Strajki
Waldemar Bartosz
Ostatnie miesiące obfitują w strajki. Widać je w całym
kraju. Widać również w województwie świętokrzyskim. Głównym echem odbiła się
taka akcja w Ostrowiu Wielkopolskim w „Wagonie”. Strajk w Hucie Ostrowiec
doprowadził do oczekiwanego kompromisu, na którym również zyskali pracownicy.
Także nieodległe wydarzenia w buskim „Makadamie” pokazały, iż wspomniany oręż
związkowy jest skuteczny. Dopiero co zakończony strajk w jędrzejowskim
„Resanusie” pokazuje kierunek, który obierają związki zawodowe i pracownicy w
obronie swoich praw. Można się nawet z tego cieszyć. Przecież końcowy efekt
jest najważniejszy. Owszem. Można jednak na to zjawisko spojrzeć z innej
strony. Dominacja akcji strajkowych przypadała na przełom XIX i XX wieku. Były
one wymuszone beznadziejną sytuacją rodzącej się warstwy robotniczej. Były
wyrazem rozpaczy. Tworzące się i nabierające siły związki zawodowe doprowadziły
do sytuacji, w której raczej dialog i negocjacje skutecznie rozwiązywały
problemy. Obie strony, czyli przede wszystkim pracodawcy i związkowcy
zrozumieli, że jeśli pojawia się problem w relacjach: właściciel – pracownik,
należy go pokojowo rozwiązać. Z pożytkiem dla obu stron. Nie oznaczało to, że
strajk został wówczas schowany do przysłowiowego lamusa. Był też obecny, ale
tylko wtedy, gdy po stronie właścicielskiej brakowało dobrej woli. Wówczas był
sygnałem, iż nie funkcjonują mechanizmy dialogu społecznego. W państwach o
długiej tradycji demokratycznej strajki zdarzają się również obecnie. Zawsze są
jednak takim samym sygnałem o zatarciu się trybów negocjacji.
Z tej perspektywy należy spojrzeć na obecną sytuację
strajkową w Polsce. Pomimo hałasu o prowadzonym dialogu społecznym. Dialog ma
to do siebie, iż strony rozmawiają po to, aby załatwić problem. Zazwyczaj w
drodze obopólnego kompromisu. Nie ma dialogu tam, gdzie jedna ze stron ma
ukrytą w rękawie symboliczną spluwę. Jak inaczej bowiem nazwać sytuację, w
której pracodawca, dopiero na skutek strajku znajduje środki finansowe na
należne wynagrodzenia. Albo też, kiedy ustępują pod tzw. bronią strajkową w
sprawach socjalnych prawem określonych i pracownikom gwarantowanych. Sytuacja
taka rodzi niebezpieczne konsekwencje. Z jednej strony bowiem utrwala u
pracodawcy poczucie, iż kiedy nie ma strajku nie ma też konieczności poważnego
dialogu. Z drugiej rodzi przekonanie, iż droga rozmów i negocjacji jest
nieskuteczna. Dopiero strajk przynosi jakieś oczekiwane rezultaty. Jest to
niebezpieczny proces rozchodzenia się naturalnych partnerów jakimi winni być
pracodawcy i pracownicy.
Jest cofaniem się do czasów sprzed prawie stu lat.
Im wcześniej zostanie zrozumiany ten mechanizm, tym lepiej.
Dla wszystkich.