Emocje rozgrzane do czerwoności. Sesja przerwana do 1 marca
Ponad dwie godziny trwała dyskusja między strajkującymi pracownikami MOPS i DPS i wspierającymi ich rodzicami, radnymi i władzami Legnicy. Temat był jeden – podwyżki dla strajkujących. Po ponad 2,5 słownego przerzucania się argumentami sesja została przerwana. Prezydent zaprosił szefową związków i dyrektorów placówek do rozmów.
Jak zapowiadali, tak zrobili. Po głośnej pikiecie przed Ratuszem strajkujący przenieśli się do sali sesyjnej i na przyległe korytarze. Oprócz strajkujących na sali sesyjnej pojawiły się matki z dziećmi.
– Dla mnie to dramatyczna sytuacja. Jestem w szoku, że prezydent dopuścił do takiej sytuacji. Jeżeli strajk potrwa dłużej, nie będę miała wyjścia i zabiorę dziecko do pracy – powiedziała jedna z mam.
– Moja półtoraroczna córka chodzi do żłobka przy Anielewicza do naszych cudownych pań i jest bardzo zadowolona, że tam chodzi, a dzisiaj jest bardzo niezadowolona, że nie mogła tam pójść. Chwilowo mam urlop, ale co dalej nie wiem. Prezydent musi coś zrobić, bo rodzice nie są w stanie ciągle brać wolnego czy L4, bo my też potracimy pracę – dodała druga z kobiet.
– Pomimo że ogłosiliśmy strajk z miesięcznym wyprzedzeniem, to nie przedstawił pan żadnej propozycji. Przypominam, że to pan decyduje o budżecie miasta. Stawianie się w roli obserwatora i zrzucanie winy na dyrektorów, jest z pana strony niepoważne – zwróciła się do Tadeusza Krzakowskiego Aneta Mazur, szefowa „Solidarności” w MOPS, dodając, że ani na zaproszenia do rozmów, ani propozycje „daleko idących ustępstw” nie doczekały się reakcji.
– Mamy dość traktowania nas przez pana, jako zbędnego kosztu i pracowników drugiej kategorii. Zostaliśmy zmuszeni, by upomnieć się o nasze prawa, godne wynagrodzenie, a przede wszystkim szacunek dla naszego zawodu. Pana bierność doprowadziła do tego, że dziś żadna z placówek MOPS nie funkcjonuje w swoim zwykłym trybie. Zamknięte zostały wszystkie żłobki, potrzebujący nie otrzymają świadczeń, seniorzy nie otrzymają obiadów, a dzieci nie mogą korzystać z pomocy ośrodków – punktowała Aneta Mazur.
Według wyliczeń na podwyżki dla pracowników Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i Domu Pomocy Społecznej, których Ci się domagają w swoich postulatach, miasto musiałoby wyłożyć ponad 19,5 miliona złotych, a jak przekonywał prezydent, takich pieniędzy w budżecie nie ma. Wskazał też, jak dużo miasto dokłada do każdego seniora przebywającego w DPS i dziecka w żłobku. Pobyt podopiecznego w DPS przy ulicy Grabskiego to koszt średnio 7 tys. zł. Przy Kubusia Puchatka ponad 9 tys. zł miesięcznie. 25 proc. tej kwoty pokrywa rodzina, resztę 75 proc. miasto. 12 proc. miesięcznego utrzymania dziecka w miejskim żłobku pokrywają rodzice, pozostałą kwotę dopłaca miasto i państwo. Przypomniał też radnym opozycyjnym, że odrzucili projekt uchwały podnoszącej stawkę podatku od nieruchomości, która miała przynieść budżetowi w tym roku 6 mln zł, który, jak powiedział, miały trafić także do kieszeni pracowników budżetowych miasta.
Takie argumenty nie trafiały do radnych opozycyjnych. Jarosław Rabczenko wytknął Tadeuszowi Krzakowskiemu, że problem niskich zarobków w MOPS znany jest już od co najmniej ośmiu lat.
– Apeluję, aby w końcu podejść poważnie do tematu. Nie rozumiem dlaczego, choć od lat mówi się o trudnej sytuacji w MOPS-ie, nie znalazł pan czasu, żeby spotkać się z pracownikami – grzmiał Jarosław Rabczenko.
Padły zarzuty o rozpoczęciu kampanii wyborczej rozpoczętej przez niektórych radnych. Radna Joanna Śliwińska-Łokaj zaapelowało o ostudzenie emocji i przystąpienie do rozmów ze strajkującymi. Na wniosek Macieja Kupaja sesja rady miejskiej została przerwana do środy. W tym czasie prezydent ma się spotkać ze strajkującymi i wypracować kompromis.
Przed sesją związkowcy z MOPS i DPS piketowali przed Urzędem Miasta w Legnicy.