Bezrobotnym
na ratunek
Kazimierz
Pasternak
Miało być z miesiąca na miesiąc coraz lepiej. Najpierw na
przeszkodzie tworzenia nowych miejsc pracy stawał konserwatywny, sztywno
zapisany Kodeks pracy. Postanowiono więc ów kodeks zmienić i to wielokrotnie. O
to postarało się dość prężne w tej kadencji lobby pracodawców. Odebrano
pracownicze uprawnienia, zaoszczędzono na bezpieczeństwie i zdrowiu
pracowników, usprawniono tryb zwolnień a wreszcie przyłożono związkom zawodowym
aby zbyt wiele nie kosztowały i zbytnio pracy menadżerom nie utrudniały. W
pościgu za miejscami pracy przyszedł w sukurs pracodawcom wyrok Trybunału
Konstytucyjnego umożliwiający skuteczne wypowiedzenie układów zbiorowych pracy.
Dla zmniejszenia kosztów i w trosce o nowe miejsca pracy liczna grupa polskich
pracodawców nie licząc się z żadnymi argumentami szybko z tego prawa
skorzystała.
Kolejne oszczędności i nowe miejsca pracy miał dać słynny
„plan Hausnera”. Miała to być rozwojowa szansa i setki tysięcy miejsc pracy.
Skończyło się wielką kpiną, może na szczęście, bo wdrożenie tego planu
przyniosłoby więcej szkody niż pożytku dla kraju i obywateli.
Następnie zachwalano programy ożywieniowe dla stosownych
grup wiekowych pozostających bez pracy,
wspomniano o programach lokalnych i unijnych „grantach”. Nareszcie zaczęto
wpatrywać się w ożywieńcze symptomy gospodarcze. Tu zanotowano największe
sukcesy. Już od lipca ubiegłego roku zaczęły być widoczne pierwsze efekty
rzekomego stałego procesu spadku liczby bezrobotnych. Statystyki gospodarcze,
wskaźniki, liczby i prognozy gospodarczego rozwoju kraju od co najmniej
kilkunastu miesięcy stawiają naszą gospodarkę w rzędzie europejskich tygrysów
gospodarczych. Lipcowy spadek bezrobocia był tego ewidentnym dowodem. Niestety,
rychło okazało się, że spadek bezrobocia był zaledwie krótkotrwałym
symbolicznym epizodem, nijak nie związanym z trwającym rzekomo ożywieniem
gospodarczym. Ktoś by zapytał o co u licha chodzi w tej całej wrednej,
nieodpowiedzialnej propagandzie? Przecież już samo majstrowanie przy Kodeksie
pracy miało przynieść setki tysięcy miejsc pracy, nie mówiąc o wspomnianych
dodatkowych eksperymentach z trwającym ożywieniem gospodarki włącznie. Teraz
zamiast bezrobocie maleć, stale rośnie. Zrestrukturyzowana gospodarka
najczęściej zwalnia lub zarabia na zatrudnionych nielegalnie wydłużając czas
pracy, wprowadzając grupowy system czasu pracy lub po prostu nie płacąc
wynagrodzenia pracownikom całymi miesiącami.
Zdaniem jednego z notabli Krajowej Izby Gospodarczej
obchodzącej w tym roku XV-lecie powstania nadal jedną z głównych przyczyn
rosnącego bezrobocia przy kwitnącej gospodarce jest nieelastyczny Kodeks pracy,
który rzekomo utrudnia zwolnienie pracowników gdy brakuje pracy. Tak więc znowu
okazuje się, że prawo pracy szkodzi bezrobotnym. Warto więc zapoznać się z
sytuacją pracownika w dziewiętnastym wieku, żeby przekonać się jak dramatyczna
była tamta bezkodeksowa i bezzwiązkowa rzeczywistość. Czyżby chodziło o
wprowadzenie tamtych wzorców i maksymalne zmarginalizowanie pracownika? Mamy
największe bezrobocie wśród krajów europejskich. Polscy pracownicy udający się
za chlebem do pracy w innych krajach są wyzyskiwani i oszukiwani. Dokąd
prowadzić może droga pogardy wobec człowieka usilnie poszukującego pracy?
Trzeba odrzucić stan krajowej niemożliwości a zacząć na serio tworzyć i to
szybko warunki dla zatrudnienia bezrobotnych. To zadanie dla rządu oraz samorządów najbardziej priorytetowe. Są
w kraju całkiem przyzwoite rezultaty w tej materii w wykonaniu samorządów.
Wreszcie inne kraje udowadniają, że z bezrobociu można zaradzić. My musimy
pomóc bezrobotnym.
Powrót do: Tygodnik Solidarność Świętokrzyska