Zasłona dymna

Kazimierz Pasternak

 

Płonące przydrożne rowy, torfowiska, działkowe i domowe ogniska to tradycyjna polska, wiosenna rzeczywistość powtarzana co roku. Gęsty dym to poważne niebezpieczeństwo dla użytkowników dróg, mieszkańców wsi i osiedli. Niewinne płomienie potrafią zagrozić lasom, budynkom i człowiekowi. Co roku dowiadujemy się o ludzkich tragediach i olbrzymich zniszczeniach. Nie pomagają apele strażaków, groźby policji i ostrzeżenia eksperckich autorytetów z dziedziny ochrony środowiska. Pokutuje przekonanie, że wypalanie trawy to sposób na skuteczną walkę ze szkodnikami i użyźnianie gleby. Argumenty akurat przeczące tej tezie jak na razie nie znajdują większego zrozumienia. Były przypadki śmierci rolników, którzy tracili życie przy wypalaniu traw. Płonęły lasy i wspaniałe drzewostany. Dym unoszący się nad drogami był bezpośrednią przyczyną katastrof drogowych, czy kolejowych. Czy najbliższe dni i tygodnie będą stanowić znowu powtórkę głupoty i dramatu tysięcy ludzi spowodowanej trawiastym dymem i groźnym ogniem atakującym szybko, siejącym śmierć i zniszczenie. Tu już nie wystarczą apele, dramatyczne komunikaty, administracyjne kary i pędzące do pożarów wozy strażackie. Zawsze znajdą się tak zwani oporni na wiedzę, apele i argumenty. Oby ich było jak najmniej. Całkowity sukces na tej płaszczyźnie jest możliwy w perspektywie kilku najbliższych lat pod warunkiem, że zarówno media jak też szkoły, stowarzyszenia, różne instytucje, związki zawodowe i mieszkańcy naszego kraju zatroszczą się o systemową edukację, poprawę świadomości obywatelskiej pozwalającej zrozumieć nieodpowiedzialność wiosennego igrania z ogniem. Spalone trawy, śmieci, plastikowe opakowania to zagrożenie dla zdrowia człowieka, szczególnie niebezpieczne przy bezwietrznej pogodzie, kiedy gęsty dym co najmniej na kilka dni potrafi skutecznie truć i porażać zdrowie ludzi, często w sposób nieodwracalny. Trzeba przecież tak niewiele. Czyste powietrze to jeden z bardzo ważnych składników środowiska, w którym żyjemy. Możemy znacząco zadbać o czyste, nieskażone powietrze tej wiosny w środowisku gdzie mieszkamy, czy pracujemy. Może wystarczy rozmowa z sąsiadem, pogadanka w szkole, czy argumenty przedstawione przez lokalny autorytet na wiejskim czy osiedlowym spotkaniu. Mniej ognisk, palonych łąk to mniejsze zagrożenie dla zdrowia człowieka i środowiska naturalnego. To mniej ludzkich dramatów i nieodwracalnych strat w drzewostanie. Wydawałoby się, że tak proste racje powinny na trwałe spowodować zanik wiosennych zadymianych, groźnych pejzaży. Wyjścia nie ma, musimy sami poradzić sobie z tym problemem. Im szybciej tym lepiej. Pomocne zapewne będą w batalii o czyste powietrze coraz bardziej rygorystyczne wymagania unijne, jeśli chodzi o ochronę powietrza. Postęp na tej płaszczyźnie jest widoczny. Jeszcze kilkanaście lat temu buchające dymem fabryczne kominy specjalnie nie dziwiły. Podobnie było z trucicielami wód. Wszystko to było zdaniem propagandzistów tamtej epoki ubocznym efektem prężnie rozwijającej się gospodarki socjalistycznej. Komin bez dymu czy szkodliwego pyłu oznaczał często fabryczny marazm gdzie zapomniano o biciu produkcyjnych rekordów. Na szczęście kominy to już przeszłość i jedynie wystawowo-albumowa rzeczywistość. Dzisiaj są inne pytania w sferze ochrony zdrowia i ochrony środowiska. Budowane gminne spalarnie śmieci za unijne pieniądze to nowoczesność, dodatkowe miejsca pracy ale także śmieci, odpady, produkty ropopochodne zwożone z krajów europejskich, których spalanie jest rzekomo nieszkodliwe a efekty w postaci dymiącego komina niewidoczne. Pytanie, dlaczego w rozwiniętych europejskich krajach nie postawiono na rozwój spalarni, które przejęłyby utylizację odpadów z naszego kraju? Przecież to taki dobry interes, nieszkodliwa inwestycja, wręcz wyróżnienie dla danej gminy czy zakładu gdzie gigantyczne tony śmieci niewiadomego pochodzenia są spalane. Czy to przypadkiem nie kolejna zmodernizowana bomba ekologiczna, ukryty truciciel z opóźnionym zapłonem?

Powrót do strony: Tygodnik Solidarność Świętokrzyska