Budowy
widma
Kazimierz
Pasternak
Miednica z zimną wodą, dziurawa szopa zbita z desek, brak
czajnika do zagotowania wody – to wcale nie rzadkie „standardy” polskiej,
współczesnej rzeczywistości, często postrzeganej w kategoriach europejskich
uregulowań. Pracownik nie ma w takich sytuacjach nic do gadania. Ewentualne
uwagi najczęściej skutkują natychmiastowym zwolnieniem. Przerwa śniadaniowa
staje się tutaj marzeniem. Z jesienno – zimową rzeczywistością pracownik ma
sobie poradzić sam. Ubranie zimowe, obuwie, rękawice to problem pracowników
tych budów, bo pracodawca w pogoni za zyskami, normami i wydajnością nie chce
sobie głowy zawracać tego rodzaju drobiazgami. Pracownik ma być zadowolony, że
pracuje. Na wyposażenie budowy w prawnie gwarantowane pomieszczenia
higieniczno-socjalne nie ma środków. Zdaniem tych pracodawców to zbędny
wydatek. To samo można powiedzieć o bezpieczeństwie pracy. Nie zabezpieczone
prawidłowo wykopy, brak rusztowań gwarantujących pracownikom bezpieczne warunki
pracy, fatalny stan urządzeń budowlanych, przeciążone dźwigi budowlane to
częsty obrazek widziany przez pryzmat inspektorskich kontroli czy pracowniczych
skarg. W takich sytuacjach najczęściej dominuje jedno tłumaczenie – brak
środków finansowych na poprawę bhp i troskę o zdrowie i życie pracowników.
Skandalicznym problemem jest brak prawidłowo organizowanych szkoleń z zakresu
bhp dla pracowników budowlanych. Wrócił stary, wypróbowany model jedynie
pisemnego potwierdzania przez pracowników rzekomo przeprowadzonego szkolenia.
Efektem takich praktyk jest brak elementarnej wiedzy z zakresu bhp przez
pracowników. Jest to między innymi jedna z przyczyn wypadków przy pracy, często
śmiertelnych. Dreptający po dachach współcześni „kamikadze” pozbawieni
elementarnych zabezpieczeń dla jednych są przykładem głupoty i bezmyślności, a
dla innych odważnymi facetami z ułańską fantazją wykonujący swoje obowiązki.
Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że tego rodzaju dachowy entuzjasta został
przez pracodawcę świadomie wydelegowany do zrobienia konkretnej, trudnej,
skomplikowanej roboty najtaniej jak to możliwe. Dodatkowe linki, hełmy,
barierki i bhp-owskie wymogi dodatkowo kosztują, więc po co narażać firmę na
dodatkowe koszty? Po co zaprzątać sobie głowę kodeksowym wymogiem wykonywania
bieżącej oceny ryzyka zawodowego? Jeśli tak, to z instytucji oceny ryzyka
zawodowego będącej w krajach Unii Europejskiej jedną z podstaw doskonalenia
standardów bezpieczeństwa, zdrowia i pracowniczego wypoczynku w realiach
polskich doprowadzono ocenę ryzyka do skserowanej, nic nie znaczącej normy
stojącej po stronie obowiązków pracodawcy. Na tym bezwzględnie tracą
pracownicy, ich rodziny, budżet państwa i my, podatnicy. Nikt nie wróci życia i
zdrowia tej grupie pracowników zniewolonych i okradanych z własnej godności. Udają
się tego rodzaju nieludzkie praktyki między innymi z powodu zastraszenia,
dużego bezrobocia i instytucjonalnego przyzwolenia. Nie łatwo jest utworzyć
związek zawodowy na tego rodzaju budowie, co nie oznacza, że nie jest to
możliwe i że nie ma znakomitych przykładów organizowania się pracowników w
związki zawodowe, które potrafią skutecznie zablokować praktyki bezkarnego
narażania pracowników na utratę zdrowia, życia czy obdzieranie ich z
przyrodzonej godności. Dodatkowo uzwiązkowione budowlane załogi, te bardziej
odważne i świadome swoich praw wybierają własnych społecznych inspektorów
pracy, którzy mają całkiem nie małe uprawnienia i potrafią skutecznie upomnieć
się o godne warunki pracy. Warto i trzeba o tym pomyśleć, szczególnie tam,
gdzie pracownik jest zapędzony w kierat zniewolenia i szykan i człowieczego
upodlenia. Batalia ta w krótkim czasie musi być wygrana.
Powrót do: Tygodnik Solidarność Świętokrzyska