Medialna rzeczywistość
Waldemar Bartosz
Niezapomniany Kisiel, czyli Stefan
Kisielewski jeszcze w latach siedemdziesiątych poprzedniego już wieku
skonstatował, że batalie publiczne o ważne sprawy, tak naprawdę nie obchodzą
nikogo. Stwierdził bowiem, że stałych czytelników
prasy jest około pięć procent społeczeństwa, a to znaczy, że pozostała lwia
część żyje własnym życiem i własnymi problemami, nie podsycanymi przez mądrych
publicystów. Trudno sądzić, że dzisiaj, po czterdziestu latach proporcje te są
znacząco różne.
Tymczasem dla czytelników rozmaitych
periodyków wydaje się, że toczące się na ich łamach debaty są odzwierciedleniem
życia. Jednocześnie uważni obserwatorzy życia medialnego mogą też zauważyć
kolejny problem. Wielokrotnie ma się wrażenie, że zapaleni dyskutanci poruszają
sprawy, o których praktycznie niewiele wiedzą. Ostatnia dyskusja na temat
Traktatu o przyjęciu Konstytucji Unii Europejskiej jest tego dobitnym
przykładem. W telewizyjnym programie „Warto rozmawiać” jeden z zaangażowanych
dyskutantów przyznał, że projektu Traktatu nie czytał. Jest on obszerny, pisany
technicznym, odstraszającym językiem, więc okoliczności te usprawiedliwiają
niechęć do lektury. Można to zrozumieć. Tylko po co
zabierać na ten temat głos? Również ostatnio w lokalnym dzienniku napisano o kolejnym
oryginalnym zamiarze Pani senator Marii Szyszkowskiej.
Będąc w Kielcach oznajmiła, że zamierza kandydować w wyborach prezydenckich.
Ile tracą profani omijający lekturę prasy! Nie wiedzą o tym. I pewnie się nie
dowiedzą już nigdy, trudno bowiem przypuszczać, że
polityczne środowisko Pani profesor poprze tę kandydaturę. Zresztą ci sami
ludzie stroniący od prasy też się pewnie nie dowiedzą, że ta sama Pani nie
będzie noblistką. Została bowiem
jej kandydatura przedstawiona do nagrody Nobla przez europejskie środowiska
gejowskie. Tylko te dwa przykłady potwierdzają tezę Kisiela, że tworzona przez
media rzeczywistość niewiele ma wspólnego z realnymi problemami, którymi żyją
przeciętni ludzie. Po prostu kreują rzeczywistość wirtualną. Gorzej jest jeśli prawdziwe i dotkliwe problemy nie mają swojego
odbicia w mediach. Trudno znaleźć poważną diagnozę problemów społecznych, w tym
także pracowniczych. Wielokrotne konferencje prasowe odbywające się w siedzibie
Świętokrzyskiej „Solidarności” rzadko mają medialną reperkusję. Przykładem jest
ostatnia konferencja dotycząca wypadków przy pracy i szerzej mówiąc – warunkom
pracy. Kilkunastu obecnym dziennikarzom na tym spotkaniu widać ten problem nie
odpowiadał, bowiem nie pozostawił śladu w lokalnych mediach. Jest to z pewnością
poważne wyzwanie. Trudne wyzwanie, gdyż właściciele mediów kreują politykę
redakcyjną. Czasami podyktowaną względami politycznymi, częściej chyba
względami komercyjnymi. Plotka po prostu lepiej się sprzedaje.
Powrót do: Tygodnik Solidarność Świętokrzyska