Krajobraz po bitwie
Waldemar Bartosz
Miliony Polaków żyły nadzieją.
Nadzieje te wyrazili w ostatnich wyborach parlamentarnych i prezydenckich.
Chodziło o naprawę państwa, o uczciwość i sprawiedliwość w życiu publicznym.
Dwa ugrupowania wiodące w sondażach: PO i PiS, choć
zróżnicowane programowo, obiecały wspólną koalicję rządową. Werdykt obywateli,
wyborców był jednoznaczny – wygrał PiS a tuż za nim
PO. Wydawało się więc, że logika demokracji wyznaczy
taką właśnie koalicję. Niestety, tak się nie stało. Opadł bitewny kurz i
okazało się, że wyborcy jedno, natomiast liderzy partii – co
innego. Ktoś powie – różnice programowe były zbyt głębokie, aby mariaż PiS-u i PO mógł nastąpić. Nie wydaje się jednak, że jest to
prawdą. Ostatnie enuncjacje premiera Kazimierza
Marcinkiewicza pokazują, że zwycięska partia przyjmuje niektóre
rozwiązania Platformy Obywatelskiej. Premier zapowiedział np.,
że jest zwolennikiem podatku prostoliniowego, polegającego na 3x18 plus kwota
wolna od podatku. Niektóre decyzje personalne idą też w tym kierunku. Minister
Zdrowia – Zbigniew Religa, do niedawna czołowa postać w Komitecie Honorowym
Donalda Tuska jest znanym zwolennikiem prywatyzacji służby zdrowia i prywatnych
systemów ubezpieczeń zdrowotnych. Minister finansów – Teresa Lubińska dotychczasowa
działaczka Unii Wolności ze Szczecina nie reprezentuje wrażliwości społecznej w
polityce finansowej państwa. Jeśli nie o program tu chodzi, to
w czym rzecz – może zapytać przeciętny Polak. Wydaje się, że chodzi o
animozje personalne i polityczne. Po prostu – kto kogo
weźmie na przeczekanie. Tymczasem czas płynie i domaga się podejmowania
decyzji. Dotychczasowe doświadczenie pokazuje, że rząd mniejszościowy do
zwykłego przeżycia potrzebuje choćby doraźnych sojuszy parlamentarnych. W
obecnym przypadku albo z PO, albo z Samoobroną. Inne konstelacje nie dają
większości a ta jest potrzebna do podejmowania tych decyzji właśnie. Wydaje
się, że w obecnym stanie emocji pierwsza alternatywa nie wchodzi w rachubę.
Pozostaje rządowi więc liczyć na sojusze z Samoobroną
i ewentualnie z PSL-e lub LPR-em.
To owszem daje większość. Rodzi się w tym momencie kolejne pytanie
– za jaką cenę? Pytanie to w polityce nie jest bezzasadne. Szczególnie w
przypadku partii Andrzeja Leppera. Nie trzeba posiadać bujnej wyobraźni, żeby
wyobrazić sobie eskalację żądań i ewentualnych koncesji dla Samoobrony. Z
pewnością Leppera nie zadowoli wyłącznie fotel wicemarszałka Sejmu. Mieliśmy
tego przykład w okresie rządu Belki. Istnieje więc
obawa, że bez stabilnej większości rządowej posiadającej takie właśnie poparcie
w Sejmie, rząd mniejszościowy będzie zagrożony w swym istnieniu, albo też
stanie się zakładnikiem nieformalnych układów politycznych. Na tym wygrywać
będzie ktoś inny.
Powrót do strony: Tygodnik Solidarność Świętokrzyska