Próba sił
Kazimierz Pasternak
Prawo, demokracja, samorządność dla tysięcy naszych rodaków
oznacza jedynie slogan, nieznaczące hasło. Zmieniające się rządy, parlamenty,
samorządy szybko zapominają o losie człowieka – wyborcy i składanych
deklaracjach. Liczą się partyjne znajomości i kanapowe układy. Ci wszyscy
aktywni mieszkańcy naszego kraju uczestniczący w wyborach nastawieni na dialog
i najlepsze rozwiązanie, postrzegający demokrację w kategoriach jej twórców,
szybko przekonują się o fikcji i brutalności dnia codziennego.
W demokracji swoje konstytucyjnie gwarantowane miejsce mają
partie polityczne, samorządy, stowarzyszenia, związki zawodowe. Każda z tych
organizacji ma ustawowo określone zadania i uprawnienia. To gwarantuje
demokracja, która coraz bardziej przeradza się w system wyłącznych przywilejów
dla jednych oraz udręk i wyłącznie obowiązków dla drugich. Szczęśliwcem w tak
rozumianej i kształtowanej demokratycznej rzeczywistości jest najczęściej każdy
zrzeszony w rządzącej partii, ugrupowaniu czy stowarzyszeniu rozdającym karty
na poziomie kolejno: centrali, miasta, powiatu czy gminy. Dla takich
szczęśliwców otworem stoją gabinety rządzącej partyjnej elity, gdzie łatwiej o
rozmowę, pomoc czy załatwienie konkretnej sprawy. Inni pechowcy, nienależący do jasno zdefiniowanej kasty wygranych na
poziomie rządu, powiatu, gminy czy zakładu, jeśli już dostąpią progów władzy,
do której przyszli z problemem, to z góry muszą wiedzieć, że wygrana władza w
pierwszej kolejności pomaga swoim. Taka praktyka rodzi bunt, rozczarowuje,
nakazuje stawiać pytania o sens cierpienia w okresie wojny, w latach
komunistycznych prześladowań, w batalii o wolną i niepodległą Ojczyznę.
Doświadczają tego zarówno ludzie młodzi jak też nieco starsi i bohaterowie
niepodległościowych zrywów. Ci pierwsi tylko, dlatego, że nie załapali się w
porę w aktualnie rządzące układy muszą najczęściej emigrować z własnego kraju
za chlebem. Czynią tak rozgoryczeni skalą prywaty, chamstwa i
niesprawiedliwości w wydaniu tzw. elit gospodarczo-samorządowo-politycznych.
Opuszczają swój kraj, często wbrew własnym przekonaniom, reprezentowanym
wartościom i kultywowanym w rodzinie tradycjom. Jadą do obcych. To, co w
pierwszej kolejności dostrzegają to przede wszystkim normalność w relacjach
międzyludzkich, dotrzymywanie słowa, uczynność i sprawiedliwe wynagrodzenie za
wykonaną pracę. Pytają, dlaczego u nas o to tak trudno? Dlaczego koniecznie
trzeba być w lokalnej sitwie, aby żyć? Skąd bierze się tyle wrogości,
międzyludzkiej podłości i zemsty w kraju o wielowiekowej tradycji? Przez pryzmat
innego państwa, tamtej rzeczywistości dostrzegają nasze polskie piekło,
przyczyny wrogości i społecznego wykluczenia. „Solidarność” w krajach, gdzie
skierowali swoje kroki za chlebem nadal uchodzi za polski fenomen, wzorzec do
naśladowania i przykład mądrości Polaka. U nas nie brakuje przykładów gdzie
„Solidarność” się zwalcza, bo przeszkadza, protestuje, głośno woła o godność
człowieka, sprawiedliwość, poprawę warunków pracy i płacy. Czynią to także i
tacy, którzy opanowali sztukę kupczenia wartościami, za które ginęli inni.
Powrót do: Tygodnik Solidarność Świętokrzyska