Kogo broni kodeks pracy?
Kazimierz Pasternak
Coraz
trudniejsza staje się nasza polska, pracownicza rzeczywistość. Ekonomia bierze
górę nad godnością człowieka i gwarancjami prawnymi. W związku z tym słabnie
pozycja pracowników w relacjach z pracodawcą. Pojawia się olbrzymia sfera
wynaturzeń. Rosnące bezrobocie nie sprzyja skutecznej walce z patologiami w
środowisku pracy. Pracownik jeśli nawet jest przekonany do swoich racji i
znajdzie określone przepisy prawne chroniące jego interesy często przegrywa bo
nie stać go na poprawne napisanie pozwu, wynajęcie prawnika i sprostanie
przewlekłym procedurom sądowym. Nawet w przypadku wygranej może się zdarzyć, że
zasądzony powrót do wykonywanej pracy staje się marzeniem bo pracodawca odmawia
realizacji prawomocnego wyroku sądu.
Pracownik
przegrywa batalię z pracodawcą o terminową wypłatę wynagrodzeń i zgodne z
prawem ich naliczanie, o usankcjonowanie obowiązujących norm czasu pracy i
wymogów z zakresu bezpieczeństwa i higieny pracy. Pracownik przegrywa również
dlatego, że traci szansę na korzystniejsze regulacje swoich uprawnień
wynikających z zakładowych układów zbiorowych, nagminnie wypowiadanych przez
pracodawców w pogoni za poprawą wskaźników ekonomicznych.
Warto
nadmienić, że przed drugą wojną światową, dokładnie w 1937 roku, układy
zbiorowe pracy obejmowały w Polsce około 2/3 pracowników. Wtedy sytuacja
ekonomiczna kraju i poszczególnych pracodawców była znacznie trudniejsza niż
obecnie, ale na pierwszym miejscu stawiano powszechny szacunek do prawa, umów i
pracownika. Wypłata w terminie wynagrodzenia pracownikom, składki
ubezpieczeniowej czy przestrzeganie norm czasu pracy traktowane było w
kategoriach odpowiedzialności za obowiązujące prawo. Nieliczne patologie w tym
zakresie skutecznie zwalczane były przez powoływane w Polsce przedwojennej
inspektoraty pracy, które posiadały uprawnienia do wizytowania zakładów pracy,
domagania się potrzebnej informacji w przedmiocie sprawy, oraz dokumentów.
Inspekcja Pracy w obronie praw pracowniczych mogła wydawać nakazy, stosować
kary administracyjne z możliwością aresztu. Liczył się wtedy autorytet
pracodawcy, szczególnie takiego, który prowadził swoją firmę zgodnie z prawem i
poszanowaniem pracowniczych uprawnień.
Dzisiaj
przeciętny pracownik dużo wie na temat posiadanych uprawnień, ale nie wychyli
się w przypadku zaistnienia nieprawidłowości między innymi dlatego, że zdaje
sobie sprawę z przegranej bezpośrednio z pracodawcą lub w sądzie. Media
codziennie dostarczają różne bulwersujące przykłady szykanowanych, bezprawnie
zwolnionych i oszukiwanych pracowników, którym często nie jest w stanie pomóc
nawet prawnik z profesorskim tytułem broniący racji pracownika przed sądem. To
na pewno bulwersuje. Padają przy tej okazji słowa goryczy i rozczarowania.
Związki zawodowe bronią praw pracowniczych, występują w ich obronie przed
sądami. Związkowi prawnicy odnoszą spektakularne sukcesy, ale nie wszystkich
udaje się obronić. Sądy chyba coraz częściej przyznają rację pracodawcom,
szczególnie w aspektach głoszonych strategii wychodzenia z przejściowych
trudności. Pracownikowi można skutecznie wlepić karę porządkową czy z byle
powodu wyrzucić dyscyplinarnie z pracy, a nie można skutecznie wyegzekwować
realizacji w terminie wypłaty nawet z wyrokiem sądowym w ręku.
Tolerowanie
tego rodzaju masowych zjawisk kompromituje państwo prawa i obniża rangę prawa
pracy mającego przede wszystkim wzmocnić prawną pozycję pracownika w relacji z
zawsze silniejszym pracodawcą, mającym środki i metody na ostateczne
rozprawienie się z pracownikiem. Jak na razie sejmowe lobby pracodawców wygrywa
kolejną nowelizację prawa pracy dla własnych spraw.
Czy i kiedy
przyjdzie opamiętanie w przywracaniu prawu pracy należytej racji i znaczenia w
ostatecznej rozgrywce o pozycję pracowników?