Witaj Majowa Jutrzenko

Waldemar Bartosz

 

Mija już 213 rok od daty uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Fakt, że przez ten długi czas trwa o niej pamięć świadczy, iż wpisała się na trwałe w historię państwa i narodu polskiego. Pomimo tego, że owoce jej zapisów nie były przez Polaków konsumowane. Pierwszy rozbiór Polski zniweczył zamiary zapisane w Ustawie rządowej – taką bowiem nazwę owa Konstytucja nosiła. Wpisanie się daty 3 Maja 1791 roku w powszechną świadomość narodową ma więc inny, symboliczny wymiar, mający niewiele wspólnego z faktycznym oddziaływaniem postanowień Konstytucji. Prawda, iż na kontynencie europejskim była to pierwsza a w skali światowej druga, po Stanach Zjednoczonych, Ustawa Zasadnicza. Fakt ten też chyba nie determinuje tak długiej o niej pamięci. Wydaje się więc, iż dwie okoliczności w sposób znaczący wpłynęły na swoiste wdrukowanie się w zbiorową pamięć tego wydarzenia. Pierwsza z nich to okoliczność uchwalenia Ustawy Rządowej, zarówno wewnątrzpaństwowa jak i zewnętrzna. Kształtowanie się mieszczaństwa, wzrost świadomości państwowej szlachty, oświecone kręgi duchowieństwa rodziły zapotrzebowanie na uregulowanie statusu tych warstw, wzajemne relacje między nimi oraz określenie kompetencji króla i sejmu. Okoliczności te współistniały ze świadomością zewnętrznych zagrożeń ze strony ówczesnych sąsiadów, szczególnie Rosji rządzonej przez Katarzynę II. Działo się to w okresie, w którym zgodnie z oświeceniową spuścizną wierzono w prawa naturalne i dostosowane do nich prawa stworzone przez przedstawicieli narodu. Łączono te myśli z dorobkiem polskiego renesansu reprezentowanego przez Andrzeja Frycza Modrzewskiego i Jana Kochanowskiego. Ale decydującą rolę odegrały własne doświadczenia. Proroczo brzmiały słowa księdza Stanisława Staszica zapisane w „Uwagach nad życiem Jana Zamojskiego”. Przepowiadał tam on utworzenie konfederacji przy zwołaniu sejmu, która uwolni od obrady od zmory liberum veto i tyranii konserwatywnej części magnatów. Taki sejm winien był „nadać wszystkim równą obywatelską wolność, zniszczyć szczególne przywileje jednych, szkodzące drugim, znienawidzić próżniaki”. Jest rzeczą oczywistą, że idea równości stanów, zniesienie nienależnych przywilejów dla wzmocnienia państwa, rodzić musiała opór spowodowany naruszeniem dotychczasowych interesów uprzywilejowanych grup. Opozycję tę wzmacniała tzw. partia moskiewska widząca w planowanych zmianach naruszenie również interesów mocarstwowych Moskwy. Na pełnym dramatycznego napięcia poufnym zebraniu poselskim w pałacu Radziwiłłowskim pod wieczór 2 maja, kontynuowanym następnie w rezydencji marszałka Stanisława Małachowskiego postanowiono przyśpieszyć – dla sparaliżowania poczynań przeciwników – dzieło reformy państwa i przeforsować w skróconym trybie postępowania projekt przygotowanej Ustawy Zasadniczej. Tak przyjęty tryb uchwalenia Konstytucji dał pretekst przeciwnikom do oskarżeń o zamach stanu. Opisywana dramaturgia przyjęcia Ustawy Zasadniczej pokazuje opory, na jakie napotyka głęboka i rzetelna próba reformy państwa. Oskarżenia o zdradę, o podeptanie tradycji i przyjętych wcześniej standardów pojawiają się w polskiej historii dość często. Dość często też tego rodzaju zarzuty formułowane są przez faktycznych stronników obcych wpływów. Określenie ich jako partii moskiewskiej weszło do języka polskiej polityki i przetrwało do naszych czasów. W sposób formalny przywódcy ówczesnej opozycji antykonstytucyjnej i agenci Moskwy posługujący się żargonem hurapatriotycznym zawiązali w 1792 roku Konfederację Targowicką. Jeden z przedstawicieli Targowicy – Szczęsny Potocki przyjmował meldunki swoich zwolenników polecające „najczarniejszemu dziełu (Konstytucji) dać piękną farbę”. Druga okoliczność wpisująca Konstytucję 3 Maja w świadomość narodową to sposób jej obalenia. Była nim zdrada narodowa skutkująca upadkiem państwa na skutek rozbiorów. Ostatecznie w tych knowaniach wziął udział król Stanisław Poniatowski. Nawiązując do argumentów króla, że kapitulacja przed Rosją uratowała Rzeczpospolitą przed klęską ostateczną, marszałek litewski zauważył: „czyż ślepe posłuszeństwo króla (wskazaniom carycy Katarzyny II) cokolwiek ocaliło? Powiedzą, że zapobiegło rozbiorowi. Ale czy król jest tego pewień?” Na to pytanie nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć. Wiemy jednak na pewno, że doprowadziło faktycznie do tragedii narodowej. Jest to ponadczasowe memento płynące przez wieki do Polaków, iż koniunkturalizm polityczny tym właśnie się kończy. Pamiętajmy też o tym w obecnej dobie tak pełnej demagogii płynącej zarówno z lewa i z prawa.

 Powrót do: Tygodnik Solidarność Świętokrzyska