Inni potrafią, my nie

Kazimierz Pasternak

 

Minęło półrocze od chwili wejścia Polski w struktury Unii Europejskiej. Za kilkanaście dni powitamy nowy rok AD 2005, który będzie poświęcony 25-leciu NSZZ "Solidarność" – współczesnego i światowego fenomenu, dzięki któremu z woli Boga i bohaterskich ludzi tamtych lat udało się w bezkrwawy sposób pokonać totalitaryzm komunistyczny, obalić mury i bariery dzielące narody – uzyskując w ten sposób szansę życia i rozwoju w wolnym świecie. Pytanie, jak ta szansa zostaje w naszym narodowym domu wykorzystana na drodze ideałów solidarności, wolności i sprawiedliwości adresowanych do mieszkańców naszej ojczyzny? Czy przypadkiem po raz kolejny w historii nie udowadniamy, niezrozumiałej dla innych, doskonale opanowanej metody przegrywania wygranych? Co dzieje się z naszą godnością i polską pracą? Te pytania wymagają odpowiedzi, które zapewne będą.

Zorganizowane na początku grudnia br. przez Zarząd Regionu NSZZ "Solidarność" w Częstochowie seminarium pt. „Prawo pracy po wejściu Polski do UE – pierwsze doświadczenia” z udziałem m.in. Głównego Inspektora Pracy miało przynajmniej hasłowo dać odpowiedź na pytanie jak obecnie realizowane jest prawo pracy w zmienionej sytuacji politycznej, gospodarczej i społecznej będącej wynikiem naszego przystąpienia do Unii Europejskie. Niestety, nie ma się z czego cieszyć. Pracownik u nas w przeważającej opinii uczestników seminarium został zniewolony w szerokim tego słowa znaczeniu. Padały pytania, kiedy wreszcie nasz kraj wyjdzie z cywilizacyjnej zapaści, groźnej dla obecnego i przyszłych pokoleń. Nadal dziesiątki tysięcy pracowników nie otrzymuje wynagrodzeń w terminie. Bezkarnie wydłużane są kodeksowej normy czasu pracy. Brak egzekucji prawa pracy i poszukiwanie w każdej dziedzinie zysku za wszelką cenę doprowadziło do sytuacji, w której nasz kraj stał się jedynym w Europie, gdzie zarobki pracownicze są najmniejsze a czas pracy najdłuższy. Nawet takie kraje jak Czechy, Słowacja, Słowenia czy Łotwa potrafiły zadbać o respektowanie cywilizowanych norm pracy i uniknęły skutecznie tego, co myśmy sobie zgotowali. Do tego dochodzi masowe zjawisko dotowania firm przez pracowników, szykany i zastraszenie. Pracownik bez względu na profesję nie jest pewien zarówno tego czy będzie pracował oraz czy po przepracowaniu miesiąca przyniesie wypłatę do domu. Jeśli sięgnie po przepisy i podejmie walkę z ewidentnym bezprawiem to musi się liczyć z często kilkuletnim dochodzeniem swoich praw już niestety najczęściej jako bezrobotny. Jednym z powodów nieskutecznej egzekucji obowiązującego prawa pracy w naszym kraju poza przewlekłością postępowań sądowych, często zmieniającego się prawa systematycznie osłabiającego pozycję pracowników oraz związków zawodowych są wręcz śmiesznie niskie kary finansowe, którymi dysponuje Państwowa Inspekcja Pracy. Dla porównania, u nas inspektor pracy może nałożyć mandat za nieprzestrzeganie przepisów prawa pracy w kwocie zaledwie 234 euro, podczas gdy w Belgii stawka ta wynosi 12 600 euro, na Litwie – 4 500 euro a w Słowenii – 4 000 euro. Pytanie, komu u nas zależy na kontynuacji dręczycielskiej strategii pracowniczej i marginalizacji bardzo licznej grupy obywateli.

Nie pomagają apele, nagłaśniane afery zniewalania ludzi i prokuratorsko-sądowe postępowania. Może trzeba byłoby zacząć od przeglancowania rozwiązań na nasz grunt – skutecznych w innych krajach.

  Powrót do: Tygodnik Solidarność Świętokrzyska