Załoga fabryki firanek ADO w Legnickiej
Specjalnej Strefie Ekonomicznej otrzymała majowe
premie za dobrą pracę. Ich wysokość robi
wrażenie, bo w niektórych przypadkach wyniosły
.. 10 złotych!
- Szefostwo naszej firmy chyba chciało z nas
zakpić. Jeśli o to chodziło, to udało się!
Poczułyśmy się jakbyśmy dostali w twarz.
Zwyczajnie poniżyli nas! – żalą się szwaczki
zrzeszone w zakładowej „Solidarności”.
- Nie dość, że od lat nie miałyśmy żadnych
podwyżek, to jeszcze premie konsekwentnie
malały. Teraz jednak to już nie premia, tylko
jałmużna. Większość z nas dostała po 9-10
złotych. Niektóre koleżanki, które były na
chorobowym, bądź urlopie, po 3-4 złote – dodają
wściekłe pracownice fabryki.
Szwaczki postanowiły pieniądze oddać
zarządzającemu zakładem wiceprezesowi Michaelowi
Schroeiberowi. Zebrały bilon do worka i zaniosły
do gabinetu swojego szefa. Dołączyły do niego
„podziękowania” o treści: „Oddajemy panu
wiceprezesowi swoją ciężko zarobioną premię”.
W fabryce ADO wrze od końca marca po tym, jak
zarząd niemieckiej spółki dyscyplinarnie zwolnił
jedną ze szwaczek za wywieszenie na zakładowej
bramie związkowej flagi. Załoga zrzeszona w
„Solidarności” weszła w spór zbiorowy z
pracodawcą. Żąda podwyżek, respektowania prac
związkowych oraz przywrócenia koleżanki do
pracy.
W kwietniu pod fabryką doszło do serii
manifestacji związkowców z całego regionu.
Sprawa zwolnienia szwaczki trafiła do sądu.
Proces rozpoczął się w środę.
Praktykami szefów fabryki firanek zajęła się też
legnicka prokuratura, która wszczęła śledztwo w
sprawie łamania ustawy o związkach zawodowych i
prawa pracy.