Wystarczy często dobra rada

Kazimierz Pasternak

 

Nie mamy czasu, dla siebie, dla rodziny. Tempo współczesnego naszego życia w epoce internetu i kosmosu staje się coraz szybsze, dokuczliwsze i meczące. Brakuje dystansu do wielu znaczących problemów. Trudno jest się często zatrzymać, pomyśleć i zwolnić. Dopiero w dramatyzmie drugiego człowieka, znajomego, sąsiada, kolegi potrafimy zauważyć czym jest nasze życie i jak trzeba spiesząc się nie zapominać o drugim człowieku.

"Solidarność" powołana jest do służby drugiemu. Nasze struktury obejmują miejsca pracy, gminy, miasta, województwa i kraj. Mamy skromne lub bardziej zmodernizowane lokale, uczymy się organizacji pracy, podejmujemy uchwały, programy i przypisujemy funkcyjnym działaczom związkowym określone zadania do zrobienia. Co pewien czas dokonujemy podsumowań i wprowadzamy niezbędne programowe korekty. Członkowie naszego Związku, ich rodziny, chcą aby "Solidarność" stawała się coraz bardziej skuteczna i otwarta na problemy ludzi. To pragnienie powtarzane jest od lat. Nic innego nie pozostaje jak pracować coraz skuteczniej i mozolniej tam gdzie jesteśmy. Nie powinno być straconych godzin, dni, przegadanych zebrań i niczemu nie służących połajanek. Przychodzący do Zarządu Regionu interesanci, często ze smutkiem i goryczą oceniają swoich kolegów, deklarujących jedynie na początku kadencji poprawę organizacji pracy związkowej i bezkompromisowość w obronie ludzi. W praktyce, po miesiącach działalności zostają tylko obietnice i gorycz porażki. Nie chcą nasi rozmówcy rewolucji w Związku. Wiedzą, że mogą doprowadzić do zmian. Problem w tym, czy kolejni działacze nie zawiodą. Statut Związku daje szanse. Największe pretensje wypowiadane są pod adresem tych kolegów, działaczy związkowych, których nigdy nie można spotkać w siedzibie Związku mimo umieszczonej informacji, że powinni tam w tym czasie przebywać. Na umówione terminy spotkań nie przychodzą i nie raczą usprawiedliwić swojej nieobecności. Boją się ryzyka. Nie zajmą się problemem człowieka i załogi. Brakuje im czasu na rozmowę i zajęcie się sprawą. A często wystarczyłaby kilku minutowa rozmowa z kolegą w fabrycznej hali, przy biurku czy w siedzibie Związku.

Jest powszechnie odczuwalny brak ludzi i instytucji, gdzie byłaby możliwość przekazania komuś drugiemu własnych trudnych problemów z pominięciem urzędniczo – biurokratycznej otoczki. "Solidarność" jest do tego powołana. To jej statutowe zadania. Szczególnie jest to niezmiernie ważne w czasie masowego bezrobocia, niesprawnego systemu ochrony zdrowia i opieki społecznej oraz zbiurokratyzowanych instytucji doradczo – pomocowych. Wokół siebie mamy i znamy ludzi dotkniętych nieszczęściem, biedą i chorobą. Czy mamy dla nich czas? Co zrobiliśmy aby ich nieszczęściem zainteresowały się instytucje państwowo – samorządowe powołane do realizacji tego rodzaju zadań? Nie wystarczy akcja, nie wystarczy bułka i gorący posiłek dla ucznia czy kawałek chleba dla rodziny i tona węgla na zimę. Człowiek dotknięty nieszczęściem chce być potrzebny społeczeństwu. Oczekuje na szacunek i dobre słowa, potrafi odróżnić życzliwość od schematycznego traktowania. Szuka pomocy. Najczęściej spotyka obojętność, arogancję i urzędniczą wyższość. Wie, że w dobie łapówkarstwa i kanapowych układów nie jest w stanie uzyskać oczekiwanej pomocy blisko własnego miejsca zamieszkania. W takiej sytuacji są także członkowie "Solidarności". Im również nie ma kto pomóc. Próbowali szukać ratunku w "Solidarności" i się zawiedli. Nie zostali wysłuchani. Ich racje i problemy zostały zlekceważone. Na szczęcie nie są to liczne przypadki. Warto jednak zadać sobie pytanie co ja zrobiłem na rzecz ludzi biednych, szykanowanych, odrzuconych? Czy znalazłem dla nich czas i zająłem się ich problemem? Każdy człowiek bez wyjątku wymaga szacunku, szczególnie w dobie współczesnego zobojętnienia, pogardy i zadufania w moc ziemskiego bogactwa. "Solidarność" może i powinna zrobić w tym zakresie znacznie więcej.

 

powrót do archiwum