Płace zbyt niskie
Mieczysław Gójski
Od kilku miesięcy możemy zaobserwować, że w wielu
przedsiębiorstwach naszego regionu nasilają się napięcia i problemy
pracownicze. Mają one różne natężenie i objawiają się w różnych formach. Ale
bez wątpienia ich wspólnym podłożem są kwestie płacowe. Czasem są to sprawy
jeszcze niesformalizowane. Ale pracownicy wyczuwają, że coś się dzieje nie tak.
W naszych organizacjach związkowych zaczyna wówczas migać ostrzegawcze „żółte
światło”. Jeżeli na tym etapie Związek wyczuje klimat załogi i wskutek tego
dojdzie do autentycznego dialogu z pracodawcą to można zapobiec narastaniu
konfliktu. Jeśli jest dwustronna wola rozwiązania problemu to można go szybko i
skutecznie rozwiązać. Gorzej jest, gdy jedna ze stron nie „czuje problemu”.
Niestety, najczęściej stroną tą są pracodawcy. Problem nierozwiązany musi
wybuchnąć. To tylko kwestia czasu. Prowadzi to w konsekwencji do sporów
zbiorowych a czasem i strajków.
Nasz Związek od lat udowadnia, że płace w Polsce są zbyt
niskie. Ich poziom jest niewspółmierny do zaangażowania i wydajności pracy.
Polacy ze swymi wynagrodzeniami są niemal na samym końcu krajów Unii
Europejskiej. Stąd też ogłoszona przez NSZZ "Solidarność"
ogólnopolska kampania „Niskie płace barierą rozwoju Polski”. Za naszymi racjami
przemawiały fakty w postaci danych i wskaźników. W postaci „suchych” liczb jak
i opracowań naukowych. Związek liczył, co jest oczywiste, że z faktami się nie
dyskutuje. Okazuje się, że jest inaczej. Związki pracodawców nie zauważają tego
problemu. Przedstawiają swoje pseudoargumenty.
Niestety, wtórują im rządzący. Ich podstawowy, wspólny argument, to obawa, że
znaczący wzrost (a taki jest potrzebny) wynagrodzeń zachwieje dobrą koniunkturą
gospodarki. Nie dostrzegają jakby problemu emigracji zarobkowej, biedy, która
dotyka nie tylko bezrobotnych, ale także osób pracujących. Na domiar złego lansowana
jest teza, że grupą niedostatecznie uposażoną są pracodawcy, czyli dyrektorzy i
prezesi firm, których właścicielem jest Skarb Państwa. Wynagrodzenia ich na
dzień dzisiejszy mogą wynosić nawet sześciokrotność przeciętnego wynagrodzenia.
Czyli około 16 tys. złotych miesięcznie. Prezesi spółek państwowych chcieliby
mieć możliwość dorównania ich kolegom z sektora prywatnego. W praktyce często
są to wynagrodzenia niebotyczne. Bo jak inaczej można nazwać wynagrodzenie
miesięczne w wysokości kilku milionów złotych?
Jeżeli takie przykłady idą z góry, to trudno się dziwić, że
prezesi lokalnych firm stosują podobną taktykę. Sami zarabiając nierzadko
kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie nie mają oporów, aby wynagrodzenie ich
pracowników było nędzne. Nawet wówczas, kiedy środki na wzrost wynagrodzeń są.
Przykłady można mnożyć. Jest to sytuacja patologiczna.
Jeżeli ten stan rzeczy się utrzyma, jeżeli szybko nie
zostaną podjęte decyzje na szczeblu centralnym to musimy się liczyć z falą
protestów zakładowych, regionalnych i ogólnopolskich. Myślę, że władze naszego
Związku opracują stosowną taktykę i plan działania. Wierzymy wszyscy i mamy na
to argumenty, że niskie płace nie tylko upokarzają Polaków, spychają wielu w
obszar biedy. Wierzymy także, że niskie płace są barierą rozwoju Polski.
Liczymy, że zdołamy przekonać do swoich argumentów rządzących w drodze dialogu
społecznego. W przeciwnym razie lato może być gorące. Normalny związek zawodowy
nie może postawiony w takiej sytuacji pozwolić sobie na bierność.
Powrót do: Tygodnik Solidarność Świętokrzyska