Zadyma
Waldemar Bartosz
Komentarze
większości mediów wokół tzw. listy Wildsteina można
określić młodzieżowym kolokwializmem – zadyma. Cel tych wystąpień jest jasny.
Chodzi o spowodowanie tak dużego zamętu w głowach czytelników, że zmęczeni
orzekną – po co to wszystko? Apogeum tych zabiegów był artykuł w
postkomunistycznej „Trybunie”. Sławetny ze stanu wojennego redaktor Barański stwierdził po prostu, że na owej liście znaleźli
się aktualni agenci Wojskowych Służb Informacyjnych i w związku z tym praca IPN-u oraz zebrane informacje Wildsteina
zagrażają bezpieczeństwu państwa. Nikt nie zauważył, że IPN gromadzi materiały
zgromadzone do 1989r. Nie zajmuje się natomiast aktualnymi dokumentami służb
specjalnych państwa polskiego. Na dodatek IPN nie tworzył powierzonych mu
materiałów. Są one zdeponowane przez poszczególne struktury wywiadu i
kontrwywiadu. To one decydowały jakie materiały przekazały IPN-owi.
Jak więc można się dopatrzeć błędu w działaniach IPN-u i Bronisława Wildsteina?
Kowal zawinił, cygana powiesili.
Kolejny
argument, z którego się strzela do Wildsteina, to upublicznienie nazwisk znajdujących się w zasobach
archiwalnych IPN-u. Krytykę tę winno się zatem
stosować do każdego historyka, który popełni historyczne opracowanie. Każda
poważna taka publikacja zawiera tzw. aparat naukowy, w tym indeks nazwisk,
które wymieniono w pracy. W indeksie osób dotyczącym losów Polaków w sowieckich
łagrach jest zarówno nazwisko Józefa Stalina jak też gen. Władysława Andersa. Obaj, choć na różny sposób odegrali rolę w tym
przypadku. Prawda, że pierwszy był oprawcą a drugi wybawicielem z niewoli. Żeby
o tym się dowiedzieć trzeba przeczytać książkę. Takie samo znaczenie posiada
tzw. lista Wildsteina. O tym, kto z tej listy pełnił
rolę Stalina a kto Andersa, trzeba po prostu zajrzeć
do zawartości IPN-owskiego archiwum. Takie prawo mają
zarówno osoby zainteresowane jak też naukowcy i dziennikarze. Zamiast tego,
rozpoczął się zgiełk. Jak każdy zgiełk, który jest chaosem jedynie zachęca. I o
to tu pewnie chodzi. Ma to też chyba doprowadzić do zdyskontowania i
skompromitowania IPN-u. W nadziei, iż prawda tam
zamknięta nigdy nie ujrzy światła dziennego. Gdyby tak się stało, byłoby to z
krzywdą dla prawdy o naszej niedawnej przeszłości i celu ówczesnych aktorów na
publicznej scenie. Władysław Bartoszewski, który
otrzymał swoje 14,5 metra teczek, zobaczył w nich np. tę prawdę, iż powstanie w
1956r. opozycyjnego „Krzywego Koła” inspirowali komunistyczni agenci. Zobaczył
też, iż pomimo ingerencji agentury, udało się uchronić to środowisko przed
kontrolowaniem jego zachowań. Jest to jedynie przykład, iż bez tej wiedzy nie
będzie pełnej prawdy o Polakach i Polsce w okresie 1945-1989.
Powrót do: Tygodnik Solidarność Świętokrzyska