło: https://dziennikpolski24.pl/wszystkie-sklepy-sieci-otwarte-w-niedziele-biedronka-lidl-i-inni-giganci-do-lutego-beda-poczta-handlowa-solidarnosc-to-kpina-z/ar/c3-15873071

Translate »