Sprawa kary b. komendanta MO


Najprawdopodobniej dopiero we wrześniu zapadnie decyzja w sprawie odroczenia odbywania kary przez b. zastępcę komendanta miejskiego MO w Lubinie Jana M.

B. milicjant został skazany prawomocnym wyrokiem na 3,5 roku więzienia za sprawstwo kierownicze zabójstwa trzech osób w czasie solidarnościowej demonstracji w stanie wojennym 31 sierpnia 1982 r.

Jan M. został skazany w lipcu 2007 r. przez Sąd Okręgowy we Wrocławiu. Proces M. toczył się po raz czwarty. Prokurator domagał się dla niego 9 lat więzienia. On sam prosił o uniewinnienie. Ostatecznie M. został skazany na 7 lat więzienia, jednocześnie, na mocy amnestii, sąd zmniejszył mu karę o połowę. W lutym 2008 r. Sąd Apelacyjny utrzymał w mocy zaskarżony przez Jana M. wyrok.

B. oficer milicji w połowie kwietnia 2008 r. złożył jednak w sądzie wniosek o odroczenie odbywania kary ze względu na zły stan zdrowia i problemy kardiologiczne. Mężczyzna dowodził, że wielokrotnie miał zawał serca i nie może odbywać zasądzonej kary więzienia. Sąd Okręgowy jeszcze w kwietniu poprosił biegłego sądowego o wydanie opinii w tej sprawie. Opinia miała być wydana w czerwcu.

Ostatecznie jednak - jak poinformował w piątek rzecznik prasowy Sądu Okręgowego we Wrocławiu Bogusław Tocicki - biegli nie zdołali wydać tej opinii. - Opinia zostanie przygotowana na wrzesień - mówił Tocicki. Wtedy też sąd zdecyduje czy stan zdrowia skazanego pozwala na odbywanie kary więzienia.

Sąd Okręgowy we Wrocławiu wydając wyrok w lipcu 2007 r. uznał, że M. nie tylko wydał rozkaz użycia broni z ostrą amunicją 31 sierpnia 1982 r., ale jeszcze w trakcie zamieszek opuścił miejsce zdarzeń i wrócił na komisariat nie interesując się tym, co dzieje się na ulicach Lubina.

Według sądu to do czego doprowadził M. najlepiej oddają słowa jednego ze świadków, wtedy funkcjonariusza NOMO (Nieetatowe Oddziały Milicji Obywatelskiej - red.): "M. rozpętał wojnę na ulicach Lubina i uciekł".

Od kul milicji zginęli wtedy Mieczysław Poźniak, Andrzej Trajkowski i Michał Adamowicz. Tajkowski i Adamowicz zginęli od postrzału w głowę. Poźniak doznał bardzo poważnych ran brzucha. Nie wszyscy byli manifestantami. Niektórzy z zabitych byli przypadkowymi świadkami zdarzeń - w drodze do pracy.

Reprezentujące rodziny zabitych mężczyzn mec. Henryk Rossa mówił tuż po wyroku, że to był jego najdłuższy proces w życiu. - Reprezentowałem rodziny zabitych w tym procesie przez 16 lat i choć nie jestem do końca usatysfakcjonowany, to cieszę się, że to już koniec - mówił Rossa. Przyznał, że w tym procesie ława z oskarżonymi była zbyt krótka, powinno na niej zasiąść o wiele więcej osób: od bezpośrednich sprawców - funkcjonariuszy strzelających do manifestantów po członków Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. 

Do tej pory do więzienia trafili i odsiedzieli wyroki: Bogdan G., b. z-ca komendanta wojewódzkiego MO w Legnicy, który został skazany na rok i trzy miesiące więzienia za kierowanie pacyfikacją tej samej manifestacji w Lubinie, oraz Tadeusz J., dowódca plutonu ZOMO, który został skazany na 2,5 roku więzienia.

Proces lubiński po raz pierwszy rozpoczął się w 1993 r. Po dwóch latach sąd uniewinnił Bogdana G. z braku wystarczających dowodów. Janowi M. i Tadeuszowi J. umorzono postępowanie z powodu przedawnienia. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu w 1996 r. uchylił ten wyrok i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia.

Drugi proces rozpoczął się w 1997 r., ale i tym razem oskarżeni nie zostali ukarani. Sąd uznał, że są oni, co prawda, winni śmierci manifestantów, ale kara za to podlega umorzeniu, bo sprawę obejmuje amnestia z 1984 r. Sprawa ponownie trafiła do Sądu Apelacyjnego, który podobnie jak za pierwszym razem, uchylił wyrok, ale ze względów proceduralnych. Pod uzasadnieniem wyroku podpisało się dwóch sędziów i czterech ławników, czyli o jednego za dużo.

Ostatecznie sprawę rozstrzygnął Trybunał Konstytucyjny. Zadecydował, że nie ma amnestii dla winnych zbrodni PRL, m.in. dlatego, że ich czyny nie były wtedy ścigane. Oznacza to, że wrocławski sąd nie mógł wobec oskarżonych ponownie zastosować amnestii z 1984 r.

 

Źródło informacji: INTERIA.PL/PAP