BYĆ BLISKO BOŻEGO
PAPIEŻA
Kazimierz Pasternak
Trudno jest po ludzku pogodzić się z Twoim
odejściem, Drogi Ojcze Święty, z grona żywych ku chwale
niebios.
Co my teraz zrobimy bez Ciebie?
Osieroceni i nieprzygotowani. Co będzie z naszą Ojczyzną, tak
boleśnie uzyskaną niepodległością i
Solidarnością? Czy damy radę sprostać wyzwaniom
współczesnego świata? Na ile zrozumiemy i zrealizujemy Twoje
przesłanie? Przecież ten współczesny świat, Europa i
nasza Ojczyzna wymaga nadal olbrzymiej przemiany i obrony przed siłami
zła, niesprawiedliwością, ubóstwem i totalitaryzmami
wszelkiej maści skierowanymi przeciw człowiekowi.
Dałeś nam przykład
jak pracować, modlić się i zwyciężać mamy.
Nigdy nie zapomnę pierwszej
Twojej, Ojcze Święty, pielgrzymki do naszej Ojczyzny, do jej stolicy.
Zupełnie nieprzygotowany, kierując się odruchem serca udało
mi się okazyjnie na czas do stolicy dojechać mimo
ostrzeżeń, że tam nie będzie miejsca, że ciasnota
zmusi pielgrzymów do kilkukilometrowego marszu do stolicy. Nic z tych
rzeczy. Udało się wjechać niemal do samego centrum. Tam już
wtedy była inna Polska, inni ludzie. Znalazłem się na Nowym
Świecie w bezpośrednim sąsiedztwie komitetu centralnego -
władz partyjnych. Był to jeszcze realny socjalizm. Na trasie
przejazdu papieskiego orszaku nieprzebrane tłumy ludzi i mnóstwo
kwiatów przypominających barwny dywan, po którym otwarty papamobil majestatycznie z Polakiem Papieżem
przejechał przy olbrzymim entuzjazmie. Odpowiedzialni za porządek
milicjanci słynący wcześniej z brutalności i bezwzględności
okazali się bardzo ludzcy. Ludzie modlili się na
różańcu, głośno, pewnie, w obecności
stróżów porządku i sąsiedztwie partyjnych
bossów schowanych za oknami komitetowego gmaszyska. Wszyscy bez
wyjątku byli tam na miejscu pierwszego w dziejach papieskiego przejazdu
ulicami Warszawy - wewnętrznie radośni, wyciszeni i wielcy. Nie
brakowało napojów i skromnego poczęstunku. Nikt nie miał
prawa być spragniony czy głodny. Na dawny Plac Zwycięstwa,
obecnie Marszałka J. Piłsudskiego dostałem się wraz z przypadkowo
spotkanym księdzem. Byłem blisko papieża i Krzyża, przy
którym odprawiona została msza święta. Upalny dzień
nikomu nie przeszkadzał. Zgromadzeni tam wierni wraz z Ojcem
Świętym byli radośni, uczynni i rozmodleni. Tam chyba po raz
pierwszy w powojennej rzeczywistości, obecny na modlitwie naród
uświadomił sobie, że można żyć bez lęku.
Potem przepiękna celebra mszy,
słowa powitania Prymasa Stefana Wyszyńskiego, uroczysty śpiew,
wielkie rozmodlenie obecnych i ta do dziś jakże bliska dla mnie
homilia Papieża i te powtórzone mocne Ojca Świętego
pragnienie: „Niech wstąpi Duch
Twój i odnowi oblicze Ziemi, Tej Ziemi”.
Olbrzymia cisza i skupienie miliona wiernych tam obecnych
przerodziła się w entuzjazm. Był to moment, gdzie trudno
było oprzeć się dreszczom i łzom. Chyba każdy z
obecnych tam to wołanie Ojca Świętego odczytał jako
początek wielkiej, dziejowej, ojczyźnianej przemiany, kolejnego cudu
nad Wisłą. Tak się stało. Powstanie NSZZ „Solidarność”
- to ten ojczyźniany cud, pokojowo przywracający wolność
Polsce i innym krajom środkowej Europy.
Dla
mnie zawsze narodowe pielgrzymki Papieża były świętem,
lekcją patriotyzmu i wyróżnieniem naszej Ojczyzny. Zawsze
byłem z Ojcem Świętym - na krakowskich Błoniach,
dwukrotnie w Warszawie oraz na gdańskiej Zaspie, w Zakopanem, Tarnowie,
Radomiu, w Kielcach, Sandomierzu oraz w Bazylice Św. Piotra na Watykanie z
pielgrzymką „Solidarności”. Było i jest to dla mnie
wielkie przeżycie, duchowa uczta pokory, patriotyzmu, modlitwy i solidarności.
Nie spocznę we wzrastaniu i realizowaniu przesłania Ojca
Świętego Jana Pawła II.
Powrót do: Tygodnik Solidarność Świętokrzyska