Stan gospodarki

Waldemar Bartosz

 

Od dłuższego czasu przez media przetacza się dyskusja na temat kondycji naszego państwa. Dzielnie wspierają ją politycy różnych opcji. Jedni krzyczą o bogactwie, inni o boliwizacji kraju. Dla wielu grup zawodowych stanowi to powód do wystąpień o rozmaite należności. Ostatnio, w związku z debatą o służbie zdrowia znowu wypływa sprawa kondycji naszego państwa. Warto więc przyjrzeć się danym źródłowym i odnieść je do podobnych standardów państw zachodnich, aby porównać i zobaczyć w jakim jesteśmy momencie.

Podstawowym wskaźnikiem jest wielkość produktu krajowego brutto przypadającego na jednego mieszkańca. W Polsce wynosi on niespełna 8 tysięcy dolarów na mieszkańca. Jest to wielkość porównywalna z Meksykiem. Kraje starej Unii Europejskiej wskaźnik ten posiadają kilkakrotnie wyższy niż w Polsce. W Hiszpanii wynosi on prawie 26 tysięcy dolarów, w Wielkiej Brytanii prawie 37 tysięcy. Świadczy to, iż kraje te są kilkakrotnie bogatsze niż Polska. Stąd „ssanie” siły roboczej z Polski właśnie do tamtych państw. Innym istotnym wskaźnikiem jest miara rozpiętości dochodów, czyli miara rozwarstwienia społecznego. Podaje się ja za pomocą tzw. współczynnika Gingego. Według niego, gdyby wszyscy mieli jednakowe dochody, wynosiłby on „0”, gdyby jeden człowiek miał wszystkie dochody a pozostali – żadnych, wskaźnik wynosiłby „1”. Wskaźnik ten dla Polski wynosi 0,34 i jest podobny jak w innych państwach Unii Europejskiej. Dla przykładu, we Francji wynosi on 0,33, w Wielkiej Brytanii 0,36. Obrazowo pokazują to dane z 2004r., które mówią, że dochody 20% najlepiej zarabiających Polaków są 6,6 razy wyższe niż dochody 20% najbiedniejszych Polaków. Oznacza to, że podnoszony często w publicystyce zarzut zbyt dużego rozwarstwienia nie jest do końca prawdziwy. Istnieje natomiast takie przekonanie o boliwizacji kraju. Wydaje się, że przekonanie to wynika z porównania naszych oczekiwań, często niespełnionych z obserwowanym poziomem życia w krajach o wyższym poziomie rozwoju. W psychologii społecznej nazywa się to relatywną deprywacją potrzeb. Jest to jednocześnie przesłanka do mniemania, że istnieją motywacje do awansu finansowego i społecznego. Niestety, jest to niesłychanie trudne ze względu na inne, niezbyt dobre zjawiska gospodarcze. O tym jednak za tydzień.

Powrót do strony: Tygodnik Solidarność Świętokrzyska